poniedziałek, 5 listopada 2012

Le Labo: Oud 27

"Idą barbarzyńcy, nikt ich nie pokona
Chcą świat antyczny mieczem aż do trzewi przeryć
Ryk ich budzi grozę, cuchną ich imiona,
Atylla, Odoaker, Witigez, Genzeryk."


Oud 27 to wilk w owczej skórze. Testowany na nadgarstku ukazuje piękne drzewne oblicze, czaruje wonią cedrowego bala, pełnego żywicy wewnątrz a okopconego i dymnego od agaru zewnątrz. Zwiedziona i oczarowana tym drzewnym pięknem otoczonym lekką, kwiatową poświatą zapomniałam o ostrożności i użyłam Oud 27 do pracy, fundując sobie osiem ponad godzin w towarzystwie nieokrzesanego i unikającego kąpieli barbarzyńcy, który, zrzuciwszy drzewną i urodziwą maskę zafundował mi repetycje z historii upadku Imperium Rzymskiego.



Idą barbarzyńcy...


Użyty globalnie Oud 27 cuchnie. Cuchnie mocarnie i z upartą, tępą konsekwencją, śmierdzi uryną, zastarzałym potem i testosteronem. To zapach dawno niemytego męskiego ciała, brudu, łoju, mastki, testosteronu i zepsutych zębów. 
Otwarcie wprost wykręca receptory węchowe intensywną, kwaśno- cierpką wonią moczu capa. Przenikliwy, urynalny oud, ostry, gorzki szafran, przenikliwe, drażniące śluzówkę aldehydy i fizjologiczne, zwierzęce piżmo kojarzą mi się, przepraszam wrażliwych, z wonią krocza mężczyzny, który kąpie się dwa razy do roku i unika jak może zmiany bielizny. Bogactwo tego fetoru obejmuje wszystkie możliwe wydzieliny ludzkiego ciała, zeskorupiałe i zastarzałe, zaparzone temperaturą. Po kilku chwilach ujawnia się medyczna, lizolowa część wonnego widma agaru nie wybijając się jednak, pozostając w tle tak jakby unikający higieny mężczyzna wiedziony poczuciem obowiązku raz na jakiś czas przecierał genitalia jakimś odkażaczem.



Oś zapachu uzupełnia wsączająca się nieśpiesznie gęsta, balsamiczna nuta, aromat dopiero co złamanych świerkowych igieł lub roztartej w placach grudki żywicy z sosnowego drzewa, wygrzanej słońcem i lepkiej. Gdzieś na granicy wrażliwości mojego powonienia błąka się surowa woń świeżo wyprawionej skóry, twardej i skrzypiącej, możliwe jednak, że nie jest to prawdziwa skóra a udające ją ciemne labdanum.  

Powoli ujawnia się drugi olfaktoryczny plan, jedwabisty i miękki, wytłumiony oudowym rykiem, przygnieciony i zgnieciony urynalną mocą. Składają się na niego nuty typowo perfumeryjne, przyjemne dla nosa, uładzone i cywilizowane, w zestawieniu z barbarzyńskim agarem gnuśne i słabe.



Kadzidło o suchej kompleksji i wzroku mętnym od wina toczy próżny spór o uniwersalia ze słodkim gwaiakowcem o płci nieustalonej albo wręcz zmiennej. Bułgarska róża, rasowa hetera wabi klientów zalotnymi spojrzeniami spod ciężkich od tuszu rzęs lub trwoni czas na malowaniu twarzy ołowiową, białą farbą, drzemie w paczulowym cieniu nie chcąc wierzyć, że od północy ciągnie kres jej kultury, że zagłada cywilizacji, na której wykwitła to nieuchronna sprawa tygodni, miesięcy, dni.

Upiorny oud nie cichnie lecz chowa się, przyczaja, jakby zapachowy kadr odjechał, zogniskował się na czymś innym, na ostatnich chwilach świata, który agar zdepcze i zgniecie. Fizjologiczna, ckliwa i mdląca cielesność nie daje o sobie zapomnieć, zagęszcza zapach kwaśną, urynalną słodyczą miodu, straszy wonią dymu i pogorzeliska, ziemistych zgliszcz i gorącego popiołu.





Oud 27 to kolejny etap w mojej perfumeryjnej przygodzie, bolesna nauczka, że to, co kusi z nadgarstka niekoniecznie obiecująco rozwinie się na ciele. Wiele godzin męki w towarzystwie cuchnącego troglodyty  owiniętego niby szal lub pętla na szyi wspominam z niemal masochistyczną rewerencją obiecując sobie, że już nigdy nie będę globalnie testować zapachów w okolicznościach gdy zmycie pachnidła i przebranie się nie jest możliwe.



*Cytat ze wstępu pochodzi z wiersza Barbarzyńcy Jerzego Czecha, cytowany film to wykonanie Przemysława Gintrowskiego.
Ilustracja pierwsza pochodzi ze strony http://eurasian-sensation.blogspot.com/2010/12/whitewashing-attila-hun.html
Ilustracja druga to obraz Plądrowanie Rzymu 455 pędzla Karla Briullova (1836)
Ilustracja trzecia to obraz pędzla Lawrence Alma- Tedla Róże Heliogabala ( 1888)

5 komentarzy:

  1. Nie zazdroszczę tych wielu godzin w towarzystwie takiego śmierdziucha :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eau de Conan ? ;)
      chociaz według mnie Conan jednak się mył ;)

      Usuń
  2. Tovo, dziękuję. Zdecydowanie nie ma czego zazdrościć.

    Parabelko wiesz nawet chciałam, miast Attylą, zilustrować opowieść kadrem z Conana z młodym Schwarzeneggerem w roli tytułowej. Ale taki był właśnie czysty i... cywilizowany.
    Nie pasował, ot co.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam kolegę w pracy, który czasmi zajeżdża taką kompozycją zapachową :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm myślisz że to kwestia olfaktorycznego wyrafinowania
      czy barku higieny?

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...