niedziela, 30 września 2012

Blood Concept AB

Aldehydy, aluminium, łupki, metal, woda i mydło. Perfumy o takich nutach powinny mnie odrzucić. Blood Concept AB tymczasem zachwyciło mnie od pierwszego powąchania. A w na powierzchni moich krwinek wcale nie ma antygenów A i B.



piątek, 28 września 2012

Hermes: L'Ambre des Merveilles

Upatrywanie szczęścia w przyjemności często pada ofiarą nadmiernej i nieuzasadnionej generalizacji, w rezultacie wrzucane jest do zbiorczego pojęcia hedonizmu. W języku potocznym zaś "hedonizm" wielce jest podejrzany, egoistyczny, niemoralny, jest skłonnością do używania życia, pobłażania sobie, sybarytyzmu, niemal rozpusty. To nie jednak nie do końca prawda, jeden z wielkich teoretyków przyjemności, Epikur pojmuje przyjemność w sposób nader minimalistyczny i sceptyczny: przyjemności bowiem ma doznawać ten, który nie cierpi. Jest w tym pewien fatalizm i pewna melancholia: rozważając przyjemność jako punkt wyjścia traktujemy cierpienie, szczęśliwi jesteśmy wtedy, gdy potrafimy odsunąć je od siebie. Epikur radzi ostrożność i umiarkowanie, lepiej zrezygnować z tych bieżących przyjemności, które mogą narazić na cierpienie w przyszłości; lepiej poprzestawać na małym, lepiej nie pragnąć zbyt wiele. Mam wrażenie, że filozofia ta dobrze oddaje ducha L'Ambre des Merveilles.

środa, 26 września 2012

Oliver Durbano Parfum de Pierres Poemes: Heliotrope

Gdy po raz pierwszy wtuliłam nos w nadgarstek skropiony Heliotrope, nowym zapachem od Olivera Durbano zadumiałam się głęboko a zamiast wyłapywać nuty i szukać w wyobraźni i pamięci skojarzeń usiadłam z komputerem na kolanach i zaczęłam szukać. Podług mojej wiedzy bowiem "heliotrop" można rozumieć dwojako: jest to więc albo minerał czasami zwany krwawnikiem z racji czerwonych refleksów, które rzuca gdy obraca się go po zanurzeniu w wodzie albo też to roślina z rodziny ogórecznikowatych kwitnąca na fioletowo, jej drobne kwiaty w dużych kwiatostanach pachną nieco podobnie do wanilii, a tak słodko, że aż zęby bolą. Znając zawód i jubilerską pasję do kamieni półszlachetnych Oliviera Durbano stawiałam na pierwsze pozaperfumeryjne odniesienie imienia pachnidła. Jadowicie kolorowy, barwą przywodzący na myśl bardziej jaskrawą i konfiturową dziką różę niż pastelowy heliotrop płyn w moim samplerze podług świadectw mojego nosa niewiele ma wspólnego tak z kwiatami jak z minerałami. Trzeba było kilku chwil bym zorientowała się, że mój nadgarstek, miast dowolnie rozumianym heliotropem, pachnie jedwabiem, surowym, mięsistym, nigdy nie noszonym.

wtorek, 25 września 2012

Olfactive Studio: Lumiere Blanche

Czarna dziura to jeden z najdziwniejszych obiektów w menażerii wszechświata. Powstaje najczęściej na okoliczność śmierci bardzo dużej gwiazdy, wtedy gdy procesy fuzji ustają i nic już nie może powstrzymać kolapsu, zapadnięcia się niewyobrażalnej masy do punktu w matematycznym znaczeniu tego słowa. Czarna dziura nieprawdopodobną grawitacyjną mocą pochłania wszystko, nawet dla światła z przestrzeni zwanej horyzontem zdarzeń nie ma już ucieczki. Co dzieje się wewnątrz czarnej dziury, nie wiemy. Pewnie przestają obowiązywać tam znane nam prawa fizyki i prawa wyobraźni. 



Czarne dziury są, jak sama nazwa wskazuje, doskonale czarne. Opadająca na nie materia jednak potęgą grawitacji zmienia się w plazmę i emituje światło. Czarne dziury czasami też obracają się, a razem z nimi obraca się fragment czasoprzestrzeni. Wszystko to sprawia, że te śmiertelnie groźni, nienasyceni kosmiczni zabójcy są też nieprawdopodobnie piękni.

czwartek, 20 września 2012

Parfums DelRae: Eau Illuminee

Znów dałam się nabrać na imię, przyznaję. Skojarzenia ze światłem, oświeceniem, z zakonem Iluminatów wreszcie sprawiły, że przetestować Eau Illuminee chciałam bardzo. Zanim jednak próbka wpadła w moje ręce doczytałam, że inspiracją dla tych perfum było San Francisco, jego piękno i światło. Ja, po testach, powiedziałabym, że pachnidło to jest zabutelkowaną, przeniesioną w czasie i ocaloną od zapomnienia wonią XIX wiecznych zakładów fryzjerskich. Niechaj będzie, że z San Francisco.




wtorek, 18 września 2012

Atelier Cologne: Rose Anonyme

Nie dalej jak wczoraj, z pietyzmem i masochistycznym niemal zacięciem rozwodziłam się w komentarzu na blogu Wiedźmy z Podgórza jak to ja mam bardzo nie po drodze z oudem. Pretekst, pachnidło Un Air d'Arabie Maison Dorin faktycznie mi nie leży, w połączeniu z chemią mojej skóry agarowa żywica pokazuje jedną ze swych najbrzydszych twarzy a całe perfumy eksplorują dokładnie taki mariaż oudu z różą, jaki najbardziej mnie męczy i dusi. Nie oznacza to jednak wcale, że agar nie może mnie zachwycić, nie znaczy także, że każde przeplecenie oudowej żywicy wonią róży budzi moją niechęć. A na świadka mogę przywołać choćby Rose Anonyme, pachnidło przewrotne, już w samej nazwie, jak myślę, żart i trawestację kryjące.

poniedziałek, 17 września 2012

Frapin: Frapin 1270

Jest w ciągu roku taki czas, w którym światło staje się złote i ciężkie. To kilka, kilkanaście dni podczas których słońce, choć senne i zmęczone letnią pracą wysoko wzbija się ponad zaoranymi już polami, pustymi, pełnymi spokoju i wytchnienia a jeszcze bez przykurczonej na skibie, zmarzniętej w nadziei zmartchwywstania śmierci. Kolory liści, sieneńskie płowości, gęste żółcie, przydymione czerwienie, nasycone aż do brązów zielenie; słodki aromat owocujących jabłoni sprawiają, że ogłupiałe od tego bogactwa anioły spadają na ziemię i czasami można spotkać takiego, jak zdezorientowany idzie miedzą wlokąc za sobą skrzydła i gapiąc się a to na własne, poorane liniami papilarnymi dłonie a to w niebo, jakby się zdecydować nie mógł do jakiego świata należy, tego ziemskiego mieniącego się przepychem kolorów pachnącego winogronami i jabłkami i dymem, czy podobłocznego, pustego wygrzanego od słońca.
A gdy się cicho na skraju lasu przysiądzie od zawietrznej zobaczyć można postać dziwną, płochliwą i piękną...

piątek, 14 września 2012

Slumberhouse: Norne, M.Micallef: Ylang in Gold, Serge Lutens: Fourreau Noir

Ostatnimi dniami dręczy nagły przypływ malkontenctwa i silniejszej niż zazwyczaj mizantropii spowodowany, być może, jakimś wirusem, który wewnątrz mojego ciała znalazł znakomite warunki egzystencji. Nic mi się nie podoba i wszystko mnie drażni, ukochane zapachy zdają się jakby mniej piękne a nowości wydają się wtórne, nijakie i nudne. Aby dobrze spożytkować ten nastrój a jednocześnie nie krzywdzić perfum świeżo testowanych, dopiero co poznawanych, dziś krótko i zwięźle opowiem o pachnidłach, z którymi znajomość zawarłam jakiś czas temu i które, delikatnie mówiąc, nie wzbudziły mojego zachwytu.

środa, 12 września 2012

Christian Dior Miss Dior

"Jesteś jedyną kobietą, która wysiadając z samochodu czyni ulicy zaszczyt stąpając po niej", pisał w liście do Marleny Dietrich Ernest Hemingway. 
Piękna, twarda, niezłomna. Wierna swoim przekonaniom odrzuciła propozycję Hitlera, który zachęcał ją do powrotu do Niemiec, z których wyjechała gdy tylko nazizm doszedł do władzy. Miała być królową Rzeszy, została jednak w Stanach, w nowojorskich klubach upijała w sztok amerykańskich milionerów i wyłudzała od nich pieniądze na wojsko.
To nie była słodka piękność. To kobieta, z którą trzeba się liczyć.



poniedziałek, 10 września 2012

Francis Kurkdjian Amyris Homme i Amyris Femme

Oto związek doskonały: on, konserwatywny i zachowawczy, z pozoru chłodny, powściągliwy, spokojny. Ona, roztrzepana, żywiołowa, niestabilna emocjonalnie, pełna pomysłów i  pasji. On, statyczny, nieco koloński w otwarciu nosi się w stylu retro i niechętnie eksperymentuje. Ona wciąż przymierza nowe nuty, kokietuje, robi miny do lustra pytając nieustannie- czy mi w tym do twarzy?-. Tematem przewodnim obydwojga jest florencki irys i kwiat amyrisu, jednak sposób w jaki oba pachnidła eksploatują te motywy jest zupełnie odmienny. Pozornie niezgodni, wręcz skonfliktowani wonni kochankowie Kurkdjiana okazują się być bowiem doskonale i przewrotnie komplementarni, od otwarcia zapachów aż do samego zmierzchu kiedy to okazuje się, że ona jest ziemiście wetiwerowa i miękka a on kremowy i słodki.

piątek, 7 września 2012

Comme des Garcons, Series 7 Sweet: Nomad Tea

" Czuje do kogoś miętę przez rumianek"- tak eufemistycznie nazywał doświadczającego zauroczenia i seksualnego pożądanie jeden z moich nauczycieli, doktor P., uroczy arcyoryginał.
Przypomniałam sobie to wdzięczne powiedzenie wąchając Nomad Tea, okazało się bardzo adekwatne choć nieco ambiwalentne bo ja choć poczułam miętę i rumianek dosłownie to w przenośni wcale nie doświadczyłam tego, co kryje się za zestawieniem tych dwóch roślin.



wtorek, 4 września 2012

Annick Goutal Sables

Tuż przed wyjazdem na wakacje włócząc się rowerem po lasach i łąkach w okolicach mojego miasta na piaszczystej, suchej, słonecznej polanie iglastego lasu odkryłam duże siedlisko kwitnących kocanek, inaczej nieśmiertelników.



Drobne, suche, żółte kwiatki mają aromat szorstki, gęsty, słodki jak klonowy syrop i ziołowy jednocześnie. Wewnątrz nosa zapach zdaje się rozpadać na drobny pył, który osiada na wrażliwej śluzówce, drażni w przyjemny sposób, daje wrażenie ciepła tak, jakby małe kwiatki w swej barwie i woni sublimowały słonce, którym się wykarmiły.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...