Wczoraj, z racji na chłodną jeszcze porę, skończyło się jedynie lekkim bólem głowy i wrażeniem bycia wytarzaną w zagęszczonym, ulepnym owocowo- kwiatowym soku. Oraz, przy tym wszystkim dość zaskakującym, wrażeniem obcowania ze wcale niezłym, choć zupełnie nie moim pachnidłem.
Życie pszczół.
"Ludek tak dalece zdeterminowany, głęboko myślący, żyjący ciepłem i słońcem oraz tym, co jest w naturze najczystsze, najbardziej niepokalane, mianowicie-duszą kwiatów, owym czystym uśmiechem materii i jej najszczytniejszym wzlotem ku szczęściu i pięknu.”- tak patetycznie pisał w tytułowym Życiu pszczół Maurice Maeterlinck. Nie znaczy to jednak, że nie dostrzegał mrocznych stron pszczelich duszyczek i ciemnych sekretów życia ula. Pisał o morderstwach królowych chcących utrzymać władzę, o masowych eksterminacjach, trutniach- nierobach, maszynach do zapładniania, które spełniwszy swoje zadanie umierają ku uldze pszczelej społeczności, pisał o jadzie, zazdrości i żądzy, ciemnej, gorzkiej smudze w miodnej, słodkiej patoce. Jakby przełożyć to wszystko na zapach to, tak na mój nos, powstałoby Dark Purple Pierra Montale.
Po jakimś czasie do tej płynnej, głębokiej słodyczy wkrada się obca, surowa nutka tak wyraźna jak kropla propolisu w plastrze miodu. Czekoladowa, ciemna paczula wraz z gładką wonią drewna, które spis nut identyfikuje jako drewno tekowe wyciszają zapach, odbierają mu jaskrawość nie naruszając mocy i głębi. Przy samej skórze błąkać się poczyna coś pudrowo- syntetycznego, drażniącego i nieco zimnego, coś co odstaje od gładkiej, jednorodnej, gęstej i silnie stężonej wonnymi olejkami i słodyczą kompozycji.
Wyczytałam gdzieś (czyżby u Sabbath?) opinię, że zapachy Montale są toporne. Nie znam ich zbyt wielu ale Dark Purple świetnie wpasowuje się w ten pogląd. Jest dosadny, ciężki od estrogenów, siermiężny i z gruba ciosany. U wrażliwszych- pewnie migrenogenny.
Ale w całej swojej dosłowności i bezkompromisowości- ładny. Zwłaszcza na kimś, na kim nie wylezie końcowa, sztuczna i irytująca nuta (może to jakiś syntetyczny ekwiwalent piżma?)
Fotografia pierwsza przedstawia Chińczyka- rekordzistę świata jeśli chodzi o wagę pszczół, które miał na sobie człowiek. Pan ten uniósł ponad 26 kilogramów tych owadów na nagim ciele a został ukąszony tylko trzy razy. Zdjęcie pochodzi ze strony http://www.naluz.net/2011/07/19/czlowiek-i-pszczoly/
Zdjęcie drugie pochodzi z bloga http://www.slowobraz.net
Zdjęcie trzecie pożyczyłam z serwisu http://biznes.interia.pl/praca/news/wynagrodzenia-pracownikow-o-roznym-poziomie-wyksztalcenia-w,1379209,4204
Pierwsze zdjęcie mną wstrząsnęło. Dosłownie. ;) Wyobraziłam sobie tysiące owadów (pszczół?), włażących mi do ust, nosa, pod ubranie. Brrr!
OdpowiedzUsuńPotrzebowałam chwili, żeby przeczytać tekst pod fotografią. ;) Za to w tej chwili, kiedy już mam go za sobą, jestem kontenta. :) Zapachu nie znam, ale wydaje się bardzo przyjemny, wart uwagi.
Co się tyczy toporności zapachów Montale, to hmm... na pewno. Są grubo ciosane, nie lubią bawić sie w subtelne gierki. Z tym muszę się zgodzić pod warunkiem takim, że mówiąc o "toporności" dzieł Pierre'a M. zrezygnujemy z pejoratywnego kontekstu tego słowa. ;) Bo twierdzenie, że coś nie grzeszy nadmiarem finezyjności nie jest równoznaczne z potępieniem danego zjawiska czy przedmiotu. Przynajmniej nie zawsze. ;) Honoru marki Montale będę bronić do upadku.
Ano u mnie, u mnie. Przyznaję się, choć i tak jeden flakon mam. :)
OdpowiedzUsuńOpis perfekcyjny. Nie sposób dosłownie czepiać się Montale - on tak ma po prostu. Jest jak brutalizm w architekturze. :)
Zapach ładny, ale ja przyznaję, że testowałam tylko na papierku. Nie zaryzykowałam wlezienia w tę gęstą słodycz.
Pierwsze zdjęcie... Hihihi! Wymiata! :D
Pierwsze zdjęcie i na mnie wywarło piorunujące wrażenie gdy widziałam je po raz pierwszy. Jak i inne dotyczące tematu, zamieszczone na stronie, do której link podałam.
OdpowiedzUsuńPrócz zdumienia samą treścią zdjęcia zabłysło w mojej głowie jedno jeszcze, tyczące niezbadanych ścieżek jakimi kroczyć musiała myśl albo biografia pana z fotografii, które doprowadziły go do bicia podobnego rekordu.
Choć żaden ze znanych mi zapachów Montale nie rzucił mnie na kolana, ba, żaden ich nawet nie przygiął porządnie nie twierdzę wcale że ta Sabbath'owa toporność jest wadą. To raczej rys rozpoznawczy, sznyt, coś co wyróżnia te perfumy od dziesiątków innych.
I, szczęśliwie, tak jak brutalizm w architekturze odróżnić można od brutalności w architekturze, choćby takiej jaką tropi autor bloga http://raider55.blox.pl/html tak zapachy Pierra Montale dają się odróżnić od perfumeryjnych niedopracowanych gniotów.
Dziękuję za dobre słowo Sabbath.
Znów wyskoczyłam jak ten kogut nastroszony w porze godów? :zażenowanie: ;)
UsuńI tak, brutalizm i brutalność to dwa różne terminy. Zresztą, jak widać, nie tylko w architekturze. :)
Jak pasjonatka i koneserka Wiedźmo a nie żaden kogut!
UsuńA brutalność tak się ma do brutalizmu jak Brut do Brutala, o!