wtorek, 24 stycznia 2012

J'Ose Jose Eisenberg

Marshall McLuhan twierdził, że reklama jest najwspanialszą formą sztuki XX wieku. Nie mogę zgodzić się z tym twierdzeniem mimo wielkiego szacunku dla tez McLuhana i jego samego jako naukowca i wizjonera, upieram się, że sztuka istnieje w oderwaniu od rynku i konsumpcji. Niemniej nie mogę nie zauważyć, że to co dzieje się między dziełem a produktem coraz częściej przybiera naprawdę wyrafinowaną formę będącą czymś więcej niż prostą i oczywistą zachętą do wydania pieniędzy na konkretne dobro. Świetnym na to przykładem jest spot reklamowy Campari sprzed paru lat. O, ten:



Spot ten dzięki swojej zmysłowości, niedookreśloności, zabawie konstruktem płci i gender, niepokojącemu klimatowi mogłaby równie dobrze reklamować jeden z moich ulubionych zapachów.


Zapach Orlando/Orlandy.


Słyszeliście kiedyś, że nie wolno zasypiać na świeżym sianie? Po wsiach krąży miejska... to znaczy wiejska legenda, że z takiej drzemki można się nie obudzić. Ile w tym prawdy nie wiem, wiem natomiast na pewno, że świeże siano odurza, upaja i oszałamia. J'Ose jest właśnie taki, pachnie odurzeniem, ciężkim i długim snem na sianie pełnym ziół i lawendy. 
Z pogranicza sennej mary i rozmarzonej jawy, z odurzenia ciężką wonią świeżego siana wyśnić się mógł Orlando Wirginii Woolf. Mężczyzna- dandys z epoki elżbietańskiej, który przekraczając granice płci i czasu zamienił się w kobietę- damę prowadzącą salon dla pisarzy w epoce wiktoriańskiej; ta wiecznie młoda, androgeniczna, niepodlegająca prawidłom przemijania istota to dla mnie ucieleśnienie J'Ose.
To pachnidło łączy przeciwności, utrzymuje równowagę pomiędzy dwoma biegunami. Chłodna, sucha lawenda z otwarcia towarzyszy kremowej kawie; orzeźwiająca mięta brzmi obok ciepłej żywicy, gorzko-ziołowy szorstki i drapiący rozmaryn układa się na skórze z miękką, upajającą wonią siana;  męskość trwa obok kobiecości, nuty przenikają się wzajemnie i płynnie przechodzą w siebie nawzajem nie ma tutaj jednak żadnego mieszania się akordów, zapach jest przestrzenną pajęczyną zapachowych tropów i woni a nie splątanym kłębkiem czy stopioną woskową kulą.
J'Ose otwiera się po męsku, wytrawnie i z deka kolońsko. Jasna woń cytryny, bardziej świeżo wyciśniętego cytrynowego soku niż skórki i listki świeżej mięty wygładzają i studzą drapiącą i szorstką nutę gorzkich ziół, szybko jednak znikają ustępując miejsca suchej, kruszącej się w palcach lawendzie i oszałamiającej woni siana. Dandys J'Ose nie jest teraz ani mężczyzną ani kobietą, pierwiastki męskie i żeńskie przenikają się w nim tworząc pociągającą androgeniczność. Suche, gorzko- pyliste, szorstkie roślinne nuty skontrastowane są jedwabistym, świeżo zaparzonym espresso dosłodzonym trzcinowym cukrem. Zapach mięknie, staje się leniwy, sam od siebie ciężki i ciężki od słodkawej żywicy, jakby dopiero wybudził się z długiego snu, jakby obok, na narkotycznym sianie spało zmęczone jeszcze jedno, pożądane ciało, jakby zmysłowa powolność niedawnej fizycznej miłości wciąż jeszcze obezwładniała członki i mąciła myśli. 
J'Ose wciąż zwodzi, intryguje, drażni. Jest erotyczny ale daleki od jednoznaczności, niepokojący, męsko- kobiecy ale z pewnością nie uniseksualny. Zaciera granicę między płciami, bawi się konstruktami, wyobrażeniami, stereotypami, wabi zakazanym owocem własnych pikantnych fantazji, jest deko perwersyjny, wyzywający jak kobieta z cygarem w ustach reklamująca pachnidło Eisenberga. Dla mnie zdjęcie to jest tak samo celnym przekazem reklamowym co spot reklamowy, od którego zaczęłam tą opowieść. Opowiada o tym samym, co film zachęcający do oblewania się (i do picia ) Campari- o transgresji, o pokusie odrzucenia jednoznaczności ról i postaw, o afirmacji seksualności poza granicami płci.
J'Ose to dla mnie zapach niezwykły, urodziwy zupełnie nie podług klasycznego kanonu piękna, niepokojący, zmysłowy jak niski, zachrypnięty głos kobiety- a może męski? suchy i drażniący nerwy.

Ilustracja pierwsza to Tilda Swinton jako Orlando/Orlanda
Ilustracja druga to reklama perfum.

    4 komentarze:

    1. Piękna recenzja - J'Ose to jeden z moich ulubionych zapachów. A muzyki z tej reklamy mogłabym słuchać w kółko ... zgroza. Czytałam kiedyś, że w Japonii wiele młodych kobiet przebiera się za mężczyzn, płaszczy biusty i ubiera fraki.

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. To możemy sobie podać ręce bo w moim prywatnym rankingu J'Ose także plasuje się bardzo wysoko. Nie mogę odżałować, że został wycofany.
        Nie wiem jak jest w Japonii, ja byłam mężczyzną na każdej imprezie kostiumowej w której uczestniczyłam. I przy paru innych okazjach. Całkiem przystojnym, pochwalę się.
        Tylko z piersiami zawsze miałam problemy. Są zbyt duże by związać je bandażem na płasko bez zemdlenia z bólu.

        Usuń
    2. Nie jest na mnie wytrawny w otwarciu!...i na pewno pozbawiony wszelkich męskich pierwiastków! J'Ose na mojej skórze to suszące się gdzieś w niewielkim pomieszczeniu lawendowe siano polane olejkiem z posłodzonych i roztartych z kroplą rumu serc migdałów!! Zdziwiona przetestowałam na mężu na nim ten zapach to zupełnie inna bajka niż na mnie, zdecydowanie bliższa Twojej. Ale podoba mi się, och jak mi się podoba! Już rozesłałam wici i zaczęłam polowanie!

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Będę się powtarzać, wybacz, ale nie mogę się powstrzymać: niezwykłą masz skórę. Noszę J'Ose już dłuższy czas i nigdy nie wywąchałam w nim ani migdałowego ani rumowego akcentu ale powąchawszy na sobie ten zapach dziś rano spróbowałam wyobrazić sobie jak Ty możesz go czuć.
        I chyba też by mi się podobał :)
        Powodzenia na łowach, jak mawiał Kipling .

        Usuń

    Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...