Największy atut bezsprzecznie przystojnego pana ze zdjęcia pozostaje ukryty dla wzroku. Ten młody (rocznik 78) mężczyzna to Philippe Jaroussky, śpiewak operowy i barokowy, o którym mówi się, że głos ma iście anielski. Jako śpiewak zadebiutował w 1999 roku i z dnia na dzień, niespodziewanie, uzyskał sławę i opinię złotego dziecka barokowej opery. Niespodziewanie, ponieważ dwudziestojednoletni wtedy Jaroussky nie był śpiewakiem ani studentem wokalistyki- studiował grę na skrzypcach w wersalskim konserwatorium. W tej chwili Francuz ze swojsko brzmiącym nazwiskiem jest beniaminkiem mediów o statusie zbliżonym do pozycji gwiazdy popu, ma zagorzałych fanów, fan-kluby, poświęcone mu strony internetowe i blogi, sprzedaje miliony płyt na całym świecie a bilety na jego koncerty rozchodzą się na pniu. Tą fenomenalną, gwiazdorską popularność, dość niezwykłą jak na wykonawcę muzyki poważnej, Jaroussky zawdzięcza niezwykłemu tembrowi głosu. Śpiewa kontratenorem czyli głosem o barwie podobnej do głosu kobiecego. Niezwykła skala i ogromne możliwości wokalne sprawiają, że bez trudu wykonuje partie pisane niegdyś dla kastratów (płyta Carestini - The story of a Castrato; Virgin Classics, 2007). Obrazowo rzecz ujmując: głos Jarousskiego to głos chłopca przed mutacją sprzężony z doskonałą, wyrafinowaną, zręczną techniką śpiewu człowieka dorosłego, to sopran z umiejętnościami koloratury śpiewany po męsku, prosto z przepony, z niebywałą czystością i jasnością.
Choć nie przepadam za operą Jarousskiego słucham z przyjemnością nawet w partiach typowo operowych. A z większą jeszcze przyjemnością słucham go w moim ulubionym barokowym lub renesansowym repertuarze. Potrafi on dostosowywać sposób swojego śpiewania do każdego kompozytora, miejsca, czasu zabierając słuchacza w prawdziwą podróż poprzez krainę dźwięku. Ze względu na dobór utworów moją ulubioną płytą tego artysty jest Beata Vergine, wydawnictwo Vigrin Classics z 2006 roku. To zbiór unikalnych pieśni ku czci Marii autorstwa różnych, pochodzących z epok renesansu i baroku kompozytorów. Płyta jest dość oszczędna w warstwie instrumentalnej, orkiestra Ensemble Artaserse wyraźnie pozostaje w tle podkreślając tylko piękno głosu Jaroussky'ego i umożliwiając mu wykorzystanie w pełni swoich niewiarygodnych możliwości wokalnych.
Z płyty Beata Vergine
Na wczorajszym koncercie w łódzkiej filharmonii pieśni maryjnych niestety nie było. Ale choć uwielbiam dawną muzykę sakralną bynajmniej nie narzekam na repertuar niedzielnego wydarzenia. Philippe Jaroussky w towarzystwie L'Arpeggiaty pod wodzą niesamowitej Christiny Pluhar wykonywał głównie pieśni Monteverdiego i Piazzolli a także współczesną i dawną muzykę latynoskich i hiszpańskich kompozytorów.
Za prawdziwy zaszczyt i szczęście poczytuję sobie to, że znalazłam się na widowni. Bilety na ten koncert wyprzedały się w ciągu trzech godzin, tylko refleksowi i zapobiegliwości mojego Miłego zawdzięczam przyjemność wysłuchania Jaroussky'ego i L'Arpeggiatry na żywo.
I o ile wiedziałam, mniej więcej, czego mogę się spodziewać po zespole Chrstiny Pluhar bo miałam już przyjemność kilkakrotne uczestniczyć w ich koncertach tak Jaroussky po prostu mnie zaskoczył. Jego nagrania odsłuchiwane nawet na doskonałym sprzęcie (mój Miły jest zapalonym audiofilem i pasjonatem muzyki samej w sobie i jakości dźwięku) nie oddają w pełni sprawiedliwości jego głosowi. Umiejętności emisji i modulacji głosu Jaroussky'ego są wręcz niewiarygodne. Jest to wokal niebywale plastyczny, z łatwością przekazuje emocje a dzięki swojej przestrzenności po prostu trafia w słuchacza, wzrusza, głęboko dotyka choć jakaś część mnie słuchającej i widzącej artystę na scenie, mnie obeznanej nieco z jego twórczością odsłuchiwaną z płyt wciąż nie mogła uwierzyć, że śpiewa mężczyzna.
Wczoraj w Łodzi zabrzmiała, między innymi, ta pieśń Astora Piazzolli.
Wczorajszy koncert był dla mnie niezwykłym doświadczeniem. Gdyby można było opisać muzykę nie byłoby sensu jej tworzyć, mówi w filmie Wszystkie poranki świata de Saint - Colombe, mistrz violi de gamba. Tak jest w istocie, nie znajduję słów by opowiedzieć o pięknie, z którym wczoraj obcowałam.
Mam tylko nadzieję, że kiedyś jeszcze go dotknę.
Jaroussky na żywo! Właśnie przeczytałam Twój wpis memu Miłemu - teraz oboje zieleniejemy z zazdrości, kwiląc cicho "też chcę" ;)
OdpowiedzUsuńNieładnie to zabrzmi- ale przejście na samożywność i cichutkie (a także całkiem głośne) kwilenia są w kontekście tego koncertu absolutnie uzasadnione. Ale, ale... Jaroussky dwukrotnie bodaj był w Krakowie- chyba dwa razy wystąpił na Misteria Paschalia. Mam nadzieję, że pojawi się i w tym roku. Ja się pojawię na pewno- w charakterze słuchacza rzecz jasna.
OdpowiedzUsuńWybierasz się?
Tak, wybieram się. Choć Jaroussky’ego w tegorocznym programie Misteriów nie widzę, to i tak całość wygląda nader apetycznie.
OdpowiedzUsuńA gdybyś w czasie festiwalu miała nadmiar wolnego czasu, to z przyjemnością pomogę Ci go zapełnić ;)
O, dziś ogłosili program, dziękuję za cynk! Zapoznawszy się z nim wiem już, że na pewno będziemy w Krakowie na pierwsze trzy dni festiwalu. Twoją pozycję zaś skrzętnie w pamięci zapisuję- i dziękuję Ci za nią, jestem zaszczycona.
OdpowiedzUsuńSłuchałam z rosnącym zachwytem :)
OdpowiedzUsuńBytności na koncercie jednocześnie Gratuluję Ci i zazdroszczę (chociaż bez zawiści). Ciekawe doświadczenie. :)
Dzięki za gratulacje składam i w pas się kłaniam. To było ciekawe i piękne jednocześnie doświadczenie, mam nadzieję, że kiedyś będę mogła je powtórzyć.
Usuń