Mimo że nie odrzucam a priori słodyczy w perfumach uważam się za miłośniczkę zapachów i smaków wytrawnych, nawet lekko cierpkich, gorzkawych, szorstkich od garbników. Tracę więc głowę dla niektórych perfum męskich tak samo jak tracę ją dla pewnego typu mężczyzn. Bohaterowie dzisiejszej opowieści, choć obaj wytrawni, w różnych tego słowa znaczeniu, z goryczą i cierpkością nic wspólnego nie mają.
In vino veritas.
Le Boise to piękny, szlachetny zapach w wyrafinowanym opakowaniu. Zwykle wychodzę z założenia, że perfumy kupuje i używa się z powodu tego, jak pachną a nie dla ich wyglądu obojętne jest mi na ogół więc czy używam odlewek czy flakonów, nie przywiązuję szczególnej uwagi do ich kształtu czy koloru ale estetyka opakowania tych perfum Ginestet nawet takiej abnegatki jak ja nie mogła pozostawić obojętną. Koncept flakonu o postaci butelki wina w drewnianej, starannie wykonanej skrzynce jest znakomity i sprawia, że obcowanie z tym zapachem jest szczególnie przyjemne.
Le Boise otwiera się drzewnie, intensywnym zapachem cedru. Jasnego, świeżego, broczącego żywicą. Gdzieś w tle migocze sugestia zapachu czerwonego wina, gdy zamykam oczy zbliżając nadgarstki do nosa wyobrażam sobie, że znalazłam się w jasnej i suchej piwnicy, w której dojrzewa i leżakuje szlachetne bordeaux szczelnie zamknięte w cedrowych beczkach.
I wcale nie przeszkadza mi wiedza, że wino leżakuje w beczkach z dębu nie z cedru.
Nie mogę nie skojarzyć tego otwarcia z Padparadschą choć cedr w interpretacji Sattelite jest znacznie bardziej suchy, przybiera postać bardziej wyschniętych wiórków niż żywicznego drewna no i jest suto doprawiony pieprzem i świeżymi, wciąż srebrnymi od roślinnego wosku jagodami jałowca. Ta suchość, popielistość, linearna składność i czyste wynikanie czynią dla mnie Padparadschę zapachem abstrakcyjnym, Le Boise jest o wiele bliższe człowiekowi i człowieczym przyjemnościom. Bo oto winny aromat pogłębia się i odrobinę ociepla, jak na zacne bordeaux przystało w bukiecie wyczuć można nutę ciemnej wanilii, suchego, jasnego dymu (czyżby szczypta olibanum?), czarnego pieprzu i dębowego drewna. Cedr wytraca żywiczność i jasność, osiada tuż przy skórze. Staje się nieco szorstki, jego chropowatość pięknie kontrastuje kremowy, miękki, mruczący sandałowiec, żywcem wyjęty z Tam Dao i niewymieniany w nutach gwajakowiec, słodki i upojny. Kompozycja przez cały czas pozostaje cudnie wytrawna, przestrzenna a jednocześnie ciemna i głęboka.

Ilustracja pierwsza jest reklamą producenta.
Na ilustracji drugiej wieczny Clark Gable, gentleman- zawadiaka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz