piątek, 27 kwietnia 2012

Infusion d'Iris Prada

Dla zapachów Prady mam bardzo ambiwalentne uczucia. Podziwiam, szanuję, z przyjemnością tropię, ale na kimś. Prada sygnuje pachnidła perfekcyjne, chłodne, zdystansowane, eleganckie, tworzy wonne ramy dla nosicielki perfum. Aby wypełnić je adekwatną, nie tworzącą dysonansu treścią kobieta, w moim wyobrażeniu, winna być tak perfekcyjna jak zapach, ładna urodą reklam, starannie umalowana, uczesana na gładko, bez jednego niesfornego kosmyka, dumnie i z godnością płynąca przez przestrzeń na bardzo wysokich obcasach. Ja na moich szpilkach licząca sobie ponad metr dziewięćdziesiąt ciągle się potykam, miast majestatycznie stawiać kroki wciąż się śpieszę i plączę stopy, jestem nieustannie rozczochrana i nieumalowana i zupełnie nieładna. Całkiem więc do Prady nie pasuję.





Zapach, o którym dziś chcę pisać dodatkowo straszył mnie aurą "zapachu czystości", mydła, proszku, świeżego prania. A to zupełnie nie moje olfaktoryczne klimaty, nie to, żebym się jakoś szczególnie czystością brzydziła ale jeśli mam ochotę nią pachnieć po prostu idę pod prysznic zaopatrując się wprzódy w dużą ilość środków higieny osobistej. Obawiałam się też nieco rzekomej pudrowości perfum, akordu, który zwykle dusi mnie i dławi, zabiera tlen a same perfumy czyni dla mnie klaustrofobicznymi (i fobicznymi na różne inne sposoby).
Nie zabiegałam zbytnio gorliwie o testy i poznałam tą kreację Prady długo, długo po premierze. I było to jedno z najmilszych wonnych rozczarowań, jakich doznałam podczas moich pachnących podróży zapach bowiem tak miał się do moich wyobrażeń o nim jak.... irys do białej koszuli.

środa, 25 kwietnia 2012

Etro Shaal Nur

Perfumy te otrzymały imię po hinduskiej księżniczce, dzielą je też z jedwabnym szalem stworzonym przez dom mody, który jest i ich twórcą. Spodziewać by się można było zapachu śliskiego i chłodnego jak jedwab, słodkawego, otulającego i egzotycznego, może nawet orientalnego. Tymczasem pachnidło to wywołuje u mnie skojarzenia bardzo europejskie- ale nie jest to w żaden sposób rozczarowujące, wygrzebane z zakamarków pamięci skojarzenia są bowiem tak samo miłe moim myślom jak zapach miły jest powonieniu.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Światowy Dzień Książki

Dziś 23 kwietnia, Światowy Dzień Książki. To data śmierci Cervantesa i Szekspira a urodzin Nabokova i Kessela nic więc dziwnego, że UNESCO tą właśnie datę wybrało by fetować i promować czytelnictwo i twórczość w dziedzinie literatury.
Pomysł na zabawę, do której chciałabym Was zaprosić zamigotał mi w głowie wczesnym rankiem gdy szykowałam się do pracy słuchając Dwójki. Redaktor prowadzący poranną audycję zachęcał słuchaczy do przesłania mailowo listy pięciu najważniejszych dla nich książek, wraz z krótkim uzasadnieniem dlaczego wybrali te właśnie. Wybrane odpowiedzi miały zostać nagrodzone, oczywiście zestawami książek.
Ja nagród nie przewiduję ale bardzo miło będzie mi poznać najważniejsze dla Was dzieła literackie i dowiedzieć się dlaczego akurat te utkwiły tak mocno w Waszej pamięci, sercu, myślach, świadomości. Odpowiedzi radiowych słuchaczy były najróżniejsze, obejmowały literaturę wszystkich prawie epok, kultur, kierunków literackich. Bardzo ciekawa jestem czy upodobania blogerów są podobnie różnorodne.
Chciałabym nieco zmodyfikować radiową zabawę i poprosić o podanie nie pięciu a sześciu książek- spowodowane jest to klasyczną prywatą, nijak nie mogłam zamknąć mojego rankingu w pięciu pozycjach, ogromnej dyscypliny wymagało ograniczenie się do sześciu. Ja moją listę układałam mozolnie w głowie podczas całej, prawie godzinnej drogi do pracy. Śpieszę więc, by się nią z Wami podzielić zastanawiając się jednocześnie czy dla Was będzie to łatwe zadanie.

niedziela, 22 kwietnia 2012

David Watkin& King's Consort: Vivaldi- The Complete Cello Sonatas

Myślisz, że znasz muzykę Vivaldiego? Pomyśl. Na pewno znasz. A teraz pomyśl drugi raz. Byłam przekonana, że całkiem nieźle rozeznana jestem w twórczości tego kompozytora do chwili, gdy w ręce moje i uszy trafiły jego sonaty na wiolonczelę. Nie wiemy dokładnie ile Vivaldi ich napisał, do naszych czasów ocalało dziewięć. To wspaniałe dziedzictwo, o wiele mniej znane niż, powiedzmy koncerty skrzypcowe o przesławnych Czterech Porach Roku już nawet nie wspominając. Zaskakujące bo sonaty na wiolonczelę wcale nie brzmią jak Vivaldi. Pozbawione charakterystycznej dla tego twórcy barokowej ornamentalistyki, przepychu, bogactwa i muzycznych zdobień, gwałtownych zmian tempa są wyciszone, niemal medytacyjne, harmonijne i przemyślane, chwilami brzmią niemal jak muzyka epoki romantyzmu.

piątek, 20 kwietnia 2012

Kyoto Series 3: Incens Comme des Garcons


Pustka. To pierwsze słowo, które przychodzi mi go głowy gdy myślę o tym zapachu. Bezmierna, nieograniczona, doskonale pusta przestrzeń, rozciągła i gładka, chłodna, niezmącona jak powierzchnia świeżo spadłego śniegu. Jest zarazem obietnicą ulgi, niebiańskiego spokoju i czymś niepokojąco obcym, podobna spokojność bowiem wymyka się ludzkiemu doświadczeniu i poznaniu. Koi umysł, który, bezradny, może tylko otworzyć się i chłonąć, stopić się, przyjąć w siebie tą doskonała pustkę, stać się umysłem nie-wiem, który rezygnując z analizy, syntezy, przytrzymywania jakiejkolwiek myśli po prostu istnieje i obserwuje sam siebie.




czwartek, 19 kwietnia 2012

Frederic Malle Musc Ravageur

Helen, bohaterka powieści Charlotte Roche gardzi kobietami, które używają perfum. Maskowanie swojej naturalnej woni uważa za hipokryzję, gwałt na naturze, zbrodnię wobec własnej seksualności. Sama rzecz jasna perfum nie używa, gdy chce "węchowo" zrobić wrażenie na mężczyźnie za uszami aplikuje sobie "za uszy" własną intymną wydzielinę, twierdząc, że działanie olfaktoryczne tejże jest piorunujące i daje spektakularne efekty już podczas pocałunku na powitanie . Uważa, że "... Ludzie zwykle są oderwani od natury i uważają, że wszystko, co naturalne, śmierdzi, a co sztuczne, pięknie pachnie”, gloryfikując naturalność i cielesność uprzedmiotawia siebie i swoje ciało, głosząc pochwałę naturalności z pełną premedytacją posuwa się do obrzydliwości rzucając wyzwanie społecznym konwenansom i estetycznym granicom.

wtorek, 17 kwietnia 2012

Undergreen Black; Serge Lutens Miel de Bois; Illamasqua Freak

Dni temu kilka odebrałam z Poczty pakiet próbek od Poli (dziękuję!). Prócz zapachów znanych mi i lubianych; takich, z którymi znajomość chciałam sobie odświeżyć lub po prostu zachomikować cenne krople zjawiły się u mnie i nowości, pachnidła, które dopiero co pojawiły się na rynku i takie, których nie znałam mimo że są dostępne już od dłuższego czasu. Z niektórymi z nich wiązałam duże nadzieje- i gdy tylko zaaplikowałam zapachy na skórę pojęłam błyskawicznie, w nieprzyjemny raczej sposób, że moje nadzieje i wyobrażenia oparte na lekturach recenzji i spisów nut nijak się mają do tego, co właśnie raportują mi receptory węchowe.
Uprzedzam, dziś będę krytykować i narzekać.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Wild Tobacco Illuminum

Lubił podróżować. Z wypraw do Włoch, Grecji, Egiptu przywoził sobie posążki starożytnych bogów, kolekcja tych artefaktów zdobiła jego biurko. Choć uważany był za skandalistę i człowieka nieobyczajnego na przełomie XIX i XX wieku poważył się bowiem mówić o roli seksualności i jej sile, którą nazwał libido w istocie sam był purytaninem. Pobyt w Paryżu, mieście na ów czas swobodnym obyczajowo wzbudził w nim niesmak i organiczny protest ciała, cierpiał na psychosomatyczne migreny, które, jak sam twierdził, miały etiologią nerwicową. Swój charakterystyczny, jakbyśmy to powiedzieli dziś, setting terapeutyczny, zwyczaj układania pacjenta w pozycji lezącej na kozetce i siadania poza zasięgiem jego wzroku wywiódł nie z głębokich przemyśleń i troski o dobro pacjenta i niewywierania nań presji a z własnych kompleksów. Był niskiego wzrostu, spora część kobiet- bo to kobiety stanowiły gro jego pacjentów- była wyższa od niego. Wstydził się tego i starał się unikać tak pozowania do zdjęć na których można było poznać jego wzrost jak i wszelkich innych okazji do porównań czy mierzenia się z innymi. Był namiętnym palaczem tytoniu, ukochał zwłaszcza portorykańskie cygara marki Don Pedro. I ta miłość go zabiła.

czwartek, 12 kwietnia 2012

Femme Rochas

"Wszystkie wonności Arabii
nie zmyją krwi z tej białej ręki".

Za jeden z moich największych sukcesów za licealnych czasów uważam wyciągnięcie mojej klasy do krakowskiego Teatru Bagatela na Makbeta. Zdawałoby się, że to całkiem łatwe zdanie- ale moja klasa profilu biologiczno-chemicznego złożona w przeważającej większości z przyszłych medyków o zainteresowaniach bardzo konkretnych i ścisłych, mających kulturę, sztukę i przedmioty humanistyczne lekkiej pogardzie nie ceniła zbytnio teatru i fatygować się aż do Krakowa na teatralny spektakl miała umiarkowaną ochotę. Mój sukces bardziej niż umiejętnościom perswazji i wątpliwej charyzmie zawdzięczam zwolnieniu klasy z zajęć szkolnych na dzień cały oraz ochocie dziewcząt by zobaczyć na scenie przystojnego ponoć Aleksandra Domagarowa wcielającego się w tytułową rolę. Warto dodać, że był to czas absolutnej "domagarowomanii", tuż po premierze (a może przed premierą?) Ogniem i Mieczem Hoffmana, czas, w którym aktor ów święcił absolutny sukces w naszym kraju a nastolatki masowo przywieszały sobie nad łóżkiem plakaty z jego podobizną i wzdychały doń rzewnie. 

Mnie Domagarow jakoś nie wzruszał, nieczuła pozostałam na jego rosyjski wdzięk i przyciężki akcent. Ja chciałam zobaczyć Danutę Stenkę jako Lady Makbet.


wtorek, 10 kwietnia 2012

Annick Goutal Eau du Fier

"...światło słabłe i rozcieńczone przenikało przez stare szyby, znów ogarnął mnie strach przed ukrywaniem się wśród tych zwierząt , by potem jeszcze raz, w ciemnościach, przy świetle latarki spotkać się z nimi, wskrzeszonymi w mroku, dyszącymi ciężkim, tellurycznym oddechem, same kości i trzewia pozbawione sierści, trzeszczące i smrodliwe od oleistej śliny. Na tej wystawie- która powoli stawała się dla mnie czymś nieczystym - dieslowskich genitaliów, trubinowych pochew, nieorganicznych gardzieli, które w odpowiednim czasie wyrzucają z siebie- a może własnie tej nocy nastąpi erupcja- płomienie, opary, syki (...) wśród tych szkieletowych przejawów czysto abstrakcyjnej funkcjonalności automatów przystosowanych do tego, by miażdżyć, ciąć, przesuwać, łamać, krajać w plasterki, połykać z hukiem, łkać cylindrami, rozpadać się niby złowrogie marionetki, zmieniać częstotliwości, transformować energię, wprawiać w ruch koła zamachowe- jakże zdołałbym przeżyć?"

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Avignon Series 3: Incense Comme des Garcons

Majestat. Strzelistość. Ogrom. Surowość. Piękno.
W pierwszej chwili w nos rzuca się chłodna wilgoć. Zimny, mokry kamień, stare, wilgotne drewno, zamknięta przestrzeń, strzelista i wielka ale mroczna i nieznająca słońca. Rozpięte wysoko nad głową sklepienia tworzą przestrzeń osobną, istniejącą poza czasem i ludzkim wymiarem, przestrzeń skupienia i kontemplacji, ciszy wypełnionej dziesiątkami ech, mroku, w którym pełga wiele światełek, samotności zapełnionej setkami bytów i ciał, chłodu, którego nie ogrzewa ani ludzka obecność ani płomienie świec ani miłość Boża.


Gotycka katedra. Pomnik człowieczego geniuszu ku chwale Boga. Piękno transcendentne, istniejące poza rzeczywistością poznającego, niepojęte, trwające obok czasu, samo dla siebie i samo przez się doskonałe.

piątek, 6 kwietnia 2012

Misteria Paschalia, dzień drugi i trzeci

Do Krakowa dmiący w górach halny przywiał trochę wiosennej pogody, odrobinę ciepła i słońca. Niestety, mnie przywiał także ból głowy, fochy, dąsy i samopoczucie, w którym wyłaziła ze mnie cała wredota i zmierzłość mojego charakteru. Kłóciłam się zawzięcie z Ukochanym Mężczyzną, byłam upierdliwa, podła, małostkowa  a dwukrotnie w ciągu jednego dnia zrywałam z Nim przekonana za każdym razem święcie, że to rozstanie definitywne i poważne oraz absolutnie ślepa na kuriozalność takiego zachowania. Mężczyzna znosił moje humory z godnym podziwu spokojem i wyrozumiałością, przyszło mi na myśl, że widocznie muszę się zachowywać częściej w taki sposób, tak stoicko to znosi, że się, widać, przyzwyczaił.
Ta konstatacja wcale nie poprawiła mi nastroju. 
Na szczęście piękno odmienia a muzyka łagodzi obyczaje.

czwartek, 5 kwietnia 2012

Misteria Paschalia, dzień pierwszy

Kraków nie powitał nas przychylnie. Podła pogoda, awaria samochodu, kwatera, która nijak miała się do tej, którą zamówiliśmy przez Internet i zza której ścianą szalał wariat z wiertarką zbrojną w udar, fatalna informacja turystyczna. Mój Mężczyzna był wściekły, ja chora, pomysł poruszania się po mieście komunikacją poroniony. 
Na szczęście jest aspiryna, taksówki i wiele sposobów na rozładowanie napięcia jakimś cudem zatem udało nam się trafić do Filharmonii Krakowskiej tak by zdążyć na pierwszy koncert tegorocznej edycji Misteria Paschalia.

niedziela, 1 kwietnia 2012

M.Micallef Gaiac

"Zaiste piękny jesteś, Miły mój
olejek rozlany-imię twe,
woń twych pachnideł słodka,
dlatego miłują cię dziewczęta."


Czym różni się zapach ładny od pięknego? Dla mojego nosa różnica ta jest ewidentna ale trudno ubrać ją w słowa. Zaryzykuję taki uproszczony i skrócony opis: ładość to wartość znajdująca się gdzieś na styku przedmiotu i podmiotu, to podmiot orzeka ją o przedmiocie, przedmiot pretendujący do miana ładnego zatem usiłuje zdobyć uznanie odbiorcy- obserwatora, jego celem jest trafić w jak najwięcej gustów. Piękno zaś zdaje się być cechą przynależącą jedynie przedmiotowi, wartością samocelową, nie domaga się zatem uznania dla siebie, nie szuka poklasku, nie wdzięczy się, nie kokietuje.
Niewiele znam perfum, które są piękne i ładne jednocześnie. Bohater dzisiejszej opowieści do nich właśnie należy. 

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...