"...wbrew temu, co się sądzi, botanikiem był autor słynnego zdania Róża jest różą, poeta powiedziałby zaledwie Róża, reszta polega na cichym jej kontemplowaniu"*.
Róża w perfumach zwykle zachowuje się zgodnie ze są królewską naturą. Imperatywna, władcza zawłaszcza całą kompozycję, zagarnia ją, dumna niczym Napoleon, który odebrawszy koronę z rąk papieża sam nakłada ją sobie na głowę. A gdyby tak odebrać róży panowanie, przesunąć ją do wonnego tła? Tak własnie uczynił Andy Tauer, choć do królowej kwiatów odwołał się w samych imionach wszystkich trzech pachnideł o których chcę opowiedzieć ujął ten kwiat niezwykle powściągliwie nie pozwalając mu zdominować zapachów.
Róża pierwsza: dziwaczka
Róża z tego pachnidła wyrosła dziko na grządce wraz z tojadem i wilczymi jagodami. Drobne, głęboko i soczyście różowe kwiaty wciąż ściśnięte są w pąki, gałązki, cienkie i wiotkie pokryte są licznie bardzo ostrymi kolcami gotowymi boleśnie wbić się w palce, obłamać się, oderwać od rośliny i pozostać w zbyt natarczywych dłoniach jak kara za zbytnią śmiałość. Dopiero zakwitający różany krzak niemal jeszcze nie pachnie, intensywnie za to pachną rosnące dookoła zioła. Chłodna, gorzkawa lawenda dotknięta kroplą olejku z geranium w połączeniu z jasnymi, subtelnymi cytrusami składa się na otwarcie, ostre, przenikliwe, orzeźwiające ewoluujące powoli w kierunku nieokreślonej, lekkiej, owocowej słodyczy. Tych wszystkich, którzy po takim preludium spodziewają się kolejnej transparentnej, lekkiej, doprawionej zielenią różaności spotka spore zaskoczenie. Zapach bowiem ciemnieje, wysładza się bardzo dostałymi, zgniecionymi w dłoniach na miazgę jagodami malin.
Za cierpkiej zieloności otwarcia wygląda gęsta dojrzałość zapachu. Nasycona, ciężka od zawiesistym szkarłatem malin i krwi wypełnia całą dostępną przestrzeń. Róża wyokrągla serce, dopełnia je tymi tak by zawierało wszystkie wyobrażalne odcienie ciemnej czerwieni, Une Rose Vermeille godne jest swego imienia. Przed nadmiernym ciężarem i lepkością chronią aldehydowe, nieco mydlane nuty fiołka przenikające kompozycję tak jak żyłki jasnego kwarcu przenikają matową, twardą czerwień jaspisu.
Ciążąc ku bazie akordy nieuchronnie mieszają się ze sobą. Gęsta, zblenowana słodycz podkreśla jadalny aspekt pachnidła, mam wrażenie jakbym nachylała się nad bulgoczącym na wolnym ogniu garnkiem, w którym smaży się konfitury z malin, płatków róży i fiołka z garścią dodanych podstępem tłuczonych gorzkich migdałów suto przesypanych dla niepoznaki trzcinowym cukrem. Czerwony, lepki sok wybarwił kremowe jądra migdałów i scukrzył ich aromat wydobywając z niego marcepanowe spektrum wonnego widma, początkowa gorzkość trującego cyjanku znika we wszechogarniającej smakowitej słodyczy.
Ciepła, drzewna podstawa wydaje się być powrotem do linii wytyczonej przez orzeźwiające, zielone otwarcie. Tak skonstruowanej głębi moglibyśmy się spodziewać, rozpływają się kontury, szkarłat blednie jak wyschnięte płatki róż, przez konfiturową słodycz przesącza się kremowe drewno sandałowe, pomarszczone fasolki bobu tonka, ciemna wanilia miękka jak kocie futro, syropowatą ambrę na mydlanym nieco piżmie pozostawiając po sobie poświatę o woni owocowej oranżady w proszku.
Nie ma już zwodów i niespodzianek, zapach gaśnie. Czybym czuła niedosyt?
* Historia Oblężenie Lizbony Jose Saramago
Ilustracjami są obrazy Krzysztofa Kiwerskiego z serii Zaćmienia. Galerię tego niezwykłego artysty można znaleźć tutaj: http://www.kiwerski.art.pl/
Trzy róże od Andy'ego Tauera
Róża pierwsza: dziwaczka
Za cierpkiej zieloności otwarcia wygląda gęsta dojrzałość zapachu. Nasycona, ciężka od zawiesistym szkarłatem malin i krwi wypełnia całą dostępną przestrzeń. Róża wyokrągla serce, dopełnia je tymi tak by zawierało wszystkie wyobrażalne odcienie ciemnej czerwieni, Une Rose Vermeille godne jest swego imienia. Przed nadmiernym ciężarem i lepkością chronią aldehydowe, nieco mydlane nuty fiołka przenikające kompozycję tak jak żyłki jasnego kwarcu przenikają matową, twardą czerwień jaspisu.
Ciążąc ku bazie akordy nieuchronnie mieszają się ze sobą. Gęsta, zblenowana słodycz podkreśla jadalny aspekt pachnidła, mam wrażenie jakbym nachylała się nad bulgoczącym na wolnym ogniu garnkiem, w którym smaży się konfitury z malin, płatków róży i fiołka z garścią dodanych podstępem tłuczonych gorzkich migdałów suto przesypanych dla niepoznaki trzcinowym cukrem. Czerwony, lepki sok wybarwił kremowe jądra migdałów i scukrzył ich aromat wydobywając z niego marcepanowe spektrum wonnego widma, początkowa gorzkość trującego cyjanku znika we wszechogarniającej smakowitej słodyczy.
Ciepła, drzewna podstawa wydaje się być powrotem do linii wytyczonej przez orzeźwiające, zielone otwarcie. Tak skonstruowanej głębi moglibyśmy się spodziewać, rozpływają się kontury, szkarłat blednie jak wyschnięte płatki róż, przez konfiturową słodycz przesącza się kremowe drewno sandałowe, pomarszczone fasolki bobu tonka, ciemna wanilia miękka jak kocie futro, syropowatą ambrę na mydlanym nieco piżmie pozostawiając po sobie poświatę o woni owocowej oranżady w proszku.
Nie ma już zwodów i niespodzianek, zapach gaśnie. Czybym czuła niedosyt?
* Historia Oblężenie Lizbony Jose Saramago
Ilustracjami są obrazy Krzysztofa Kiwerskiego z serii Zaćmienia. Galerię tego niezwykłego artysty można znaleźć tutaj: http://www.kiwerski.art.pl/
Lubie taka słodką, dzika różę, nawet w towarzystwie nielubianych migdałów :)
OdpowiedzUsuńSzkarłatna Róża to właśnie taka słodka konfiturka. Migdały pojawiają się w niej tylko po to by zniknąć za chwilę, rozpłynąć się w czerwonym absolucie.
UsuńTym lepiej dla zapachu ;)
Usuń