wtorek, 21 lutego 2012

Joile Madam Pierre Balmain

Wystraszona niezwykłą zgodnością Sabbath i moją dotyczącą odbioru, wrażeń i doświadczeń z Passage d'Enfer dziś chciałabym opowiedzieć o zapachu z grupy, o której Sabbath raczej nie pisze. Będzie to kolejny stary szypr, dziwaczny, mocarny relikt minionej epoki zaskakujący, i to zaskakujący podwójnie. Pierwsze zadziwienie dotyczy daty powstania. Pachnidło miało swoją premierę w roku 1953 jest więc dość wiekowe, ale mój nos i moja wyobraźnia lokuje je znacznie wcześniej, w końcówce XIX wieku lub, najpóźniej, na przełomie stuleci. Drugie zaskoczenie to osoba twórcy. Kreatorką perfum, o których mowa jest kobieta, Germaine Cellier. A ja dałabym, jeśli już nie głowę, to przynajmniej rękę sobie uciąć, że zapach ten stworzył mężczyzna. I to nie byle jaki mężczyzna a rozpustnik z przełomu wieków, elegancki i zepsuty do szpiku kości, zwodzący na manowce panny z dobrych domów dandys, którego nazwisko wspomina się w przyzwoitym towarzystwie tylko szeptem- ale z rumieńcami na twarzy.

Zapach na miarę Pierra Louysa.


Joile Madame ma w sobie urok stereoskopowych erotycznych zdjęć w sepii z przełomu XIX i XX wieku. Fotografie te w czasach gorsetu, turniury, długich, powłóczystych sukien i purytanizmu Belle Epoque były bardziej niż nieprzyzwoite. Były skandaliczne, pornograficzne, wyklęte i zwalczane. Dziś ten erotyzm w stylu retro trąci nieco myszką i zdaje się być całkiem niewinny, budzi nawet pewną tęsknotę za czasami gdy afirmowano naturalne, niepoprawiane skalpelem i fotoshopem piękno kobiecego ciała.
Wyklęta i zwalczana była także pisarska twórczość Pierra Louysa, francuskiego pisarza i poety, mistrza słowa, przyjaciela Andre Gide'a, Henrego Bateille'a i Oscara Wilde'a znanego przede wszystkim z tekstów erotycznych, często dotyczących tematyki homoseksualnej. W przeciwieństwie do dawnych fotografii, które dziś zdają się być niemal bezgrzeszne, erotyzm u Luysa, odważny, ocierający się niemal o pornografię, dotykający tematów wciąż jeszcze będących społecznym tabu współcześnie także może być szokujący. Odkryłam go czytając dospołu z moim niegdysiejszym partnerem Manuel de civilite pour les petites filles a l'usage des maisons d'education czyli bardzo pikantną i dowcipną parodię podręcznika dobrych manier dla panien. Książka ta, chyba wciąż nieprzetłumaczona na polski prawdziwa perełka erotyzmu w stylu retro, była dla nas niewyczerpanym źródłem uciechy i inspiracji. Oraz pewnego poczucia braku, bo u nas pisał tak swawolnie i z takim wdziękiem o "tych sprawach" pisał może tylko Boy -Żeleński (szkoda, że nie zdążył przetłumaczyć Louysa) i Julian Tuwim. 
Porady w stylu "jeśli użyjesz banana do masturbacji siebie lub pokojówki nie odkładaj go na paterę póki porządnie go nie wytrzesz" albo "każdej nocy koniecznie uklęknij i zmów pacierz zanim zaczniesz się masturbować" lub "jeśli kolumna liczb, które dano ci do zsumowania daje wynik 69 nie wybuchaj śmiechem jak jakaś słodka idiotka* i teraz robią wrażenie- jakim musiały być szokiem dla dam i gentlemanów Belle Epoque? A dodam, że przytoczyłam zalecenia z tych najłagodniejszych, najmniej godzących w społeczne tabu i świętości- bo Louys niczego niemal nie oszczędza.


Jolie Madam tak na mój nos jest świntuszeniem z przełomu wieków przebranym w zapach. Otwiera się jaskrawą zielonością, galbanum podobnym do tego z Tendre Poison, gorzkawym neroli, bylicą i świeżo wyciśniętym roślinnym sokiem. Pod wpływem ciepła nagiej skóry zapach ciemnieje, wysładza się wytracając natrętną zieloność, wysycha, rozpada się na kosmetyczny puder irysowego korzenia, którym dawne piękności pozujące do nieprzyzwoitych zdjęć rozjaśniały i wygładzały ciało i na czarowną woń fiołków, dziewiczych, bezgrzesznych i czystych.
Do słodkiej niewinności pachnidła szybko jednak zaczyna sączyć się zepsucie. Zapach psuje się od środka, od podstawy, od nagiej skóry, śliskiej od pudru i potu. Ciężka, upojna tuberoza, zmysłowy, tłusty olejek różany, brudny wetiwer są tylko preludium, zapowiedzią szyprowej fizjologiczności, wilgotnej od nieprzyzwoitego dębowego mchu, kwaskowej od cywetu, piżmowej od lepkiego kastroleum. Spod mięsistej, intymnej woni bezkompromisowego, gorzkawego szypru spływa po ciele gęstą strugą sama podstawa zapachu- świeżo wyprawiona, zwierzęca skóra, surowa, dymna, nasmarowana kokosowym masłem, ciężka, chropowata, ciemna i głucha jak grzech.


Joile Madame to zapach odważny, bezczelny w swoim odzwierzęcym erotyzmie, nagim, jawnym, wyzywającym. Nie pozwala jednak zapomnieć o tym, ile liczy sobie lat, mam wrażenie, że wręcz udaje starszego niż jest w istocie próbując wiekiem i czarem mienionej epoki usprawiedliwić swoją naturę. Jest jak posunięta już w latach dama ze śladami niepospolitej piękności na twarzy, której z racji na wiek i bujną przeszłość uchodzi raczyć towarzystwo pikantnymi dowcipami, których opowiadanie nie uszłoby płazem nikomu innemu.


* wyjątki z Manuel de civilité pour les petites filles à l'usage des maisons d'éducation w tłumaczeniu własnym.
Ilustracje pochodzą ze strony http://turnofthecentury.tumblr.com/
pierwsza jest autorstwa Gaudenzio Marcioni i pochodzi z 1870 roku, autorem dwóch kolejnych jest sam Pierre Louys, pierwsza została zrobiona w 1897 a druga w 1898 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...