piątek, 26 lipca 2013

Amouage: Fate Man

"Tragiczni bohaterowie zawsze cierpią, kiedy bogowie się nimi zainteresują. Ale naprawdę ciężki los mają ci, na których bogowie w ogóle nie zwracają uwagi."
Terry Pratchett


Kim byłby Indiana Jones gdyby nie został antropologiem- podróżnikiem i poszukiwaczem przygód? Co stałoby się z nim gdyby nigdy nie wyruszył na pierwszą wyprawę, gdyby plany pokrzyżowała mu niespodziewana grypa żołądkowa lub brak funduszy? Jak radziłby sobie w życiu gdyby przewrotni bogowie przeszkodzili mu odnaleźć zaginioną Arkę i w niesławie wróciłby do domu?
Cokolwiek miałoby się z nim stać pewna jestem, że pachniałby Fate Man od Amouage.


Palcem po mapie


Może nieogolony, z włosami w nieładzie przesiadywałby do późna w bibliotekach i w opasłych, starych tomach, na pożółkłych, wpółrozpadających się mapach tropiłby tajemnice i przygody, których nie może doświadczyć na żywo. Tarłby zaczerwienione kurzem z przedwiecznych szpargałów oczy, nerwowo przewracałby karty, wplatałby dłonie w zbyt już długie włosy. Byłby postrachem bibliotekarzy, siałby grozę i bałagan w katalogach, zaginał rogi antycznych woluminów i przemycał do świętego przybytku książek i ciszy absynt w półlitrowych butelkach.

  

Fate Man otwiera się szerokim gestem, zamaszyście i z pozorną dezynwolturą. Jadowicie zielony aromat piołunówki lanej przez kostkę cukru spotyka się z przykurzoną ziołowością jakiegoś antycznego, zaplątanego przez przypadek zielnika, w którym łamiące się przy lada dotknięciu, wyblakłe rośliny osypują się z kart i znaczą dłonie wonnym śladem. Cielisty, słonawo- cierpki kumin przywodzi na myśl męską skórę pokrytą śliską warstewką świeżego potu, nie z fizycznego wysiłku ale od nadmiaru emocji i wewnętrznego napięcia. Jest też kilka lukrecjowych żelek, stawiam na te długie i czarne obawiając się, że z charakterystyczną dla siebie nonszalancją niespełniony podróżnik pozakładał nimi strony.


Serce zapachu jest suche, kruche niczym stary, zżółkły papier, jak drobne, żółte kwiaty nieśmiertelnika, na których ułożono gładki, jedwabisty akord przyprawowy. Kocanka wtapia się weń dzięki tej części swego wonnego widma, która pachnie podobnie do curry. Spotyka wyschnięte kawałki imbirowego korzenia, pylisty, szorstki szafran, drobno tłuczony czarny pieprz i wplata się spolegliwie w korzenny warkocz.
Kadzidło jest w Fate Man dziwne. Ta dziwność mnie zaskoczyła i zafascynowała. Przestrzenne, słodkawe, przesiąkłe zapachem ziół nie jest dymne a szkliste, gładkie, niemal śliskie, wypolerowane przez inne nuty, przeźroczyste i pełne powietrza. Nie dość tego: gdy zbliżamy nos do nadgarstka kadzidło znika na jego miejscu zaś pojawia się zadymane, wystudzone olibanum eksponując kwaskowatą część swego zapachowego spektrum.
Nie potrafię odnaleźć w pamięci innych perfum, w których kadzidło byłoby zinterpretowane w ten nietypowy sposób. Tak oto Fate Man dostaje mu mnie plusa za oryginalność i nowatorstwo.



Niespełniony podróżnik opuszcza gmach biblioteki późno w noc, długo po godzinie oficjalnego zamknięcia, po stokroć poganiany przez bibliotekarzy. Zamyślony, sfrustrowany w swym pragnieniu dotarcia poza horyzont niedbałym gestem wrzuca do torby chaotyczne notatki i wychodzi chwiejnym od absyntu krokiem w mglistą, chłodną ciemność. Przez chwilę oświetla go jeszcze przyćmione światło latarni, w końcu znika w mroku.
Rozpływanie się Fate Man zaś trwa długie, długie godziny. Żywice, tak samo miękkie jak siostrzanej wersji dla kobiet oraz ciepłe, kremowe drewno sandałowe wypełniają miejsce milknącego kadzidła, wyokrąglają delikatnie inne nuty aż do chwili gdy zapach traci klarowność i rozpływa się w wilgotnej, rozpraszającej światło mglistości balsamu copahu.

Fate Man układa się na mnie nieco melancholijnie, tęsknotą i niespełnieniem. Ale to piękny smutek a podbita złością frustracja sprawia, że zapach nie osuwa się w głębię depresji i rozpaczy.


Zdjęcie pierwsze przedstawia oczywiście Harrisona Forda jako Indianę Jonesa
Zdjęcie drugie pochodzi z http://redbeans.egloos.com/
Ilustrację trzecią znalazłam na http://www.superbwallpapers.com
Ostatnia ilustracja pochodzi z  http://www.cgarena.com

4 komentarze:

  1. Aż by się chciało z nim w tej bibliotece posiedzieć, szperać w starych mapach, zielnikach i książkach... pod warunkiem, że nie będzie częstował lukrecjowymi żelkami ;)
    Twój opis sprawia, że chce mi się doświadczyć tego nietypowego kadzidła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, Ty wiesz jak zachęcić! :) W tym opisie jest dosłownie wszystko co niezbędne, bym zapałała zaoczną miłością do Fate Man.

    OdpowiedzUsuń
  3. No zaiste, ja zamierzałam, brutalnie rzecz ujmując, tę nową parę od Amouage zwyczajnie olać ;P
    A tak chyba zmarnotrawię coś niecoś na zestaw próbek >.<

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja myślałam, że jako jednak człowiek czynu budowałby rusztowania czy coś...
    Zapach w twoim opisie zapowiada się bardzo ciekawie. Trzeba się zwlec do Q. zatem.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...