czwartek, 26 stycznia 2012

Rousse Serge Lutens

Żadna chyba przyprawowa nuta zapachowa nie jest w mojej wyobraźni sprzęgnięta tak silnie z kolorem co cynamon. No, może z wyjątkiem szafranu. Wąchając szafran czuję kolor jasnej, nasyconej żółci, gdy wącham cynamon moje powonienie pieści zapach koloru rdzawo- rudego, jego nasycenie zależy od faktury i kształtu cynamonowej nuty a jego natężenie od jej intensywności.  Bardzo chciałam poznać wonnego bohatera dzisiejszej opowieści wyobrażając sobie, że będzie to rdzawo- rudy burzowy obłok, groźne sirocco, rycząca, cynamonowa potęga, tuman pyłu gany wiatrem. 


Tchnienie cynamonowego zefiru.


Już tytuł sugeruje, że to, co znalazłam we flakonie nijak miało się do moich wyobrażeń o Rousse. Zamiast cynamonowego oddechu porywczego i skorego do gniewu Eurosa, rdzawej burzy potężnej i głośnej dostałam tchnienie figlarnego Zefira. 



Rousse na mojej skórze nie ma nic wspólnego wiatrem sirocco, nie jest gwałtowny, suchy, porywczy. Nie ma w nim groźby, potęgi, żywiołu. Jest za to jakby rozwodniony w otwarciu, podbity ciemną, niespożywczą wanilią i szczyptą gorzkiego, jasnożółtego szafranu oraz kandyzowanej, pomarańczowej skórki, lekki dzięki ulotnej, cedrowej nucie oraz całkiem pozbawiony mocy. Czai się już od otwarcia tuż przy skórze, chowa się w rękaw swetra. Rdzawość zapachu nie jest tak ciemna ani tak nasycona jak to sobie wyobrażałam. Nie jest to barwa spękanej, szorstkiej kory cynamonowca ani nawet brązowawego-rudego spożywczego proszku. Rudzielec jest w kolorze rudo- złotym, miękkim jak kobiece włosy, migoczącym jasnymi, cytrusowymi refleksami.
Gdy skóra dobrze ogrzeje perfumy cynamon zdaje się zmieniać stan skupienia, z wolna staje się płynny, oleisty, tłusty, spływa po ciele ciężkimi kroplami by wreszcie osiąść w załamaniach skóry jak roślinne masło. Spod jego lepkiej warstwy sączy się nieco przytłumiony oleistą grawitacją pikantny, kontrastowo suchy zapach goździków. Pikantność goździków sprawia, że Rousse staje się cieplejszy niestety jednak nie dodaje mu mocy. Wytłuszczona cynamonowa nuta trwa już niezmiennie i statycznie na mojej skórze aż do zmierzchu zapachu. 




Zmierzchu wyjątkowo smakowitego bo oto w bazie perfumy wysładzają się wyjątkowo szarlotkową na mnie ambrą bliźniaczo podobną do tej z Ambre Narguile z serii Hermenessence.
Zamiast wytrawionego słońcem piachu i cynamonowego proszku mam łagodny podmuch, który rozwiewa i plącze długie złoto-rude włosy. Serge Lutens zaserwował mi bryzę o zapachu cynamonowo- jabłkowego ciastka podanego na stole zbitym z nieheblowanych balów szlachetnego drewna, szorstkiego i pełnego drzazg. To w sumie woń bardzo miła ale zdecydowanie nie tego szukałam.


Ilustracja pierwsza to zdjęcie z witryny www.tvn245.pl
Ilustracja druga pochodzi ze strony www.swiatobrazu.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...