piątek, 15 marca 2013

Laboratorio Olfattivo: Alambar


Dotykanie piękna nie jest sprawą oczywistą. Oto prawosławna pieśń religijna wykonywana przez gruziński chór. Mnie dech zapiera nieobjętością transcendentu, przeczuciem tajemnicy, tej rzeczy bez nazwy, przed którą umysł kapituluje a zmysły zatrzymują się na samym progu zachwytu. Pełna zapętlonych fraz i powtórzeń melodia opisuje to, co nie do opisania poruszając, zadziwiając, dotykając głęboko. Ale ktoś nieczuły na taki rodzaj piękna uznać może, że to ponure, smętne i monotonne wycie i ów, jak sądzę, także będzie na prawdzie. 
Podobnie jest z bohaterką dzisiejszej opowieści, Alambar od Laboratorio Olfattivo. Nie zachwyci, jak mniemam, poszukiwacza nowości i oryginalności, tropiciela nowych dróg w perfumiarstwie. Nie oczaruje wielbiciela złożoności, olfaktorycznego bogactwa. Nie uwiedzie tych, którzy nade wszystko cenią spektakularne ewolucje, pełne napięcia zwroty wonnej akcji. Ale ci, którym bliski jest smętek i prostota chóralnych, religijnych pieśni, których poraża jasność i czystość rysów twarzy postaci z płócien Botticellego albo świętych z prawosławnych ikon powinni koniecznie się z Alambar zapoznać.


Pisanie ikon


Alambar, choć to zapach nietknięty kadzidłem ani świątynnym mrokiem przywodzi mi na myśl pisanie ikon. Bo ikony się pisze, nie maluje. Wyobraźcie sobie: oto anonimowy artysta, może prawosławny, brodaty mnich w burym habicie, może dręczony halucynacjami "widzący" ludowy święty na granicy nieba i obłędu na starannie przygotowaną deskę z lipowego drewna naciąga płótno by następne pokryć je wieloma warstwami gruntu z żywic, kredy i kleju. Później zaś, technikami znanymi już w Bizancjum nakłada farby ze sproszkowanych minerałów i ikona wybucha kolorami i złotym blaskiem. 
Półprzeźroczysty laserunek i światło dobywające się z postaci Chrystusa i świętych; obraz pozbawiony perspektywy i zastosowanie czystych, niemieszanych kolorów- wszystko to sprawia że wyobrażone na ikonie postacie wydają się naprawdę pochodzić z innego porządku świata.
Alambar to ikona pisana na desce z drzewa liściastego ale na płacie kory z cynamonowca. Zapach, opisywany przez większość komentatorów jako słodki i miękki na mojej skórze nie ujawnia nawet krztyny słodyczy. Cynamon, wytrawny, niemal gorzki zupełnie nie przypomina dobrze znanego wszystkim brązowego proszku. Zdrewniały, twardy, rdzawy, szorstki zapewnia dobrą przyczepność pędzlowi zostawiającemu za sobą ślad złocistej, połyskującej ambry. Werniks z półprzeźroczystych, suchych jaśminowych płatków ukryty na granicy wrażliwości powonienia wprost rozpływa się w ambrowym, świetlistym złocie. Ciemne kolory artysta wydobywa dzięki wytrawnemu, matowemu kakao, jasne akcentuje żółtozieloną, skórzastą bergamotką, jaskrawą, sopranową, aż gorzką od eterycznych olejków.
Ikonograf pracuje w skupieniu od wielu dni zachowując zupełne milczenie. Zdaje się że nie dostrzega już realnego świata, w tak bliską zażyłość wszedł z pozaświatowymi postaciami, które maluje.
Akord przyprawowy rozbudowuje się o nuty świeżych roztartych w palcach goździków oraz suszonego imbiru o kolorze żółtej ochry. Mam wrażenie, że na drugim, a może i na trzecim olfaktorycznym planie mości się akord kwiatowy, suchy, kruchy, delikatny  ledwo wyczuwalny pod ferii przypraw.


W końcu ikona ciemnieje, od pokostu i dymnej wanilii, miękkiej i ciepłej jak spojrzenie Matki. Coraz ciaśniej splecione w jeden akord przyprawowe nuty wietrzeją zlewając się z sobą i tonąc w powodzi syropowatej, złocistej ambry.
Zmęczony ikonograf kończy pracę. Nigdy nie podpisze swego dzieła. Ciężkie od obcowania ze świętością dłonie, znużone oczy i odwykły od ludzkiej mowy głos to niska cena za przywilej obcowania z nieskończonością. Z nieskończonym spokojem rytuału.


Zdjęcie pierwsze jest autorstwa Ewy Grześkowicz, polskiej artystki zajmującej pisaniem ikon. Więcej jej prac (przepięknych!) można znaleźć na: http://ikony.waw.pl
Zdjęcie drugie znalazłam na blogu http://chrisb.blog.onet.pl/2008/09/07/pisanie-ikony/
Ikonę z trzeciej ilustracji można znaleźć na http://pl.dawanda.com/product/33993805-Ikona-Matka-Boza

7 komentarzy:

  1. Jestem teraz osobą, która poszukuje nowych dróg w perfumowych zainteresowaniach, jednak zawsze cenię porządne rzemiosło. Z Alambarem miałam przelotny kontakt, jednak pamiętam, że był to zapach w bardzo dobrym gatunku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rybo , jesteś poetką . Alambaru nie znam , ale opis , ikony i muzyka stworzyły całość przywodzącą na myśl obcowanie z wiecznością w którymś z greckich Meteorytów . Gruzińska wersja prawosławnych śpiewów jest powalająca - akurat uwielbiam i muzykę gruzińską i prawosławne śpiewy liturgiczne - szkoda tylko , że taka krótka ;)Chyba muszę poodgrzebywać stare płyty... I chciałabym kiedyś spróbować malowania temperą . Chociaż jestem pewna że przy próbie namalowania ikony raczej wyszedłby mi Shrek :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem Justyno że lubisz eksperymenty- mnie ostatnio ciągnie do stonowanej klasyki. Nowe drogi, owszem, ciekawią ale bardziej by testować a nie nie by nosić.

    Parabelko, dziękuję, jak zawsze. Płyta na której znalazłam ten utwór wydana została w serii Word Network a pełen jej tytuł brzmi Georgia: Rostovi Chior& Duduk Trio. Utwór który zacytowałam poruszył mnie głęboko ale inne pieśni nie są (dla mnie) aż tak porażające. Pewnie dlatego, że mniej są melancholijne a bardziej żywiołowe a z powodu charakterystycznych dla prawosławia głosów nisko ustawionych, donośnych pieśni w których chór odpowiada energicznemu przewodnikowi są dla mnie trudne i dziwnie przywodzą na myśl jodłowanie.
    Jestem całkiem pozbawiona genu religijności niemniej pobyt w Meteorach był jednym z piękniejszych doświadczeń mojego życia. Mnie także to miejsce kojarzy się z wiecznością rozumianą jako bezczasowość, spokojna, ciągła stałość. I rozumiem że można pragnąć życia w takim miejscu i takim spokoju.
    Ikona Shrecka zaś?! To brzmi naprawdę interesująco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czystej krwi pieśni prawosławne brzmią brzmią bardzo harmonijnie - w końcu nie darmo Katarzyna Wielka zciągnęła włoskich muzyków żeby zrobili porządek z muzyką liturgiczną i im właśnie zawdzięczamy piękno muzyki cerkiewnej . Za to muzyka gruzińska jest w naszym eurpejskim pojęciu dziwna - dziwne rozwiązania harmoniczne , dziwne nieoczekiwane zmiany tonacji , dziwna modulacje głosu śpiewaków .
      Muszę nad Shrekiem pomysleć , chociaż chyba wolałabym Fionę :P

      Usuń
    2. Ale Fionę w wersji ogrowej czy księżniczkowej?
      Myślę sobie, że "muzyka cerkiewna" to w ogóle niejednorodny termin. Nie wszystko co kojarzymy z cerkwią i prawosławiem to muzyka stricte liturgiczna- ta uporządkowana i "zeuropeizowana" przez Włochów od carycy Katarzyny. Niemniej pieśni prawosławia zawsze podporządkowane są dogmatyce i z tym nawet caryca, nawet Włosi i nawet późniejsze wpływy zachodnie nie byli w stanie nic zrobić- muzyka prawosławia ma swój specyficzny sznyt i tyle.
      Na moje ucho harmonijnie brzmią pieśni neumatyczne, najstarszy sposób śpiewania wywodzący się jeszcze z Bizancjum. Dalsze muzyczne komplikacje i modyfikacje mnie nieco utrudniają odbiór.
      Muzykę gruzińską natomiast dopiero poznaję. I zgadzam się, jest dziwna. Surowa, ostra, pełna dysonansów. Dziwnie się jej słucha i wymaga (przynajmniej na początku) pewnego skupienia.
      To chyba trochę tak jak z muzyką baroku- dla nieosłuchanego z nią ucha przy deficytach koncentracji może być kakofoniczna. A kiedy już się ją "złapie" to można robić przy niej wszystko, zmywać, ćwiczyć, czytać, pracować- ona zawsze jest pięknym tłem i towarzyszem.

      Usuń
  4. Fionę ogrową ;)
    Barok jest idealny do pracy , bo wzmacnia koncentrację .Gruzińska z kolei wymaga wypoczęcia , bo potrafi szybko zmęczyć przez swoją intensywność - jest naładowana energią i emocjami tylko czekającymi żeby wybuchnąć , aż do granic możliwości .

    OdpowiedzUsuń
  5. Poruszająca recenzja i poruszająca pieśń. Nigdy wcześniej nie zetknęłam się z muzyką gruzińską - a szkoda. Zalinkowanym utworem jestem urzeczona.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...