" Czuje do kogoś miętę przez rumianek"- tak eufemistycznie nazywał doświadczającego zauroczenia i seksualnego pożądanie jeden z moich nauczycieli, doktor P., uroczy arcyoryginał.
Przypomniałam sobie to wdzięczne powiedzenie wąchając Nomad Tea, okazało się bardzo adekwatne choć nieco ambiwalentne bo ja choć poczułam miętę i rumianek dosłownie to w przenośni wcale nie doświadczyłam tego, co kryje się za zestawieniem tych dwóch roślin.
Oto rumianek, podsuszony i zaparzony w postaci ziółek, suto dosłodzony. A obok gorzka czekolada w kostce, położona na brzegu talerzyka, rozgrzana od ciepła filiżanki, nadtopiona. Wraz z rozwojem zapachu zdaje się, że napar odparowuje, w filiżance pozostają same fusy i nierozpuszczone kryształy cukru. Im bardziej zioła wysychają i skręcają się tym bardziej w zapachu dominować zaczyna kadzidło, niepalone i słodkie. Ta chwila podoba mi się najbardziej, niestety szybko kadzidło i ziołowe fusy wyparte zostają przez aromat siana ale zupełnie innego niż wonne, świeże siano na przykład w J' Ose. W Nomad Tea siano jest zaparzone od gorąca, jakby nieco skisłe, kumaryna maczana w cukrze wilgotnieje i robi się dziwnie oślizgła kojarząc mi się z zapachem ohydnego naparu z pokrzywy, który traktowany był przez część mojej Rodziny jako panaceum i którym przemocą pojono mnie w dzieciństwie.
Pokrzywa, stosowna na tytułowej rabatce ale całkiem dla mnie nie do zaakceptowania, jest przy tym obrzydliwie trwała, odmawia wszelkiego rozwoju w kierunku zapachu milszego mojemu powonieniu, w jakimkolwiek kierunku.
Ilustracja pierwsza to pochodząca z serwisu deviantart fotografia Agaty Rorat Herbata. Więcej zdjęć autorki można znaleźć tutaj: http://antonina-w-ogrodzie.deviantart.com/
Ilustrację drugą pożyczyłam z: http://domherbat.wordpress.com/2011/01/30/herbata-marokanska-atai/
Ilustrację trzecią pożyczyłam z bloga: http://donia-kamea.blog.onet.pl/
Przypomniałam sobie to wdzięczne powiedzenie wąchając Nomad Tea, okazało się bardzo adekwatne choć nieco ambiwalentne bo ja choć poczułam miętę i rumianek dosłownie to w przenośni wcale nie doświadczyłam tego, co kryje się za zestawieniem tych dwóch roślin.
Rabatka z ziołami
Bardzo lubię dobrą herbatę, mocną i wrzącą od teiny, lubię też herbaciane aromaty tak te ciepłe i bursztynowe jak wytrawne, zielone, trawiaste. W Nomad Tea herbaty natomiast nie udało mi się wywąchać. Jest, owszem, dużo mięty. Jest rumianek, silnie dosłodzony, taki jaki poleca się jako domowy lek na dolegliwości trawienne.
W otwarciu miętowe listki są świeże i miękkie, gdyby zgnieść je palcami ubrudziłby je zielonym, orzeźwiającym sokiem. Świdrujące w nosie geranium swoją mocą sprawia, że mięcie cierpną łodyżki, stroszy się delikatny meszek na liściach i z obrażonego ziółka wydobywa się to spektrum aromatu, które odnaleźć można w woni superwybielającej pasty do zębów. Zapach zagęszcza się, krzepnie do konsystencji rzeczonej pasty a jednocześnie staje się dokuczliwie sztuczny, lepki. To przejście od grządki z ziołami do półeczki z przyborami i kosmetykami higieny osobistej jest bardzo szybkie i tak spektakularne, że łatwo przegapić co innego dzieje się podczas ewolucji pachnidła. A dzieje się sporo.
Oto rumianek, podsuszony i zaparzony w postaci ziółek, suto dosłodzony. A obok gorzka czekolada w kostce, położona na brzegu talerzyka, rozgrzana od ciepła filiżanki, nadtopiona. Wraz z rozwojem zapachu zdaje się, że napar odparowuje, w filiżance pozostają same fusy i nierozpuszczone kryształy cukru. Im bardziej zioła wysychają i skręcają się tym bardziej w zapachu dominować zaczyna kadzidło, niepalone i słodkie. Ta chwila podoba mi się najbardziej, niestety szybko kadzidło i ziołowe fusy wyparte zostają przez aromat siana ale zupełnie innego niż wonne, świeże siano na przykład w J' Ose. W Nomad Tea siano jest zaparzone od gorąca, jakby nieco skisłe, kumaryna maczana w cukrze wilgotnieje i robi się dziwnie oślizgła kojarząc mi się z zapachem ohydnego naparu z pokrzywy, który traktowany był przez część mojej Rodziny jako panaceum i którym przemocą pojono mnie w dzieciństwie.
Pokrzywa, stosowna na tytułowej rabatce ale całkiem dla mnie nie do zaakceptowania, jest przy tym obrzydliwie trwała, odmawia wszelkiego rozwoju w kierunku zapachu milszego mojemu powonieniu, w jakimkolwiek kierunku.
Przytłoczona i zniechęcona przykrymi wspomnieniami ostatecznie rezygnuję. Nie poczuję, wbrew najlepszym chęciom , mięty przez rumianek do mięty i rumianku (oraz pokrzywy) w Nomad Tea.
Ilustracja pierwsza to pochodząca z serwisu deviantart fotografia Agaty Rorat Herbata. Więcej zdjęć autorki można znaleźć tutaj: http://antonina-w-ogrodzie.deviantart.com/
Ilustrację drugą pożyczyłam z: http://domherbat.wordpress.com/2011/01/30/herbata-marokanska-atai/
Ilustrację trzecią pożyczyłam z bloga: http://donia-kamea.blog.onet.pl/
To z miętą i rumiankiem to powiedzenie mojej Mamy; zdziwiłam się, bo dotąd myślałam, że to jej autorski twór. :o Czy ten doktor nie pochodzi przypadkiem z moich stron? ;>
OdpowiedzUsuńCo do Nomad Tea, to niestety nie mogę przemóc się do kolejnych testów; ta mleczna herbacianość i ziołowość gorzka w jednym (bo tak NT odbieram) troszkę mnie odrzuca. "Troszkę", też niezły eufemizm. ;)
Faktycznie, kumaryna w tym zapachu daje czadu, dopiero Twoja recenzja poddała mi tę myśl (kurza twarz, znowu się zasugeruję!). A w ogóle to nie lubię słodkiej herbaty. :]
I tak oto, za pomocą różnych argumentów, doszłyśmy do tego samego wniosku.
Z tego co wiem doktor P pochodzi z moich stron, to tym bardziej prawdopodobne, że powiedzonko to funkcjonuje w centralnej Polsce na tyle, że jest rozpoznawane.
OdpowiedzUsuńGoryczy w Nomad Tea ie wywąchałam a szkoda, może ociepliłaby ona moje uczucia do tego zapachu. Lubię gorzkie. Także gorzką herbatę, mocną, cierpką, bardzo garbinkową. Turecka jest wyśmienita, polecam.
Herbata z pokrzywy mnie nie odrzuca i nawet chętnie ja pijam, bo podobno pomaga na włosy. Za to mięty do picia szczerze nienawidzę. Już pierwsze wąchnięcie przyprawia mnie o mdłości :(
OdpowiedzUsuńTo mamy dokładnie na odwrót. Miętę lubię i chętnie pijam od czasu do czasu, zapach pokrzywy budzi we mnie zaś odruchy womitalne.
UsuńTak czy tak Nomad Tea jak się zdaje nie jest dla nas- choć z różnych powodów.
Miętę lubię, a młodą, świeżą pokrzywę, zerwaną do trzeciego listka, sparzoną, by nie kłuła, chętnie jadam ;)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia,
tri
Przyznam, że takiego przysmaku nigdy nie kosztowałam. I choć wszelką zieleninę pasjami lubię i jadam w ilościach króliczych kosztowanie pokrzywy tyle mnie kusi ile wzdragam się na samą myśl.
UsuńNa młode, świeże zielsko czekać trzeba będzie aż do maja, może do tego czasu uda mi się poradzić z tą ambiwalencją.