piątek, 8 marca 2013

Parfumerie Generale: Intrigant Pachouli; Montale: Patchouli Leaves; M.Micallef: Patchouli

Wiosna ze mnie zakpiła i rozpłynęła się w śniegu i zimnym wietrze. Bez zagadywania oraz zbędnych wstępów zapraszam zatem na drugą część krótkich, pachnących paczulą opowieści. Część pierwszą można znaleźć tutaj.




Oblicza paczuli, część druga

Intrigant Patchouli



Nie chcę wyjść tak od razu na malkontentkę ale paczuli Pierra Guillaume siły intrygowania wystarczyło na imię i kilka pierwszych chwil ewolucji na skórze. Choć, nie licząc otwarcia, nie jest to zapach typowo paczulowy początkowe wrażenie winno zadowolić nawet najbardziej wymagającego konesera dziwaczności ze skłonnościami do turpizmu. Jędrne, woskowe liście zawierają  jednocześnie zieloność i roślinną świeżość wydobyte dzięki subtelnemu dodatkowi nut hesperydowych jak i piwniczną stęchłość, pleśń i kurz. 
Ta zadziwiająca antynomia, pokojowe współistnienie pozornie wykluczających się olfaktorycznych przeciwieństw utrzymuje się na skórze nazbyt krótko by zmysły mogły uchwycić jej istotę. Już po kilku chwilach niknie bowiem w rdzawym obłoku przypraw, mielonego suchego imbiru, półwytrawnego cynamonu i szczypty otartego angielskiego ziela. W sumie nic zarzucić nie można temu przyprawowemu akordowi, poprawnie złożonemu, szorstkiemu, urodziwemu ale nazbyt zwyczajnemu, perfumeryjnemu by usatysfakcjonować mógł powonienie rozochocone ekstrawaganckim otwarciem. Rozczarowanie jest tym większe, że dalszy rozwój Intrigant Patchouli jest całkiem normalny, za normalny. Ciekawy zielono- pleśniawy paczulowy akord przybrudzony kwaśnymi nutami animalnymi całkiem zdominowany przez przyprawy przyczaja się przy ciele i wyczuwalny jest tylko wtedy, gdy dosłownie wtuli się nos w nadgarstek. Z dala od skóry zaś przyprawy płynnie ustępują miejsca słodkiemu akordowi balsamicznemu delikatnie zachwianemu fizjologicznym piżmem. Przez chwilę wyczuwam maślane, tłuste drewno sandałowe a potem już tylko lepką, żółtozieloną benzoinę przestrzeloną światłem jak grudka kolorowego bursztynu.



Patchouli Leaves

Patchouli Leaves jest paczulą doskonałą. Idealnie wyważoną pomiędzy kakaowością a zielonością; świeżością i wilgocią; piwnicznością a ziemistością. Zawiera w sobie wszystkie aspekty paczulowej woni lecz żaden z nich nie dominuje kompozycji, trwają w doskonałej równowadze oprawione w półwytrawną, złocistą ambrę, która, przez pierwszych kilka chwil udaje alkoholowy, ambrowo- ziołowy syrop, panaceum na wszelkie dolegliwości ciała i duszy.



Serce zapachu olśniło mnie i zachwyciło. Ziemista i wilgotna część paczulowego widma,  bogata i żyzna jak torfowisko pełne rozkładających się organicznych szczątków przerośnięta jest zdrewniałą, łykowatą paczulą roślinną jak poskręcanymi, łakomymi korzeniami, które orzą glebę, przewiercają ją, drążą w poszukiwaniu życiodajnej wody.
Olfaktoryczne tło stanowi paczula kakaowa, miękka i jedwabista. Zmiękczona jadalną, słodką wanilią, sucha i ciepła pozostaje niezmienna i statyczna podczas gdy między zachłannymi, grubymi korzeniami kiełkuje świeża, jędrna zieloność. 
Tytułowe paczulowe liście pojawiają się nieśpiesznie ciągnąc za sobą niteczkę żywicznego, odrobię żelazistego labdanum. Prostują się, chciwie wyciągają się ku słońcu błyskając w jego promieniach grubą warstwą roślinnego wosku.



Dalsza ewolucja zapachu jest zmianą struktury kompozycji nie zaś dołączaniem do niej nowych elementów lub odrywaniem tego, co było jej częścią. Gdybyśmy wzięli dużą, głęboką, glinianą misę i wrzucili do niej to, co składa się na Patchouli Leaves, ziemię, kamienie, fragmenty roślin, żywice, a następnie poczęli płynnie i delikatnie uderzać misą o dłoń to z jej zawartością działoby się to, co dzieje się z zapachem. Duże, suche, wygrzane słońcem kawałki kory, gruby żwir zostałyby wypchnięte na wierzch, wilgotna ziemia zaś, drobne fragmenty świeżych paczulowych liści, miałkie kakao, grudki złocistej ambry osiadłby na dnie naczynia, wciąż obecne ale słabiej wyczuwalne, ukryte.


Patchouli

Marzyłam kiedyś by znaleźć w perfumach aromat świeżych włoskich orzechów, dopiero co rozłupanych, słodkich, tłustych, śnieżnobiałych pod łatwo ześlizgującą się gorzkobrązową, błoniastą skórką. Olfaktoryczny orzech dokonały znalazłam, ku memu wielkiemu zaskoczeniu, dopiero w pachnidle o paczuli w nazwie. Bo w Patchouli Micallefów samej paczuli, według świadectwa mojego nosa, nie ma zbyt wiele. Lecz trudno mieć o to pretensje, trudno mieć pretensje o cokolwiek- tak piękna i pełna uroku jest to kompozycja.


Orzech, od zapachu których każda wiewiórka dostałaby ślinotoku spotka się z migdałowym, słodko- pudrowym heliotropem i wonią, która przywodzi na myśl zalane wrzątkiem, brązowe, pomarszczone rodzynki, puchnące wodą i aromatem.
Zielone, zaostrzone matową metalicznością listki fiołka zwiastują nadejście drugiej fazy zapachu. Paczula staje się sucha, pylista, jedwabista jak miałki, srebrzysty kurz. Osiada rozpraszającym światło pyłem na aksamitnej zasłonie, niedokładnie zaciągniętej. Przez szpary sączy się jasność leniwego popołudnia, powoli prześlizguje się po drewnianej podłodze, dotyka mebli, rozgrzewa kotarę, która nie z pluszu okazuje się być wykonana a z miękkiego, przyjaznego dłoniom zamszu.
Drzewna sucha gładkość, ciepła i nietknięta lakierem pięknie współgra z wciąż obecną słodką, orzechową tłustością muśniętą odrobią wanilii. Zapach snuje się jak babie lato albo wczesnojesienne, słoneczne popołudnie, otula skórę ciepłem i miękkim światłem.


Z wolna Paczuli staje się coraz bardziej ziemista, aż do woni bardzo suchej leśnej ściółki  szeleszczących, złotych opadłych liści, kruszącego się z braku wilgoci mchu, drobnych kawałków odłupanej kory. Gęsty, cierpkawy akord żywiczny podbity złotą ambrą rozświetla kompozycję od środka sprawiając że lekko odstaje od skóry, ciepła, delikatna niczym zamsz.

Choć idea "paczuli gourmand" może brzmieć nieco dziwacznie i niezbyt zachęcająco Patchouli jest zapachem pięknym od pierwszej do ostatniej nuty, komfortowym i łatwym do noszenia. Okazuje się, że to nuta nie tylko dla turpistów.



Ilustracja pierwsza to obraz Joanny Sadowskiej Zarośla. Więcej obrazów malarski można znaleźć na http://variart.org/galeria/1398-asias.htm
Zdjęcie drugie pożyczyłam od http://www.tbop.org.pl/fotonotes/fotonotes16.html
Zdjęcie posągu Buddy obrosłego korzeniami drzewa w starożytnej stolicy Ayutthaya w Tajlandii pochodzi z http://pl.123rf.com
kolejne zdjęcie pożyczyłam z http://www.abangbrian.com/v1/2012/09/17/did-you-know-that-nuts/
ostatnia fotografia pochodzi z http://www.zonameditacion.com.ar

7 komentarzy:

  1. Tak sugestywnie opisałaś ten orzech, że aż naszła mnie ochota na prażone orzechy. Trzeba będzie się dopieścić wieczorem ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam, że przyszłam kiedyś do Quality i trafiłam dokładnie w ten dzień, kiedy zagościło u nich Patchouli Montala. I kiedy je powąchałam pomyślałam "O kurczę. To będzie hit!". Zapach skojarzył mi się z Borneo, ale wg mnie jest urodziwszy. I od razu zrobiło mi się żal, że tropicielki zapachów nie mogą być ze mną w tamtej chwili. Cieszę się, że się nie myliłam i ten Montale znajduje uznanie.
    Co prawda nie jest to akurat taki rodzaj paczuli, jaki lubię, ale uważam, że zasługuje na określenie "mistrzowski".

    OdpowiedzUsuń
  3. Tovo mam nadzieję że Ci orzechy smakowały :)
    Ja mam niestety uczulenie na takie przysmaki zostają mi więc smakowite, orzechowe zapachy.

    Justyno nie wiem która paczula podoba mi się bardziej: Montale czy Lutensa. Paczuli Leaves mam całe 10ml noszę więc z upodobaniem i odurzam się a Borneo zostało mi kilka smętnych kropel na dnie sampla więc oszczędzam -ale muszę pokusić się o jakieś testy porównawcze.
    Pod określeniem "mistrzowski" pod adresem Paczuli Leaves podpiszę się jednak bez wahania. Świetny zapach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetna recenzja najlepszych paczulowych kreacji(moim zdaniem:)
    Pokochałem paczulę,a szczególnie te mocniejsze,piwniczne klimaty (dzięki marce ETRO)
    Polecam także wypróbowanie IL PROFUMO.
    Trzy Ryby Czy można się z tobą skontaktować poprzez mail?
    :)
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję.
      Patchouly Etro bronić będę jednak własną piersią- ja nie wyczuwam w niej piwnicy a tylko ziemistość. Podobnie odbieram Il Profumo Patchouli Noir, jest wilgotna, bagnista ale nie stęchła. Obydwie te paczule opisałam już na początku mojej blogowej przygody, tak dalece mnie zafascynowały.
      Mój mail zaś to trzy.ryby@gmail.com i jest czynny 24h/dobę.
      Również pozdrawiam.

      Usuń
  5. Dzien Dobry..
    Przepraszam bardzo ale..nazywam sie Joanna SADECKA a nie Sadowska.Bardzo mi milo ze moja akwarela pt."Zarosla" posluzyla tutaj za ilustracje.Wolalabym jednak byc o tym poinformowana przez Autorke bloga (na Variart jest wyraznie naniesiona informacja iz nie wolno kopiowac prac bez zgody autora a ja poinformowana nie zostalam nie mowiac juz o zgodzie).
    Akwarela przedstawia moj francuski ogrod, pelen dzikich traw ale chyba nie ma tam paczuli...Mysle ze rozpoznalabym ten charakterystyczny zapach.Pozdrawiam.
    Joanna Sadecka (asias VA)

    OdpowiedzUsuń
  6. Punkt 15 regulaminu VARIART zabrania jakiegokolwiek kopiowania prac bez zgody autora.Jako autorka akwareli "Zarosla" informuje czytajacychc niniejszego bloga ze "trzyryby" lamie prawo autorskie i dopuszcza sie wykroczenia "dekorujac" swoje artykuly(a zreszta kto to wie czy swoje..) cudzymi pracami bez zgody wlasciciela Joanna Sadecka (uzytkownik Variart, skad pochodzii kopia zamieszczonej tu pracy pt."Zarosla" .

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...