środa, 26 września 2012

Oliver Durbano Parfum de Pierres Poemes: Heliotrope

Gdy po raz pierwszy wtuliłam nos w nadgarstek skropiony Heliotrope, nowym zapachem od Olivera Durbano zadumiałam się głęboko a zamiast wyłapywać nuty i szukać w wyobraźni i pamięci skojarzeń usiadłam z komputerem na kolanach i zaczęłam szukać. Podług mojej wiedzy bowiem "heliotrop" można rozumieć dwojako: jest to więc albo minerał czasami zwany krwawnikiem z racji czerwonych refleksów, które rzuca gdy obraca się go po zanurzeniu w wodzie albo też to roślina z rodziny ogórecznikowatych kwitnąca na fioletowo, jej drobne kwiaty w dużych kwiatostanach pachną nieco podobnie do wanilii, a tak słodko, że aż zęby bolą. Znając zawód i jubilerską pasję do kamieni półszlachetnych Oliviera Durbano stawiałam na pierwsze pozaperfumeryjne odniesienie imienia pachnidła. Jadowicie kolorowy, barwą przywodzący na myśl bardziej jaskrawą i konfiturową dziką różę niż pastelowy heliotrop płyn w moim samplerze podług świadectw mojego nosa niewiele ma wspólnego tak z kwiatami jak z minerałami. Trzeba było kilku chwil bym zorientowała się, że mój nadgarstek, miast dowolnie rozumianym heliotropem, pachnie jedwabiem, surowym, mięsistym, nigdy nie noszonym.




„Nagle ujrzał to, co wydawało mu się niewidzialne. Koniec świata.”*



Wyczytawszy na stronie Oliviera Durbano, że bezpośrednią inspiracją do stworzenia Heliotrope był czerwono- czarny, jedwabny szal odetchnęłam z ulgą, moje receptory węchowe nie całkiem jeszcze oszalały. Wreszcie w spokoju mogłam zająć się kontemplacją natury zapachu. A jest co rozważać.



Heliotrope otwiera się gorzką, nieco lekarstwianą nutą podobną nieco do tej, którą uraczył nas Geza Schoen w gs02. Chłodne, niepalone olibanum złożone z arcydzięgielem jasno tłumaczy, dlaczego łacińska nazwa tej rośliny brzmi "archangelica", archanioł. Anielskie skrzydła w pierwszym oddechu Heliotropem szeleszczą jedwabną taftą, mieniącą się na pomarańczowo, od gniecionych wraz ze skórką, słodkich mandarynek; czerwono, od suchego i sypkiego, wyciskającego łzy z oczu chilli i żółto, od świeżo rozkrajanego imbirowego korzenia, broczącego sokiem. Mimo intensywności i temperatury barw zapach od pierwszej chwili jest spokojny i stonowany, niemal medytacyjny. Kolory z zewnętrznej, ciepłej części tęczowego łuku są ciągłym, niemieszającym się widmem, rozproszonym światłem, gorącym oddechem muskającym nagi kark, dotykiem jedwabiu  na ślepej, obnażonej skórze. Wyraźna gorycz otwarcia przycicha, archanioł ulatuje, lekki jak tchnienie, pozostawiając po sobie tęsknotę i suchy szelest ciepłych barw.



A później nie czuję już żadnych wymienionych w spisie nut, żadnych kwiatów, imiennego heliotropu ani magnolii, jest tylko aromat świeżo utkanej przędzy, dosłownie, jakbym wtuliła twarz w jedwabną grężę, surową, jeszcze ciepłą od palców prządki. Pojedyncze nitki, cienkie jak babie lato, splatają się w materiał,mięsisty, gruby, gęsto tkany, to raczej ciężki jedwabny atłas w sam raz na suknię maharani a nie półprzeźroczysty muślin. Barwy wyczuwam dotykiem, powidoki arcydzięglowej, ziołowej goryczy splatają się szadzistą, pylistą i szorstką gorzkością szafranu kreślącego żółte wzory na matowej, miękkiej tkaninie. Surowy, suchy zapach, dziwny choć dobrze znany, zupełnie nieperfumeryjny, niepospolicie piękny zdaje się być pełen przytłumionego, ciepłego światła. Jedyne sensoryczne doznanie, które umiem porównać z doświadczeniem tego pachnidła to spoglądanie na jaskrawy blask przez zamknięte powieki albo przez grubą tkaninę, która zamotana dookoła głowy, przykrywa oczy. Światło jako ciepło opromienia i ogrzewa skórę, wytłumione dociera pod powieki, to nikłe rozproszenie ciemności, nie jasność, nie sposób w nim dostrzec konturów zewnętrznego świata, uwaga więc odwraca się do wewnątrz, do rzeczywistości jaźni- wspomnień, nadziei, lęków, wiary, wyobraźni.



Nie ma w Heliotrope nagłych zwrotów akcji, napięć, spektakularnej ewolucji. Pachnidło naturalnie ciąży ku drzewnej, statycznej bazie, odmienia się niepostrzeżenie, jak oddech, spokojne, zadumane, ciepłe. Wewnętrzne światło wytrawia jedwabną materię zapachu, odsłaniając gruby splot podstawy. Osnową są akordy drewna z suchym, wiórowatym cedrem skontrastowanym miękkim sandałowcem wątkiem zaś balsamiczne, słodkawe żywice, cała tkanina zaś rozpięta jest na ramie z niemydlanego, jasnego piżma. Kompozycję odnaleźć można jednak tylko wtedy, gdy wręcz wtuli się nos w nadgarstek. Bo dalej od skóry Heliotrope wciąż promienieje ciepłem, fakturą i wonią jedwabiu. Tyle że u zmierzchu zapach ten jest głębszy, bardziej altowy, jesienny jakby złota zaduma w smutek się zamieniła, w kontemplację własnej przemijalności, w nieuchronne dopalanie się każdego, najjaśniejszego nawet światła, w niechybny koniec każdego ze światów.

Dawno nie byłam tak zachwycona żadnym zapachem.


*Tytuł opowieści to cytat z książki Jedwab pióra Alessandro Baricco.
Ilustracja pierwsza pochodzi z http://www.etsy.com/shop/BorneoBatikraft
Ilustracja druga to obraz Aldena Cole'a
Ilustrację trzecią pożyczyłam od: http://flickrhivemind.net/flickr_hvmnd.cgi?.

8 komentarzy:

  1. gratuluję i skrycie zazdroszczę przygody z najnowszym Durbano ;) udało Ci się na powrót rozpalić me zmysły...

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaa! :) W poniedziałek oglądałam galerię produktów tej pani z pierwszego zdjęcia. Nawet pomyślałam, że jedną z fotek fajnie byłoby okrasić którąś reckę ^^). Jaki ten świat maleńki (a myśli jak swobodnie fruwają od głowy do głowy)! :))Heliotropu jestem ciekawa, jak każdego Durbano. Zawsze i wszędzie. Choć teraz jakby bardziej. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mmm...! To brzmi wielce obiecująco! Przez Ciebie atmosfera mojego oczekiwania też nabrała rumieńców ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Piracie, dziękuję. W moim wypadku romans z Heliotrope na testach na pewno się nie skończy, zapach zdecydowanie wart jest poznania. Do czego rzecz jasna zachęcam.

    Wiedźmo, ja to nazywam kongenialnością :)
    Galeria przepiękna bo same produkty ciekawe- zestaw barw tego akurat kimona i zaduma modelki idealnie pasowała mi do opowieści.

    Akiyo ja także czekam. By zawładnąć jakąś większą ilością.
    Rozważam fakon.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapowiada się interesująco, chociaż zapachu jedwabiu nie znam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tovo wyobraź więc sobie proszę zapach barw przygaszonej, nieco ziemistej pomarańczy, złamanej czerwieni, cynobru, żółci spadających z drzew liści, sieneńskiej, palonej ziemi otoczonych głęboką, połyskliwą czernią. Tak właśnie pachnie Heliotrope.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rybko, jaki piękny (znowu!) opis :) Heliotrop na liście do poznania :)
    Pozdrowienia serdeczne,
    tri

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do poznania koniecznie :)
      Dziękuję i również pozdrawiam cieplutko.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...