sobota, 30 marca 2013


Pięknych Świąt, jakkolwiek je celebrujesz i cokolwiek dla Ciebie znaczą. Odrodzenia i światła; wzruszeń które chronią nasze serca przed skostnieniem, rodzinnego ciepła, najpiękniejszych zapachów domu i przypływu sił,
zanim nadejdzie wiosna.

Andrea Maack: Coal

Co powstanie gdy artysta specjalizujący się w sztukach wizualnych zabierze się za tworzenie niszowych perfum?
O czym opowiadać będą zapachy stworzone na dalekiej północy, w odległym Reykjaviku, które, choć niewątpliwie niszowe, pomyślane są jako sztuka użytkowa?
Gdy myślę o Islandii jako pierwsze przychodzą mi do głowy gejzery. Zaraz później kojarzy mi się Bjork. A od paru dni mam jeszcze trzecie skojarzenie. Węgiel. A właściwie nie, niedokładnie węgiel....



czwartek, 28 marca 2013

Montale: Kabul Aoud

Choć Kabul Aoud pojawił się u mnie zaledwie trzy dni temu to już udało mu się zawładnąć moją wyobraźnią. Dowiedziawszy się, że dom perfumeryjny Pierra Montale stworzył inspirowany stolicą Afganistanu zapach, przez jednych porównywany do Black Afgano przez innych zaś do Dark Aoud, oczywiście natychmiast zapragnęłam go poznać i zapału mojego nie studziło nawet to, że Kabul Aoud w regularnej sprzedaży dostępny jest tylko w krajach arabskich, Stanach Zjednoczonych i, chyba, we Francji. Dzięki nieocenionemu Jaroslavowi (dziękuję!), dla którego w materii perfum nie ma rzeczy niemożliwych kilka kropel Kabulskiego Oudu trafiło w moje spragnione nowości ręce, wraz z całą garścią innych wonnych cudów. 
Spodziewałam się pachnidła nieco podobnego w klimacie do Burqua od SoOud i tym razem intuicja mnie nie zwiodła. Tyle że Kabul Aoud jest o wiele, wiele piękniejsze.


wtorek, 26 marca 2013

Comme des Garcons, Series 2 Red: Harissa

Kilka dni temu sporządziłam, po raz pierwszy w mojej kulinarnej karierze, pastę harissa. Jest to pochodząca z Tunezji i Libii pikantna, gorąca jak samo dno piekło mieszanina papryczek chilli, czosnku, przypraw i oliwy od której oczy same zachodzą łzami a w co bardziej nieodpornych na kapsaicynę gardłach komórki nabłonka popełniają masowe samobójstwa. Mimo iż uwielbiam ostre smaki a moje nocyceptory przeżarte pieprzem cayenne i sosem Tabasco sporo już utraciły na wrażliwości pastę harissa dawkuję ostrożnie i z szacunkiem, tak pełna jest iście diabelskiej mocy.
Nietrudno zgadnąć, że do kulinarnych eksperymentów zainspirowała przypadkiem odnaleziona we wnętrznościach toaletki próbka Harissy, eksperymentu alfaktorycznego Comme des Garcons. I jedno powiem Wam od razu: Harissa według Bertranda Duchaufour'a pachnie zupełnie inaczej niż ogniście czerwona pasta z mojego stołu. Ale to wcale nie znaczy, że mi się Harissa nie podoba.


poniedziałek, 25 marca 2013

Montale: Blue Amber

Kilkakrotnie pisałam już tutaj, że jedną z najbardziej poszukiwanych przeze mnie nut w perfumach jest słona, naturalistyczna ambra. Wbrew pozorom wcale nie jest łatwo o pachnidła, które eksplorują ten zakres widma ambry, kreatorzy- a pewnie i odbiorcy- preferują ambrę słodką, szarlotkową, zmysłową ciepłą i miękką. Zwiedziona morską obietnicą na Blue Amber od Montale polowałam już od dawna. Długo było nam nie po drodze, gdy wreszcie udało mi się ów zapach przetestować trudno było mi uporządkować swoje wrażenia bowiem perfumy te jednocześnie mnie oczarowały i rozczarowały.



czwartek, 21 marca 2013

Norma Kamali: Ceremony

Jak czuje się ateista w kościele? Wyobraźcie sobie katolicką świątynię odartą z tajemnicy i transcendentu. Przysadzisty, gargamelowaty budynek z żelbetu o przestronnym wnętrzu, nieuzasadniony zapierającym dech w piersiach majestatem gotyckiej katedry, barokowym bogactwem ani wyrafinowaniem nowoczesnej architektury sakralnej; zwykły kościół parafialny. Wyobrażam sobie, że człowieka wierzącego gmach taki może być piękny pomimo aż raniącego oczy braku jakichkolwiek walorów estetycznych lub nawet jawnej, kalekiej brzydoty. Pięknem może być jego udział w większej całości, nieudolne choćby sięganie ku tradycji, która ukształtowała Europę; piękno może odwoływać się do funkcji, zgromadzenia, jedności ludzi wyznających podobne wartości, pięknem wreszcie może to, co według wierzącego w Kościele się dokonuje, coś wykraczającego poza funkcję, poza świat zmysłów i rozumu. Tajemnica.


poniedziałek, 18 marca 2013

Keiko Mecheri: Loukhoum, Loukhoum Parfum du Soir, Loukhoum Eau Poudree

Czy Wam także podczas mrozów zwiększa się apetyt? Przedłużająca się zima sprawiła, że nabrałam ochoty na słodycze. Nie, nie na te do jedzenia- aż tak jeszcze nie przemarzłam. Z pewną przyjemnością natomiast zabrałam się do testowania zapachów, które w normalniejszych warunkach klimatycznych potraktowałabym, w najlepszym razie, z pełną podejrzliwości nieufnością. Trylogia Loukhoum Keiko Mecheri raczej nie obiecuje tego co ryby lubią najbardziej- to perfumy bardzo, bardzo gourmand, istne sto procent cukru w cukrze. I jakże ma być inaczej skoro pachnidła te inspirowane są Turkish Delights, arabskimi słodyczami wprost wypchanymi kaloriami i miodem, różaną polewą, migdałami i wanilią. Zapraszam dziś na opowieści od których pasek spódnicy niebezpiecznie upija, poziom glukozy we krwi sam rośnie, ślina napływa do ust a plomby wprost wypadają z zębów.


piątek, 15 marca 2013

Laboratorio Olfattivo: Alambar


Dotykanie piękna nie jest sprawą oczywistą. Oto prawosławna pieśń religijna wykonywana przez gruziński chór. Mnie dech zapiera nieobjętością transcendentu, przeczuciem tajemnicy, tej rzeczy bez nazwy, przed którą umysł kapituluje a zmysły zatrzymują się na samym progu zachwytu. Pełna zapętlonych fraz i powtórzeń melodia opisuje to, co nie do opisania poruszając, zadziwiając, dotykając głęboko. Ale ktoś nieczuły na taki rodzaj piękna uznać może, że to ponure, smętne i monotonne wycie i ów, jak sądzę, także będzie na prawdzie. 
Podobnie jest z bohaterką dzisiejszej opowieści, Alambar od Laboratorio Olfattivo. Nie zachwyci, jak mniemam, poszukiwacza nowości i oryginalności, tropiciela nowych dróg w perfumiarstwie. Nie oczaruje wielbiciela złożoności, olfaktorycznego bogactwa. Nie uwiedzie tych, którzy nade wszystko cenią spektakularne ewolucje, pełne napięcia zwroty wonnej akcji. Ale ci, którym bliski jest smętek i prostota chóralnych, religijnych pieśni, których poraża jasność i czystość rysów twarzy postaci z płócien Botticellego albo świętych z prawosławnych ikon powinni koniecznie się z Alambar zapoznać.

środa, 13 marca 2013

LM Parfums: Ambre Musadin

Do pisania tej recenzji zabieram się już dość długo.
Nie przychodzi mi ona łatwo bowiem po pierwszych testach nie pożądam dalszych doznań a myśl o ponownym globalnym użyciu Ambre Musadin nie jest mi szczególnie miła. Zapach epatuje brzydotą. Nie wtórnością, której się, po prawdzie, spodziewałam ale brakiem finezji, ciężarem i totalnym brakiem urody, tak ewidentnym że aż ...sympatycznym.



A miał być Ambre Muscadin Laurenta Mazzone olfaktorycznym olśnieniem na miarę Black Oud. Cóż. Nie wyszło.


niedziela, 10 marca 2013

Serge Lutens: La Fille de Berlin


"Parę dni później zabrał mnie z sobą, bym posłuchał śpiewu Sally.
„Lady Windermere" (który to lokal dziś już podobno nie istnieje) była pseudoartystyczną, „swojską" knajpą tuż na tyłach Tauentzeinstrasse, knajpą, którą właściciel najwyraźniej próbował upodobnić w miarę możności do Montparnasse. Ściany były oblepione rysunkami na jadłospisach, karykaturami i teatralnymi fotosami zaopatrzonymi w dedykacje („Jednej jedynej Lady Windermere", „Johnny'emu — najserdeczniej"). Wachlarz, w czterokrotnym powiększeniu, wisiał rozpostarty nad bufetem. Pośrodku sali stał na podeście fortepian.
Ciekaw byłem, jak Sally będzie się zachowywała. Nie wiem czemu, wyobrażałem sobie, że ją zobaczę stremowaną, ale nie, nie zdradzała najmniejszej nawet tremy. Miała zaskakująco głęboki i ochrypły głos. Śpiewała źle, bez wyrazu, z rękami zwisającymi u boków, a mimo to jej występ był na swój sposób efektowny, do czego się przyczyniła jej niepokojąca aparycja i mina osoby, która ma w nosie, co ludzie o niej myślą"*.


piątek, 8 marca 2013

Parfumerie Generale: Intrigant Pachouli; Montale: Patchouli Leaves; M.Micallef: Patchouli

Wiosna ze mnie zakpiła i rozpłynęła się w śniegu i zimnym wietrze. Bez zagadywania oraz zbędnych wstępów zapraszam zatem na drugą część krótkich, pachnących paczulą opowieści. Część pierwszą można znaleźć tutaj.


wtorek, 5 marca 2013

Etro: Pegaso

Pegaz, cudowny, uskrzydlony koń zrodzony z krwi Meduzy, szlachetny i rozumny przyjaciel Bellerofonta patronuje najbardziej powietrznej i letniej spośród znanych mi propozycji Etro. Choć mówienie o wiośnie byłoby teraz nazbyt naiwnym, nawet jak na mnie, optymizmem, to wystarczy odrobina ciepła, kilka promieni słońca aby mój zmęczony zimowym, ciepłym, gęstym orientem nos szukać poczynał odmiany w postaci pachnideł świetlistych, aromatycznych, hesperydowych, lekkich. Czysty, transparentny, subtelny i kapryśny Pegaz jak na skrzydłach znika z mojej skóry już po dwóch- trzech godzinach. Ale w poranek tak słoneczny jak ten dzisiaj czaruje mnie nawet ta ulotność, bo jakże różna jest od godnej zaufania stateczności cięższych, podbitych słodką ambrą perfum, po które sięgam zimą.


sobota, 2 marca 2013

Montale: Black Musk


Imię, które nadał Pierre Montale swemu nowemu dziełu jest nieco mylące. W Black Musk piżma jest bowiem niewiele, dużo jest natomiast oudu, w takim wcieleniu, w jakim najczęściej pojawia się on w siermiężnych aluminiowych flakonach marki- lizolowego, aseptycznego, statycznego. Zimnego, niemal lodowatego, przywodzącego na myśl styczniową noc gdy zwiastujący bezsenność księżyc w pełni omiata bladym, chłodnym światłem pokryte grubym kożuchem śniegu pola. Blask odbija się od iskrzącej, nieskalanej ludzką stopą białości znaczonej tylko przez krzyżujące się zwierzęce tropy. Gdzieś z dali dobiega tęskne wycie. Po chwili do samotnego zawodzącego głosu dołączają kolejne... 


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...