czwartek, 7 listopada 2013

Comme des Garcons: Black

Moje miasto pełne jest fabrycznych ruin. Walących się wspomnień po industrialnej potędze. Wystarczy przeskoczyć przez siatkę lub wejść przez ukrytą dziurę w murze zlekceważywszy kategoryczne zakazy wstępu oraz informacje, że obiekty grożą zawaleniem by znaleźć się w zupełnie innym świecie. Są tu ogromne hale z podłogami pokrytymi gruzem, puste szyby wind, rozpadające się schody, wyprute ze ścian przewody. Światło wpada przez wielkie okna z powybijanymi szybami, układa się w niekończących się korytarzach plamami jasności i cienia, wydobywa niepokojące wzory z łuszczącej się, żółtej farby którą dziesięciolecia temu pomalowano ściany.
Znam taką halę nad którą sufit zwalił się dawno temu, zostały tylko jego szczątki wiszące w próżni dookoła kilku ocalałych filarów, reszta leży na podłodze grubą warstwą gruzu, pomiędzy nim rosną młode, optymistyczne brzózki. Większość jest już wyższa ode mnie.
Albo inna hala, w innej fabryce. Do połowy ukryta w mroku, gigantyczna. Dwie ściany pozbawione są okien, ciemność jest coraz gęstsza, przecinając ją ma się wrażenie zstępowania w kolejne kręgi Piekła Dantego. Trzeba uważnie stawiać stopy, podłoga pokryta jest odłamkami szkła, jakimiś żelaznymi prętami sprytnie ukrytymi wśród gruzu. Na ślepej, ciemnej ścianie ktoś czarną farbą w spreju wymalował niechlujnie gigantyczny napis, DEWASTACJA.
To prawda, nieznany komentator utrafił w sedno. Tak się jednak składa, że ja lubię dewastację, zwłaszcza w wydaniu industrialnym. Zakradam się czasem by ją podziwiać, ostrożnie, łażę po fabrycznych dachach, wspinam się na instalacje przeciwpożarowe uważając na pułapki zrujnowanej architektury, ospałych strażników i znacznie bardziej ruchliwe grasujące bandy złomiarzy oraz wagarującej młodzieży.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...