poniedziałek, 31 grudnia 2012

Szczęśliwego Nowego Roku!



W Nowym Roku serdecznie życzę Wam nigdy nie wyczerpujących się flakonów perfum, wielu marzeń zapachowych i bezwonnych, butów siedmiomilowych, lampy Alladyna a nade wszystko pomyślności i miłości.  
Szampańskiej zabawy.


Zdjęcie pochodzi z http://www.goodfon.com

Parfum d'Empire: Ambre Russe


Grigorij Rasputin, mużyk z Syberii, rzekomy mnich, charyzmatyczny uzdrowiciel i cudotwórca, genialny manipulator który nigdy nie nauczył się płynnie czytać i pisać, pupilek rodziny carskiej, oszust i "święty ojczulek" to postać tak złożona i kontrowersyjna jak bohater tej opowieści, czule zwany przez wielbicieli Pijanym Ruskim. Ambre Russe.


czwartek, 27 grudnia 2012

Kerosene: Copper Skies

Dawno dawno temu w odległym Imperium Otomańskim wstępujący na tron sułtan mordował swych licznych braci by pozbyć się konkurentów do tronu, rywali, którzy mogli pozbawić go życia lub też odebrać panowanie jego potomkom. Z czasem ten okrutny zwyczaj złagodniał, książęta nie byli zabijani ale zamykano ich w luksusowym więzieniu, w kapiącym przepychem haremie pałacu Topkapi gdzie spędzali często całe życie na próżnej i gnuśnej egzystencji całkowicie pozbawieni kontaktu z rzeczywistością. Zdarzało się, że uwięzieni w raju zostawali nagle z niego wyrwani, taki los spotkał Ibrahima I zwanego później Deli, Szalonym. Po dwudziestu latach spędzonych w haremie niespodziewanie objął panowanie nad krajem po śmierci swego brata Murada IV. Całe życie trzymany w ekskluzywnej izolacji nie posiadał podstawowych informacji o imperium, którym władać mu przyszło, nie miał pojęcia o polityce ani o gospodarce, pod jego rządami kraj zmierzał ku katastrofie i w końcu, ku powszechnej uldze, Ibrahima Szalonego zgładzili przyboczni janczarzy.
Zanim jednak został zamordowany zdążył ogołocić skarbiec, wprowadzić ciąg bardzo niefortunnych reform oraz wytopić w Bosforze dwieście osiemdziesiąt konkubin z haremu.


poniedziałek, 24 grudnia 2012

Jovoy Paris: La Liturgie des Heures


Jednymi z moich najwcześniejszych wspomnień są migawki z klasztoru nieopodal Świeradowa. Zapamiętane wzory habitów wskazują na cystersów; miałam wtedy może cztery, może pięć lat. Pamiętam długą drogę skrajem lasu; mnicha, który owijał mnie purpurowym płaszczem biskupim i sadzał na starym, misternie zdobionym klęczniku; pamiętam nieziemskie piękno chorału gregorańskiego, śpiewanej w zabytkowym kościele przez męski chór liturgii godzin. To był pierwszy raz kiedy usłyszałam chorał i chyba wtedy wrosła we mnie tęsknota do obcowania z takim śpiewaniem. Wtedy też po raz pierwszy i jedyny usłyszałam pięknie wykonywane godzinki. Wszystkie inne interpretacje, które znam, nawet te chorałowe grzeszą albo sentymentalizmem, albo egzaltacją, albo fałszem albo naiwnością albo wszystkimi tymi przywarami na raz i nie mają nic wspólnego z monumentalnym, transcendentalnym i nieziemskim pięknem, którego słuchałam jako dziecko w dolnośląskim klasztorze.


czwartek, 20 grudnia 2012

Houbigant: Quelques Fleurs l'Orginal

Dostałam od wizażanki Ani105 niezwykły prezent. Kilka miniatur perfum "starych jak świat", zapachów zapomnianych lub po tysiąckroć zhańbionych reformulacjami, pachnideł absolutnie nie do zdobycia w Polsce. Wszystkie flakoniki dostarczyły mi wrażeń, jeden jednak wprawił mnie w autentyczny zachwyt. I w zdumienie, gdy dowiedziałam się z jakimi właściwie perfumami mam do czynienia. Quelques Fleurs l'Orginal, kompozycja z 1913 roku.


wtorek, 18 grudnia 2012

Royal Crown: My Oud

"(...) są pewne cztery rzeki, z których największa i najbardziej na zewnątrz oblewająca Ziemię to jest tak zwany Ocean. Naprzeciw niego zaś i w przeciwnym kierunku jest rzeka smutków, Acheron, przez różne pustkowia płynie pod ziemią i wpada do jeziora Acheruzja, tam gdzie dusze mnóstwo umarłych przebywają i odbywszy tam czasy wyznaczone bywają znów wysyłane do ciała powstających istot żywych. Trzecia rzeka pomiędzy tamtymi dwiema wypływa i blisko źródła wpada w kraj ogromny, który ogniem wielkim płonie, (...) okręciwszy się wiele razy pod ziemią wpada w niższe okolice Tartaru. To jest rzeka płomieni, którą zowią Pyriilegetonem (...) Naprzeciw niej zaś czwarta rzeka wpada naprzód w kraj straszny i dziki- jak mówią kraj cały ciemnoniebieski jak hartowana stal; rzekę tę nazywają Styksem. (...) Woda Styksu również nie miesza się z żadną inną, tylko tak naokoło obiegłszy wpada do Tartaru naprzeciw ujścia Pyriilegetonu. A imię tej rzeki skarg i łez, jak mówią poeci, Kokytos."*


poniedziałek, 17 grudnia 2012

Keiko Mecheri: Scarlett i Datura Blanche; Frapin: Speakeasy; Parfum d`Empire: Eau de Gloire.

Krótko będzie i zwięźle bo nad zapachami wyszczególnionymi poniżej nie ma co się zbytnio rozwodzić. Należą do różnych grup olfaktorycznych i są dziełami różnych kreatorów jedno je natomiast łączy: podczas ich testowania żałowałam gorąco, że nie cierpię na bardzo stosowny tą porą roku katar.


Rozochocona pięknem orientów i (niby)szyprów Keiko Mecheri z pełną ufnością sięgnęłam po sygnowane nazwiskiem japońskiej projektanki zapachy kwiatowe. To testach dochodzę do wniosku, że Keiko Mecheri zdecydowanie powinna pozostać przy żywicach i drewnach.

piątek, 14 grudnia 2012

Parfumerie Generale: Cuir Venenum

Mój zmysł powonienia ma bardzo ograniczone możliwości. Z trudem wyłapuje nuty, nie docenia niuansów, daje się zwodzić zapachowym zagadkom. Lubię więc perfumy, przy wąchaniu których mój niedostatek wrażliwości węchowej ukryć mogę dzięki pracy innych zmysłów lub zamaskować pamięcią bądź wyobraźnią. 
Powinnam więc polubić Cuir Venenum. Perfumy te bowiem mogły by być dla mnie całkiem udanym olfaktorycznym portretem George Sand.
Choć pisarką pani ta była bardzo przeciętną zawsze imponowała mi swoją odwagą, bezkompromisowością, siłą osobowości. Potomkini króla polskiego Augusta II Mocnego ubierała się po męsku, paliła cygara, przeklinała, wywoływała skandal za skandalem nawiązując kolejne romanse i rodząc nieślubne dzieci. Kochanka i muza Chopina, przyjaciółka Lista, kontestatorka, buntowniczka, feministka, kobieta wyzwolona- jej zapach powinien być mieszaniną nut archetypicznie kobiecych- czyli kwiatowych oraz stereotypowo męskich aromatów skóry i tytoniu. 

środa, 12 grudnia 2012

Ava Luxe: Bois Exotique/ Sweet Amber Wood


Ta opowieść nie może obyć się bez specjalnej dedykacji dla Poli, dzięki hojności której mam okazję poznać Bois Exotique zwane też Sweet Amber Woods. Wciąż nie umiem zdecydować się, które z tych dwojga imion z nich pełniej oddają charakter tego żywicznego, gęstego zapachu, tajemniczego i nieziemsko spokojnego niczym oblicze medytującego Buddy.


wtorek, 11 grudnia 2012

Grossmith: Saffron Rose i Golden Chypre

Dzisiaj będzie o tym, że drogie wcale niekoniecznie znaczy dobre i że marka z tradycjami nie zawsze oferuje zapachy godne swej historii. Dom perfumeryjny Grossmith znany wcześniej jako J.Grossmith& Son powstał w 1835 roku co czyni go jedną z najstarszych marek perfumeryjnych Wielkiej Brytanii. Wracający dzięki pasji prawnuka założyciela na wonny rynek po prawie sześćdziesięciu latach przerwy Grossmith oferuje trzy zapachy z przełomu XIX i XX wieku odtworzone pieczołowicie na podstawie cudem ocalałych z zawieruchy II wojny światowej receptur oraz kolekcję nowych pachnideł skomponowanych przez Trevora Nichollego. 
Nie testowałam jeszcze wydartych zapomnieniu pachnideł Grossmith sprzed wieku choć pilno mi do ich poznania. Jednak na początek sięgnęłam po co bardziej obiecujące zapachy z nowej kolekcji- i rozczarowałam się srodze. 



niedziela, 9 grudnia 2012

Eau d'Italie: Sienne l'Hiver

Znam zapachy tak sugestywne, wpasowane w naturalny cykl przemian przyrody, śmierci i odnowy, że nosić je potrafię tylko i jedynie określoną porą roku. Do perfum takich należy właśnie Sienne l'Hiver, sieneńska zima dla mnie będąca olfaktoryczna ilustracja naszej rodzimej późnej jesieni, czasu wydłużającej się nocy i porannych przymrozków, ściętych mrozem opadłych liści, grabiejących z chłodu dłoni, drżących ptaków przysiadających na nagich gałęziach drzew; czasu natury, która kamienieje obracając się w grudę zmarzniętej ziemi w oczekiwaniu na wiosenne zmartwychwstanie.
W tym roku przegapiłam kończący się wraz z nadejściem pierwszych śniegów sezon na Sienne l'Hiver, miło mi jednak będzie wrócić do niego choćby słowami.


piątek, 7 grudnia 2012

Keiko Mecheri: Iris d'Agent i Ume

Słowo "chypre" w imieniu lub linii perfum to niesłychanie skuteczny haczyk na niektóre ryby. Gdy szyprowości towarzyszy jeszcze wabiące określenie "vintage" zimna, rybia krew przyśpiesza grzejąc się w żyłach a łuski drżeć poczynają od żądzy, zupełnie niezwykłej dla stworzenia pędzącego swe życie w chłodnej wodnej toni. Keiko Mecheri zaproponowała mi dwa zapachy vintage chypre, zarówno w jednym jak i w drugim szyprowości jest jednak jak na lekarstwo, niewiele też znajduję w nich wyzwania, nonkonformizmu, mocy, gęstości, bezkompromisowości i intensywności, której spodziewałabym się po perfumach vintage.
Nie oznacza to jednak, że uważam Ume i Iris d'Agent za zapachy nieudane. Testowane symultanicznie na dwóch nadgarstkach stanowią piękne zestawienie ciepła i chłodu, światła wieczoru, miękkiego i żółtawego oraz wysokiego światła wczesnego południa,  zimnego, białego, ostrego. Noszone globalnie rozgrzewają albo chłodzą powietrze wokół ciała dając wrażenie termoizolacyjnej warstwy, zupełnie niewrażliwej na warunki atmosferyczne.


czwartek, 6 grudnia 2012

Keiko Mecheri: Oliban

Imię Oliban skusi każdego chyba miłośnika kadzidła. Ku memu zdumieniu podczas testów okazało się, że Oliban nie pachnie wcale olibanum. Budząca nieodmiennie kościelne skojarzenia żywica jest co prawda w zapachu gdzieś ukryta ale oblicze ma tak miękkie, słodkie i wdzięczne, że trudno w niej rozpoznać surowe, ascetyczne, chmurne i nieprzeniknione niczym twarz Boga Ojca kanoniczne ujęcie olibanum. No, chyba że uznamy iż Bóg jest nie ojcem a Matką.


wtorek, 4 grudnia 2012

Naomi Goodsir: Bois d'Ascese i Cuir Velours

Nie będę pisała o etycznych aspektach twórczości Naomi Goodsir, zrobiła to jakiś czas temu Wiedźma z Podgórza, ja mogę podpisać się pod każdym Jej słowem nie czując potrzeby aby powtarzać to, co zostało już powiedziane. Naprawdę, nie chciałam by uwiódł mnie któryś z zapachów tej projektantki. Zwykle gdy nie chcę się czymś zachwycać zachowuję dystans, może to moja uparta nieświadomość trzyma gusta w ryzach. Tym razem jednak magia zapachu okazała się nazbyt silna, moje ulubione ingrediencje perfumiarskie zmieszane dokładnie tak jak lubię podeszły mnie ze zręcznością Don Juana.
I nastroju nie poprawia mi nawet fakt, że drugi z dostępnych zapachów wzbudził u mnie chłodniejsze znacznie uczucia.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Paloma Picasso: Paloma Picasso EDP

Ostatnio pisałam o wizji kobiecości, która nie przekonuje mnie wcale, dziś zatem, dla równowagi, chciałabym opowiedzieć o kobiecości triumfującej, która zachwyca mnie i zabiera mi oddech; wytrawnej jak głęboko garbnikowe czerwone wino, bogatej, zmysłowej, pełnej szyku, wolnej od wahań i nieśmiałości podlotka, dojrzałej, pewnej siebie, świadomej swej magii.
Siłą kobiecości według Palomy Picasso nie jest doskonałość ani dążenie do nieosiągalnego ideału ale właśnie afirmacja skaz i defektów na których opiera się jednostkowość, wyjątkowość, niepowtarzalność, słowem, to wszystko, dla czego mężczyzna pożąda tej właśnie jedynej kobiety, opętany jej unikatowym pięknem ją tylko uwielbia i kocha.
Paloma Picasso w wersji wody perfumowanej potrafi być, w zależności od kontekstu i nastroju, elegancka, klasyczna aż do pewnej sztywności, formalna i stonowana albo też wyuzdana, bezwstydna aż do granic wulgarności. Potrafi się zapamiętać, zagubić w pasji gdy w wyrafinowanym, ostrym szyprze wyłamują się ciemne, nieprzyzwoicie fizjologiczne akordy zwierzęce rozgrzewane gorącym, pulsującym w rymie przyśpieszonego oddechu upojnym kwiatowym sercem.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...