wtorek, 30 kwietnia 2013

Ava Luxe: Moksha

Który to już raz imię zapachu wywiodło mnie w pole dając mi zupełnie fałszywe mniemanie o jego naturze?
Moksza w hinduizmie to ostateczne wyjście poza krąg samsary, wyzwolenie się z niekończącego się łańcucha wcieleń, zerwanie z ego, stał łączności z Absolutem. 
Moksza (lub, w oryginale, Moksha) Ava Luxe tymczasem to spacer po składzie egzotycznych drewien, rozpoznawanie nazw i krajów pochodzenia długich, oheblowanych desek i delikatnych  ręcznie rzeźbionych w drzewnej tkance egzotycznych bibelotów wszystkimi zmysłami, fakturą, zapachem, ciężarem, barwą, twardością, kształtem. Choć Moksha jest zupełnie odmienna niż moje pierwotne wyobrażenie pożegnałam się z własna wizją bez żalu a nawet z radością, że zamiast kolejnej kadzidlanej wariacji zaserwowano mi tak głęboko drzewny orient.

czwartek, 25 kwietnia 2013

LM Parfums: Vol d'Hirondelle

Podczas ostatnich dni niewiele czasu miałam na testowanie zapachów, jeszcze mniej zaś na pisanie o nich, skutkiem czego na blogu powstało dające się zauważyć zaniedbanie. Nie to, niedługo wracam do opowiadania. Przynajmniej na jakiś czas.
Dzisiejsza historia będzie przestrzenna i lekka niczym lot jaskółki. Wysnuła się sama, spontanicznie i samorodnie z zapachu tak subtelnego i eterycznego jak esy floresy kreślone na wiosennym niebie przez małego ptaszka o wygiętych skrzydłach, ciemnych i ostrych jakby naszkicowanych rapidografem przez chińskiego mistrza rysunku. Spisując ją teraz, w czasie kradzionym innym zajęciom, pilnym i niezbędnym spostrzegam, że brakowało mi opowiadania o zapachach. I szczęśliwa jestem, że odczuwam tą lukę.


czwartek, 11 kwietnia 2013

Jovoy Paris: Ambre Premier


Ambre Premier od Jovoy Paris to z pozoru kolejny ambrowiec, urodziwy ale całkiem całkiem normalny, by nie napisać zwyczajny. Ciepły, puchaty, słodki, mocny jak zawiesiste porto, ot nic nowego. Kilku głębokich wdechów i wiele cierpliwości potrzebowałam by zorientować się, że nie jest to pachnidło tak całkiem stereotypowe. Trudno bowiem o pospolitość kiedy stoi się na głowie.

piątek, 5 kwietnia 2013

Lubin: Galaad

"Matka królewska Teje przyjęła mnie w prywatnej komnacie, gdzie w klatkach skakały i szczebiotały rozmaite ptaszki z podciętymi skrzydełkami. Wcale bowiem nie zapomniała o zawodzie, który uprawiała w dniach młodości, i wciąż jeszcze chętnie chwytała ptaki w pałacowym ogrodzie, powlekając klejem gałęzie drzew i zakładając sidła (...)
Nie ze skąpstwa częstowała mnie piwem, tylko, jak to jest obyczajem ludu, sama wolała piwo od wina. A piwo jej było mocne i słodkie i mogła go wypić wiele dzbanów dziennie, tak że ciało jej opuchło od piwa, a twarz nabrzmiała i wyglądała odpychająco, i twarz ta naprawdę przypominała twarz murzyńską, mimo że nie była czarna. Nikt z pewnością nie mógłby na jej widok przypuścić, że ta postarzała i obrzękła kobieta kiedyś swoją pięknością zdobyła miłość wielkiego faraona. Dlatego też lud mówił, że zdobyła łaskę faraona dzięki murzyńskim gusłom, bo jest przecież rzeczą niezwykłą, gdy faraon bierze sobie ptaszniczkę znad Rzeki i podnosi ją do godności wielkiej królewskiej małżonki."*


środa, 3 kwietnia 2013

Illuminum: Cashmere Musk i Rajamusk

Michael Boadi to brytyjski fryzjer (teraz się chyba mówi- stylista fryzur, albo jakoś tak), który sławę zdobył mistrzowskim strzyżeniem i czesaniem modelek dla wielkich projektantów mody oraz aktorów i wszelkiej maści gwiazd. Na fali powodzenia postanowił realizować się także jako perfumiarz i w 2011 roku stworzył markę Illuminum. Jej kolekcję stanowi w tej chwili szesnaście zapachów, poznany do tej pory Wild Tobbaco sprawił, że zapragnęłam przetestować całą resztę. Dzięki uprzejmości Jaroslava mogłam zawszeć znajomość z dwoma piżmami Illuminium, Cashmere Musk i Rajamusk.
Jako że ostatnio ciągiem z większą lub mniejszą emfazą chwaliłam opisywane zapachy dziś, aby nie zrobiło się na blogu zbyt słodko i zbyt pochlebnie, pozwolę sobie na chwilę malkontenctwa bo oba testowane pachnidła są bowiem okropne, po porostu okropne.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...