"Parę dni później zabrał mnie z sobą, bym posłuchał śpiewu Sally.
„Lady Windermere" (który to lokal dziś już podobno nie istnieje) była pseudoartystyczną, „swojską" knajpą tuż na tyłach Tauentzeinstrasse, knajpą, którą właściciel najwyraźniej próbował upodobnić w miarę możności do Montparnasse. Ściany były oblepione rysunkami na jadłospisach, karykaturami i teatralnymi fotosami zaopatrzonymi w dedykacje („Jednej jedynej Lady Windermere", „Johnny'emu — najserdeczniej"). Wachlarz, w czterokrotnym powiększeniu, wisiał rozpostarty nad bufetem. Pośrodku sali stał na podeście fortepian.
Ciekaw byłem, jak Sally będzie się zachowywała. Nie wiem czemu, wyobrażałem sobie, że ją zobaczę stremowaną, ale nie, nie zdradzała najmniejszej nawet tremy. Miała zaskakująco głęboki i ochrypły głos. Śpiewała źle, bez wyrazu, z rękami zwisającymi u boków, a mimo to jej występ był na swój sposób efektowny, do czego się przyczyniła jej niepokojąca aparycja i mina osoby, która ma w nosie, co ludzie o niej myślą"*.