Jak czuje się ateista w kościele? Wyobraźcie sobie katolicką świątynię odartą z tajemnicy i transcendentu. Przysadzisty, gargamelowaty budynek z żelbetu o przestronnym wnętrzu, nieuzasadniony zapierającym dech w piersiach majestatem gotyckiej katedry, barokowym bogactwem ani wyrafinowaniem nowoczesnej architektury sakralnej; zwykły kościół parafialny. Wyobrażam sobie, że człowieka wierzącego gmach taki może być piękny pomimo aż raniącego oczy braku jakichkolwiek walorów estetycznych lub nawet jawnej, kalekiej brzydoty. Pięknem może być jego udział w większej całości, nieudolne choćby sięganie ku tradycji, która ukształtowała Europę; piękno może odwoływać się do funkcji, zgromadzenia, jedności ludzi wyznających podobne wartości, pięknem wreszcie może to, co według wierzącego w Kościele się dokonuje, coś wykraczającego poza funkcję, poza świat zmysłów i rozumu. Tajemnica.
Ateista pozostanie ślepy na tą Tajemnicę, być może przejdzie obok niej nie przeczuwając nawet jej istnienia. Być może dlatego w zwykłym kościele czuć może się obco. Jego obecności w świątyni nie można wyjaśnić jej walorami architektonicznymi, sławnymi dziełami sztuki, kulturą albo antropologią. Trudno mu uważać się za turystę lub zwiedzającego. W zwykłym kościele, w głuchej ciszy czasu między nabożeństwami, ateista jest podglądaczem- intruzem zawstydzonym pod surowym wzrokiem nieudolnie namalowanych świętych.
Niewierzący voyeurysta oczekiwał być może, że zapach kościoła to woń palonego kadzidła, niebiańskiego olibanum. Nic podobnego. W przenikliwie chłodnym powietrzu unosi się woń pustki i wilgoci. Zagaszonych świec. Skapującej z parasoli wody. Parujących płaszczów uczestników niedawno zakończonego nabożeństwa. Ziemi i błota, które nanieśli. Powietrza uwięzionego pod beczkowatym sklepieniem, przepuszczonego przez tysiące płuc.
Kadzidło, owszem, jest obecne. Wonny dym wsiąkł w drewniane ławki wyślizgane do ciemnej gładkości przez ludzkie dłonie i kolana, ukrył się między piszczałkami organów w zakamarkach za ołtarzem. Jego dyskretna obecność zaznacza się jako wrażenie zimna i przestrzeni. Przestrzeni, która wypełniona jest labdanum.
Słodka, gęsta, przestrzelona jasnym olibanum czystkowa żywica chwilami wydaje się gorzka, niemal osmalona płomieniami świec by za chwilę okazać niespodziewanie ciepłe, egzotyczne oblicze. To tak jakby w jednej z kościelnych naw odnaleźć zaskakujący obraz, na którym Madonna ma ciemną cerę, włosy lśniące od olejku z amli i bindi wyrysowane między brwiami. Takie malowidło zdaje się zupełnie nie pasować do wnętrza środkowoeuropejskiego rzymskokatolickiego kościoła ale z jakichś nie do końca wytłumaczalnych powodów jest też bardzo na miejscu.
W głębi świątyni zapach ciemnieje i ogrzewa się nieco. Intensywne, bogate labdanum cichnie z wolna ustępuje miejsca nutom drzewnym, dymnosłodkim, niemal wędzonym w bliskości świętości. Powietrze z echami kadzidła wciąż jednak pozostaje zimne, czyste i niezmącone, obce wobec każdego dźwięku.
Nawet ateista może mieć swoje ceremonie. Czas wyciszenia, kontemplacji, uspokojenia, przestrzeń dla własnych myśli, nawet tych obarczonych egzystencjalnym lękiem, który jest ponad religiami i deklaracjami wiary. Taki właśnie rytuał jest dla mnie istotą Ceremony.
*fragment epitafium Nikosa Kazantzakisa. Całość brzmi:
"W nic nie wierzę,
nie mam żadnej nadziei
jestem wolny".
Zdjęcie pierwsze znalazłam na http://wyborcza.pl/56,75248,12851136,Magia_w_Kosciele_wciaz_ma_sie_dobrze__ZOBACZ_.html
drugi zaś można znaleźć tu: http://www.gp24.pl/apps/pbcs.dll/gallery?Site=GP&Date=20091007&Category=SLUPSK&ArtNo=731587826&Ref=PH&Params=Itemnr=2
Zdjęcie trzecie pochodzi z http://encyklopedia.szczecin.pl
W nic nie wierzę
jestem wolny*
Ateista pozostanie ślepy na tą Tajemnicę, być może przejdzie obok niej nie przeczuwając nawet jej istnienia. Być może dlatego w zwykłym kościele czuć może się obco. Jego obecności w świątyni nie można wyjaśnić jej walorami architektonicznymi, sławnymi dziełami sztuki, kulturą albo antropologią. Trudno mu uważać się za turystę lub zwiedzającego. W zwykłym kościele, w głuchej ciszy czasu między nabożeństwami, ateista jest podglądaczem- intruzem zawstydzonym pod surowym wzrokiem nieudolnie namalowanych świętych.
Niewierzący voyeurysta oczekiwał być może, że zapach kościoła to woń palonego kadzidła, niebiańskiego olibanum. Nic podobnego. W przenikliwie chłodnym powietrzu unosi się woń pustki i wilgoci. Zagaszonych świec. Skapującej z parasoli wody. Parujących płaszczów uczestników niedawno zakończonego nabożeństwa. Ziemi i błota, które nanieśli. Powietrza uwięzionego pod beczkowatym sklepieniem, przepuszczonego przez tysiące płuc.
Kadzidło, owszem, jest obecne. Wonny dym wsiąkł w drewniane ławki wyślizgane do ciemnej gładkości przez ludzkie dłonie i kolana, ukrył się między piszczałkami organów w zakamarkach za ołtarzem. Jego dyskretna obecność zaznacza się jako wrażenie zimna i przestrzeni. Przestrzeni, która wypełniona jest labdanum.
Słodka, gęsta, przestrzelona jasnym olibanum czystkowa żywica chwilami wydaje się gorzka, niemal osmalona płomieniami świec by za chwilę okazać niespodziewanie ciepłe, egzotyczne oblicze. To tak jakby w jednej z kościelnych naw odnaleźć zaskakujący obraz, na którym Madonna ma ciemną cerę, włosy lśniące od olejku z amli i bindi wyrysowane między brwiami. Takie malowidło zdaje się zupełnie nie pasować do wnętrza środkowoeuropejskiego rzymskokatolickiego kościoła ale z jakichś nie do końca wytłumaczalnych powodów jest też bardzo na miejscu.
W głębi świątyni zapach ciemnieje i ogrzewa się nieco. Intensywne, bogate labdanum cichnie z wolna ustępuje miejsca nutom drzewnym, dymnosłodkim, niemal wędzonym w bliskości świętości. Powietrze z echami kadzidła wciąż jednak pozostaje zimne, czyste i niezmącone, obce wobec każdego dźwięku.
Nawet ateista może mieć swoje ceremonie. Czas wyciszenia, kontemplacji, uspokojenia, przestrzeń dla własnych myśli, nawet tych obarczonych egzystencjalnym lękiem, który jest ponad religiami i deklaracjami wiary. Taki właśnie rytuał jest dla mnie istotą Ceremony.
*fragment epitafium Nikosa Kazantzakisa. Całość brzmi:
"W nic nie wierzę,
nie mam żadnej nadziei
jestem wolny".
Zdjęcie pierwsze znalazłam na http://wyborcza.pl/56,75248,12851136,Magia_w_Kosciele_wciaz_ma_sie_dobrze__ZOBACZ_.html
drugi zaś można znaleźć tu: http://www.gp24.pl/apps/pbcs.dll/gallery?Site=GP&Date=20091007&Category=SLUPSK&ArtNo=731587826&Ref=PH&Params=Itemnr=2
Zdjęcie trzecie pochodzi z http://encyklopedia.szczecin.pl
Aaa... to o to chodziło!
OdpowiedzUsuńKurczę, zaczynam czuć się dziwnie, bo dotąd chyba tylko na mojej skórze nie ujawnił się "taki zwykły kościół". U Ciebie, i u Sabb, i nawet na martwym już 'Smell for white cat, smell for black cat' powtarzają się te same wrażenia. A wszystko przez, kurka, labdanum! ;) Ale mniejsza o nie.
Ważne, że Twoja wizja robi wrażenie. Do mnie przynajmniej trafiła.
Btw, pamiętam, jak czytałam kiedyś w jakimś antropologicznym periodyku, jak autorka uczestnicząc we mszy w swoim kościele parafialnym zrozumiała nagle, że oto bierze udział w obrzędach ku czci Wielkiej Bogini. Naprowadziły ją na to majowe pieśni, chyba coś z intencji mszalnych, akuratna ewangelia, kazanie o kobietach, obrazy o tematyce maryjnej a nawet wielki fresk z Maryją za ołtarzem, w miejscu zwyczajowego krzyża (bo kościół był pod wezwaniem NMP). Normalnie 200% matriarchatu. ;)) No ale żeby to dojrzeć, potrzeba dystansu do tematu zasadniczego; w tym kraju nie zawsze mają go nawet ateiści. A pomijając bindi, to przecież smagłolica Madonna w tysiącach reprodukcji zdobi chyba każdy polski kościół; ta z Jasnej Góry.
Okazuje się że znów mam stereotypowe skojarzenia :).
UsuńChrześcijaństwo w odmianie katolicyzmu w gruncie rzeczy jest religią politeistyczną- i nie chodzi tu wcale o ekwilibrystyczny dogmat trójcy świętej- ale o kult Marii i całego panteonu świętych, każdy pełni funkcję patrona od określonych spraw, dokładnie jak pomniejsi bogowie w wielobóstwie.
Kult maryjny zaś to zjawisko szczególnie fascynujące - Wielkiej Bogini przyznano miejsce tuż za wielką (by nie napisać- medalową) Trójką w ciekawy sposób łącząc trzy aspekty: Dziewica, Matka, Mądra w jedną, niezmienną postać.
Poreformacyjne odłamy chrześcijaństwa odcięły się od podobnych, ciążących ku politeizmowi praktyk, ciekawe że odrzucając kult Marii i Świętych odrzuciły też przepych katolickiej celebry.
Co do obrazu z Jasnej Góry zaś: że lico smagłe to prawda nie wiem jednak czy był to zamysł swoistej egzotyczności czy ciemniejąca lub źle dobrana farba.
A przejmujesz się tym? ;) Bo nie warto.
UsuńW sumie racja; ale też takie samo jest choćby prawosławie, to na marginesie. I pewnie z racji "kultu wieloosobowego" (tak go nazwę dla spokojności ;) ) w dalszym ciągu mi odpowiada, jakoś nie potrafię oderwać się od katolicyzmu. Dotąd myślałam, że chodzi tylko o teatralizację, misterium, sztuczne tworzenie tajemnicy, jak w przypadku tradycji konklawe - bo i je przecież bardzo lubię, od lat (choćby w bajkach albo w literaturze fantasy). Ale czym byłby ten kult, gdyby nie silna postać kobieca [znacznie silniejsza, niżby tego chciała Tradycja kościelna; nawet pomimo wmanipulowania jej w boską ciążę przez wygadanego anioła; w końcu miała wtedy dwanaście lat i dziś z wypiekami na twarzy oglądałaby "Hannah Montanę" czy inne badziewie DisneyTV ;) ] oraz zastępy świętych na każdą okazję? :)
Co do Maryi, to przecież jeszcze kilkanaście lat temu mieszkańcy terenów wiejskich (bodaj kielecczyzny ale głowy nie daję) proszeni przez etnografów o wymienienie osób Trójcy Świętej dosyć często mówili, że są to "Bóg, Jezus i Maryja". Czyli "przeciętnemu człowiekowi" potrzebne jest znaczne, silne bóstwo żeńskie. Przynajmniej temu, który wyznaje katolicyzm.
Z cudownym obrazem z Jasnej Góry to w ogóle inna bajka. Wg legendy został namalowany przez jednego z apostołów na desce ze stołu, przy którym jadała święta rodzina. Ale jeśli policzylibyśmy wszystkie cudowne ikony, które namalowano by na deskach z jezusowego stołu, szybko okazałoby się, że stołów mieliby więcej, niż Jan Chrzciciel czaszek, sądząc po ilości relikwii. ;) Ale faktem jest, że ikona Maryi Częstochowskiej powstała gdzieś w czasach i na terenie Cesarstwa Bizantyńskiego. Zatem możliwe, że tam ciemniejszy kolor skóry aż tak nie raził w oczy, jak mogło to mieć miejsce u nas. No i w ogóle trzeba uwzględnić różną manierę stylistyczną.
Choćby nie wiem jak starano się wyrugować kobiecość ze świętości przez wieki nie da się obejść faktu, że mniej więcej połowa wyznawców każdej religii to wyznawczynie- kobiety. Można odmówić im dostępu do obrzędów (jak w islamie), można odmówić im prawa do studiowania świętych ksiąg (jak w judaizmie), można odmówić im mocy decyzyjnej, władzy i mocy sprawowania misterium (jak w katolicyzmie)-- słowem można dyskryminować je na wiele rożnych sposobów ale nie można odmówić im własnego osobnego losu, który sam z siebie musi stworzyć bóstwo żeńskie lub o cechach żeńskich do którego można będzie zwracać się w sprawach rodzenia, dzieci, ich wychowania, uświnionej podłogi co jej domyć nie można i chłopa- pijaka.
UsuńSylwia Chutnik kazała Matce Boskiej pozmywać po Ostatniej Wieczerzy-- no bo ktoś to musiał zrobić, mężczyźni siedzą, deliberują, dumają, zbawiają ale by posprzątać --nikt nie pomyśli. Coś w tym jest.
Dlatego (uwaga, będę prorokować!) wieszczę kultowi maryjnemu rychły spadek popularności na przestrzeni następnych kilkudziesięciu lat. Role kobiety i mężczyzny unifikują się, unifikują się zadania, cele i biegi życia-- silne bóstwo żeńskie przestaje być potrzebne a Absolut staje się coraz bardziej wolny od jakiejkolwiek płci.
Jestem wierząca i - co dziwne - zapachy kadzidłowe i inne "kościelniaki" w ogóle mi się mistycznie nie kojarzą. Kadzidło zawsze bardziej dla mnie jest bliskie natury i jej patetycznego piękna niż budowli sakralnej.
OdpowiedzUsuńCo do kultu maryjnego - zawsze przypomina mi się wizyta w sanktuarium Matki Boskiej Po Trzykroć Przedziwnej, groteskowa nazwa, dotycząca tych trzech właściwości Maryi, o których wspomniałaś w odpowiedzi, Rybko.
Justyno a może właśnie dlatego że jesteś wierząca nie musisz szukać mistyki w oparach kadzidła ani nawet w sakralnej muzyce czy sztuce. Przecież to wszystko jest jedynie oprawą dla tego co w oczach wierzących jest prawdziwym transcendentem. To piękna oprawa, zgoda. Ale akcydentalna i niekonieczna, pozbawiona jej tajemnica nic nie straciłaby ze swej istoty.
OdpowiedzUsuńWpisałam w Google "sanktuarium Matki Bożej po Trzykroć Przedziwnej" ciekawa gdzie też się ono znajduje-i okazało się że jest w Polsce kilka ośrodków kultu o takiej nazwie. W duchowości ludowej Wielka Bogini tkwi o wiele mocniej niż w oficjalnej teologii.