Nie dalej jak wczoraj, z pietyzmem i masochistycznym niemal zacięciem rozwodziłam się w komentarzu na blogu Wiedźmy z Podgórza jak to ja mam bardzo nie po drodze z oudem. Pretekst, pachnidło Un Air d'Arabie Maison Dorin faktycznie mi nie leży, w połączeniu z chemią mojej skóry agarowa żywica pokazuje jedną ze swych najbrzydszych twarzy a całe perfumy eksplorują dokładnie taki mariaż oudu z różą, jaki najbardziej mnie męczy i dusi. Nie oznacza to jednak wcale, że agar nie może mnie zachwycić, nie znaczy także, że każde przeplecenie oudowej żywicy wonią róży budzi moją niechęć. A na świadka mogę przywołać choćby Rose Anonyme, pachnidło przewrotne, już w samej nazwie, jak myślę, żart i trawestację kryjące.
Sposób, jaki spleciona jest róża z agarem z Rose Anonyme przypomina niewidzialne pismo kreślone różanym atramentem na ciemnej materii agarowego drewna. Róża w tym pachnidle nie udaje, że wciąż jest kwiatem, nie zniża się do postaci tłustego olejku, nie przybiera postaci kwiatowego suszu, konfiturowej słodyczy, wolna jest od geraniolu i cytronenalu. Róża anonimowa nie ma postaci, w którą wyobraźnia mogłaby ją przyoblec, jest samym zapachem, bez twarzy, alchemiczną esencją destylowaną po stokroć, rzeczą samą w sobie. Wonnym tuszem, który pozostawia po sobie ślad zapachu, gęstego, miękkiego, aksamitnego, pieszczącego zmysły.
Róża imię swe i swe oblicze tai nie przez nieśmiałość ani kokieterię. Nie obiecuje i nie zwodzi, nie mami wyjawieniem wszystkich sekretów ani zdradzeniem swej natury. Trwa bezcielesną obecnością transparentna i lekka a przecież wyraźna i jawna, krystaliczna i czysta a jakby fantazmatyczna. Jasną delikatną koronką pokrywa ciężki adamaszek oudu, gęsto tkanego, matowego a jednocześnie niepokojąco błyszczącego, statycznego a pełnego energii, ciemnego a jaśniejącego od wewnętrznego, tajonego światła. Konkretny a namacalny oud z różanym imponderabilium spojony jest odrobiną cypriolu, dymnego, ostrego, kującego, zawodząco wetiwerowego, który łącząc dwa bieguny sam doznaje rozdwojenia róży oferując ostre i zielone kolce agarowi zaś mroczy dym bez płomienia.
Oud w Rose Anonyme jest spełnieniem moich snów i wonnych pobożnych życzeń, jest dokładnie takim, jakim go sobie wymarzyłam zanim powąchałam go po raz pierwszy, zanim nie rozczarował mnie paskudnym, dentystycznym wcieleniem. Oud w Rose Anonyme żyje, jest jak merkuriusz, połyskliwy i ciężki, zmysłowy i statyczny, gęsty i ruchliwy, ciemny jak wewnętrzna strona powiek i znajomy jak smak własnej śliny, jak ciało, które, pogrążone we śnie leży tuż obok gdy wybudzimy się w środku nocy. Pojawiająca się po kilku godzinach, odrobinę czekoladowa, sucha paczula łamie królewskie panowanie tej pięknej inkarnacji oudu i ściąga zapach ku zmierzchowi. Nie ma w nim już ani drzewnej żywicy ani róży, zniknęła nie ujawniając ani twarzy, nie zdradzając swych tajemnic, bezcielesna niczym abstrakt. Zapach wysładza się balsamicznie i miodowo, wtula się w skórę i znika w końcu cicho a w jego ostatnich oddechach daje się wyczuć miękki dotyk kaszmeranu.
* "Dawna róża trwa w nazwie, nazwy jedynie mamy."- ostatnie zdanie z Imienia Róży Umberto Eco
Ilustracja pierwsza pochodzi z http://www.liveinternet.ru/users/4246114/post158774624/
druga zaś z ze strony Agencji Fotografii i Reklamy MatyldaProjekt. Więcej można znaleźć tutaj: http://www.matyldaprojekt.com
Stat rosa pristina nomina, nomina nuda tenemus*.
Sposób, jaki spleciona jest róża z agarem z Rose Anonyme przypomina niewidzialne pismo kreślone różanym atramentem na ciemnej materii agarowego drewna. Róża w tym pachnidle nie udaje, że wciąż jest kwiatem, nie zniża się do postaci tłustego olejku, nie przybiera postaci kwiatowego suszu, konfiturowej słodyczy, wolna jest od geraniolu i cytronenalu. Róża anonimowa nie ma postaci, w którą wyobraźnia mogłaby ją przyoblec, jest samym zapachem, bez twarzy, alchemiczną esencją destylowaną po stokroć, rzeczą samą w sobie. Wonnym tuszem, który pozostawia po sobie ślad zapachu, gęstego, miękkiego, aksamitnego, pieszczącego zmysły.
Róża imię swe i swe oblicze tai nie przez nieśmiałość ani kokieterię. Nie obiecuje i nie zwodzi, nie mami wyjawieniem wszystkich sekretów ani zdradzeniem swej natury. Trwa bezcielesną obecnością transparentna i lekka a przecież wyraźna i jawna, krystaliczna i czysta a jakby fantazmatyczna. Jasną delikatną koronką pokrywa ciężki adamaszek oudu, gęsto tkanego, matowego a jednocześnie niepokojąco błyszczącego, statycznego a pełnego energii, ciemnego a jaśniejącego od wewnętrznego, tajonego światła. Konkretny a namacalny oud z różanym imponderabilium spojony jest odrobiną cypriolu, dymnego, ostrego, kującego, zawodząco wetiwerowego, który łącząc dwa bieguny sam doznaje rozdwojenia róży oferując ostre i zielone kolce agarowi zaś mroczy dym bez płomienia.
Oud w Rose Anonyme jest spełnieniem moich snów i wonnych pobożnych życzeń, jest dokładnie takim, jakim go sobie wymarzyłam zanim powąchałam go po raz pierwszy, zanim nie rozczarował mnie paskudnym, dentystycznym wcieleniem. Oud w Rose Anonyme żyje, jest jak merkuriusz, połyskliwy i ciężki, zmysłowy i statyczny, gęsty i ruchliwy, ciemny jak wewnętrzna strona powiek i znajomy jak smak własnej śliny, jak ciało, które, pogrążone we śnie leży tuż obok gdy wybudzimy się w środku nocy. Pojawiająca się po kilku godzinach, odrobinę czekoladowa, sucha paczula łamie królewskie panowanie tej pięknej inkarnacji oudu i ściąga zapach ku zmierzchowi. Nie ma w nim już ani drzewnej żywicy ani róży, zniknęła nie ujawniając ani twarzy, nie zdradzając swych tajemnic, bezcielesna niczym abstrakt. Zapach wysładza się balsamicznie i miodowo, wtula się w skórę i znika w końcu cicho a w jego ostatnich oddechach daje się wyczuć miękki dotyk kaszmeranu.
Ilustracja pierwsza pochodzi z http://www.liveinternet.ru/users/4246114/post158774624/
druga zaś z ze strony Agencji Fotografii i Reklamy MatyldaProjekt. Więcej można znaleźć tutaj: http://www.matyldaprojekt.com
Już żałuję, że wstrzymałam się przed rozbiórką.
OdpowiedzUsuńtzn przed wzięciem w niej udziału....
OdpowiedzUsuńBiorąc pod uwagę, że kila osób chętnych się na rozbiórkę nie załapało można mieć nadzieję, że kiedyś tam zostanie rozebrany kolejny falkon.
OdpowiedzUsuńMoże nawet sama się za niego wezmę- ale na wiosnę, Rose Anonyme jak na mój nos jest pachnidłem na cieplejszy czas.
Ha! Czyli jednak. ;D
OdpowiedzUsuńSam opis cudny, czuję się zachęcona. I też przypuszczam, że jedna flaszka Wizażu nie nasyci. :)
:) długo nie trzeba było czekać :) skuszona recenzją capnęłam parę mililitrów róży! :D
OdpowiedzUsuńRety, czuję za barkach ciężar odpowiedzialności :)
OdpowiedzUsuńCo będzie jak Wam się Rose Anonyme nie spodoba? Toż ze zmartwienia uświerknę :)
A na poważnie: bardzo się cieszę że kolejny fakon pojawił się na Wizazu tak szybko. To pachnidło zdecydowanie warte poznania.
Spoko, jeśli chodzi o mnie, to możesz spać spokojnie. ;) Wzięłam tylko sampla, więc nie zamierzam nasyłać na Ciebie żadnych ninja. ;)
OdpowiedzUsuńAle poważnie, to naprawdę narobiłaś 'smaka' na RA.