Kuszące, ale nie dla mnie. Tak na mój nos perfumy te nie mają w sobie nic z modlitewnej pokory, medytacyjnego wyciszenia, potrzeby przekroczenia siebie i kontaktu z czymś większym, potężniejszym, z Absolutem ani nawet z chęci rezygnacji z siebie, w własnego Ego. Nie ma też w tej woni rytmu inkantacji, pierwotnego lęku przed bóstwem, pochodzącej z głębi ciała trwogi przed magią i nieznanym, przed Tajemnicą, mroczną i niepojętą.
Zapach matematyki.
Padparadscha to dla mnie zapach chłodny, jasny i czysty, egocentryczny, zatopiony w sobie samym i sam siebie kontemplujący zamknięty we własnej doskonałości. Odbieram te perfumy jako bardzo męskie ale nie w sensie "dla mężczyzn" a upostaciowione albo w mężczyznę, albo w męską część w kobiecie, w Animusa. Ten zapach nie otula, nie ogrzewa, nie budzi wspomnień. Nie dodaje nadziei, siły i wiary ani nie przenosi na Wyspy Szczęśliwe.
Padparadscha, skonstatowałam pewnego dnia ze zdumieniem, to zapach...matematyki. Piękny i zrozumiały jest prostą elegancją algebraicznego zapisu, logiczny i składny jak sama sylogistyka, przestrzenny jak geometryczne formy, jasny jak równianie różniczkowe, bezlitosny jak znak równości, prosty i ascetyczny, chłodny, czysty bez cienia wyrozumiałości dla człowieczych słabości, sentymentalizmu, samousprawiedliwień i czułostkowości.
Padpardscha otwiera się zimno, wytrawnie i szorstko. Suchy, wystygły, miałki popiół zmieszany z dopiero co zerwanymi z krzaka, oszronionymi na srebrno-niebiesko jagodami jałowca i grubo mielonym, czarnym pieprzem ciśnięty garścią na świeżo przecięty cedrowy bal tworzy zapach szorstki, ostry i introwertywny, wycofany w głąb samego siebie zarazem. Cedrowa żywica zdaje się zlepiać brudzący palce popiół, dodaje mu plastyczności, wygładza szorstkość nie odbierając przy tym cudnie wytrawnej, garbinkowej niemal suchości i chłodu dawno wygasłego zimną nocą żaru. Po jakimś czasie do wiórzastego cedru dołącza się równie suchy, spękany sandałowiec pozbawiony zwykłej kremowości, miękkości, surowy, pełen drzazg oraz odrobina dodającego pikantnego wykończenia sproszkowanego chilli.
Padpardscha to odmiana szafiru, rzadkie i cenne pomarańczowo- różowe wcielenie tego kamienia. Jej perfumeryjny odpowiednik, jeśli miałby być szlachetnym kamieniem to tylko nieoszlifowanym, skrywającym za chropowatą, matową powłoką swoje piękno, blask, zdolność rozszczepiania światła. Zdystansowane, odległe ludzkim sprawom pachnidło Sattelite nie ogrzewa się ciepłem ludzkiego ciała, pozostaje chłodne, obrócone w głąb samego siebie. Pomaga wyciszyć się, wprowadzić ład w splątanych myślach, nadać im strukturę. Ale porządek, jaki wprowadza Padparadscha w moim umyśle nie ma dla mnie nic wspólnego z dążącym do transcendencji choć wciąż ludzkim aktem modlitwy. Ten zapach to nieubłagany w swoim determinizmie linearny ład matematycznego równania.
Ilustracja pierwsza pochodzi z: http://brain.fuw.edu.pl/edu/Matematyka:Ci%C4%85gi2
Ilustracja druga, zdjęcie rzeźby chińskiej rzeźbiarki Zhang Huan, popiersia uczynionego z kadzidlanego popiołu, drewna i żelaza pożyczyłam z: http://arttattler.com/archivezhanghuan.html
Aż szkoda, że nie znam :)
OdpowiedzUsuńBardzo sugestywny opis.
Pozdrowienia serdeczne,
tri
Teraz doczytałam o rzeźbie... z kadzidlanego popiołu, drewna i żelaza... ciekawe, jak pachnie?
OdpowiedzUsuńDziękuję za inspiracje.
tri
Tri, dziękuję pięknie za dobre słowo.
OdpowiedzUsuńZapach rzeźby i mnie zaintrygował, myślę, mam nadzieję, że pachnie podobnie jak Padpardscha właśnie, może minus metaliczne nuty.
Ta rzeźba rzeczywiście musi pachnieć co najmniej intrygująco. Wszystko jedno, jakie drewno ją tworzy. :D
OdpowiedzUsuńCo do Padparadschy, to kolejny zapach, którego recenzję mam rozgrzebaną i jakoś nie potrafię skończyć (obok np. Tabu Dany czy Midnight Oud od Juliette Has a Gun). Także brakuje "punktu zaczepienia", którego i Ty nie mogłaś znaleźć. kombinowałam m.in. z Angkor Wat, więc klimaty historyczno-medytacyjne zachowane; ale.. to nie jest "to". :) Będę szukać dalej.
Bardzo jestem ciekawa jak Ty odbierasz Padparadschę, mam nadzieję że gdy tylko odnajdziesz ów kłopotliwy punkt zaczepienia będę mogła przeczytać Twoją recenzję. Bardzo jestem też ciekawa Twojego odbioru Midnight Oud, ja skwitowałabym ten zapach dwoma niezbyt cenzuralnymi słowami więc świadomie powstrzymuję się od recenzji.
OdpowiedzUsuńDwoma niezbyt cenzuralnymi? Niech zgadnę: "wciórności, fetor!" czy "azaliż ginę! [od tego smrodu]"? ;)
OdpowiedzUsuńNa P. nadal nie mam pomysłu, ale po wczorajszym teście coś zaczyna się klarować w kwestii Midnight Oud (gorzej, że skojarzenie zaczyna podgryzać się pod wizję, jaką mam przy okazji Oud Royal Armaniego..). A obu zapachów porównać nie sposób. Więc problem istnieje nadal, tylko zmienił kontekst. :)
Miałam na myśli takiej jeszcze mniej cenzuralne:). Powiem tylko że Midnight Oud pachnie na mnie fekalnie. Z resztą nie tylko na mnie, na niewinnym blotterze też.
UsuńOud Royal nie znam i aż boję się poznać- a to z racji na pierwszy człon nazwy. Ale na recenzję czekam jak zwykle niecierpliwie.