wtorek, 9 października 2012

Pierre Balmain: Ebéne

Dzisiejsza opowieść będzie nieco nietypowa dotyczyć bowiem będzie zapachu, w który nie układa się na mnie dobrze. Jest interesujący lecz nie na tyle bym chciała go nosić lub choćby pisać o nim przywołując jego ducha z wonnego limbo, w które został zesłany wiele lat temu gdy producent zadecydował o wycofaniu pachnidła ze sprzedaży. Wolę więc opisać jak niezwykle i pięknie Ebéne rozwija się na męskiej skórze, jaką opowieść snuje.
Otwiera się tak:




Quia nominor leo*

Ryk lwa słyszalny jest nawet z odległości pięciu kilometrów, otwarcie Hebanu jest podobnie bezkompromisowe, donośne, potężne, basowe. Trafia do mózgu nie przez nos ale od nasady ścierpniętych kości, przez wszystkie postawione dęba włoski na ciele. Chłodna, orzeźwiająca mięta gnieciona z ostrymi, pełnymi lotnych olejków liśćmi i geranium doprawiona gwiaździstym anyżem z cierpkimi aldehydami użytymi w ilości na jaką nie poważyłby się żaden perfumiarz współcześnie sprawia, że dreszcz przebiega wzdłuż kręgosłupa i rozpływa się w lędźwiach głuchym odczuciem grozy, fizjologiczny kumin owiewa ciepłym, słodkawym oddechem dzikiego, drapieżnego zwierzęcia. Misternie spleciony z bazylii, bylicy i tymianku wilgotny, ostry akord ziołowy przenika się z nieco kolońsko podanymi cytrusami, suchymi, wyprażonymi w słońcu sawanny. Ebéne ryczy aldehydową mocą i goryczą ziół a później cichnie nagle jakby ryk urwał się wpół oddechu i zmienił się w gardłowe, pozbawione złości pomrukiwanie sennego, wielkiego kota.


Zapach rozwarstwia się tworząc dwie olfaktoryczne płaszczyzny odrębne choć ściśle do siebie przylegające i reagujące na siebie, jak olej w naczyniu z wodą. Jedna warstwa zapachu jest płowa i miękka jak kocie futro, ciepła od wytrawionego słońcem, pylistego cynamonu, lekko waniliowa od puchatej tonki. Druga, twarda i sprężysta jak mięśnie ukryte pod obrosłą futrem skórą, drzewna, chłodna od wciąż wyczuwalnego anyżu, połyskliwie czarna jak tytułowy heban na początku zaznaczona ostrym konturem z czasem rozpływa się w przyprawowej, rozleniwionej senności. 

Lew zapada w dżemkę. Gdzieś w tle plącze się ledwo zarysowany akord kwiatowy dociążony paczulową, kakaową suchością. Napięcie lżeje, poczucie zagrożenia tonie w lepkiej gnuśności upalnego popołudnia. Wygrzane słońcem futro pachnie dzikością i wolnością: skórzastym i fizjologicznym labdanum, świeżą skórą, cywetem, miękkim, nieoczyszczonym piżmem.



Miękka jak dotyk kociej łapy ambra, krztyna niepalonego olibanum i oleisty dębowy mech składają się na bazę, ciepłą, przyjazną, gęstą ale nieustannie obecny, ostry akord fizjologiczno- animalny przypomina, że Heban nigdy nie będzie figlarnym i łagodnym domowym kotkiem. To drapieżnik, teraz śpiący i niegroźny ale w jednej chwili zdolny obnażyć zęby i wyciągnąć pazury. I wydać z siebie mrożący krew w żyłach aldehydowo- ziołowy ryk.

Ebéne, mój równolatek obudził we mnie tęsknotę za dawnymi sposobami składania zapachów, za woniami ostrymi, intensywnymi, dosadnymi. Podobno perfumy te mają wrócić na rynek. Zastanawiam się czy Balmain zdecyduje się pozostawić kompozycję niezmieniony czy też uwspółcześni go, wygładzi, przytnie pazury, uczesze futro i powyrywa lwu zęby.
Aby nie.


* Ponieważ zowę się lwem, cytat z Bajek Fedrusa
Pierwsze dwie ilustracje pochodzą z fantastycznego bloga http://wblionslog.blogspot.com
Trzecią zaś pożyczyłam od Briana Millera, fotografa (nie tylko) afrykańskiej przyrody. Więcej jego zdjęć można znaleźć na: http://brianmillerphoto.com

7 komentarzy:

  1. I właśnie takie zapachy "z pazurem" lubię najbardziej :)
    Zapach kociego futra wygrzanego słońcem ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. We mnie zapachy powstałe w roku mojego urodzenia budzą zawsze jakoś-tam ożywione uczucia, więc rozumiem Twój stosunek do Hebanu.
    A opis ciekawy, nawet jeśli powstały dzięki testom na 'pobliskim osobniku płci przeciwnej'. ;) Czuję, że zapach mógłby przypaść mi do gustu. Lubię męskie retro (damskie zresztą też :D ).

    OdpowiedzUsuń
  3. Opis kusi. Jest plastyczny i efektowny. Nie wiem, czy zapach by mi się spodobał, ale wiem, ze teraz, jeśli kiedyś poznam, będzie mi się kojarzył. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tovo znasz Dzing!?
    Myślę, że spodobałaby Ci się baza zapachu- na mnie pachnie właśnie jak futro kocie wygrzane snem i lenistwem.

    Wiedźmo, Heban to zapach ciekawy i dziś nieco ekscentryczny, myślę że nie pozostawiłby Cię obojętnej. Ale zastanawiam się czy nie przemówił do mnie tak wyraźnie właśnie dlatego że testowałam go na "pobliskim osobniki płci przeciwnej".

    Sabbath, śmiem twierdzić że to nie Twoje zapachowe klimaty. Za mało drewien i za dużo aldehydów no i wyraźne "retro" w którym, jak mi się wydaje, nie gustujesz.
    Ale pięknie dziękuję za miłe słowa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pięęęekny opis :) co prawda mięty szczerze nie lubię , ale reszta wydaje się wspaniała , a zwłąszcza kociskowe porównania :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Znam ten zapach, kiedyś go nosiłem zimą, używając na wieczór. To bardzo piękny zapach. Proszę pokusić się również o opis Macassar Rochas. Te perfumy, również są bardzo charakterystyczne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Parabelko, w Ebene mięty jest dość sporo, ku mojej uciesze bo bardzo to ziele lubię. Ale Ciebie mogłaby ona zniechęcić. Za miłe słowa oczywiścue dziękuję.

    Anonimowy pięknie więc pachniałeś zimowymi wieczorami. Obawiam się że teraz to zapach nie do dostania, szkoda.
    Macassar Rochasa nie znam niestety ale dziękuję za podpowiedź, będę wypatrywała.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...