wtorek, 6 marca 2012

Dark Purple Montale

Jakie to szczęście, że mamy dopiero początek marca! Jakie to szczęście, że większość słodko- i nekarolubnych owadów śpi jeszcze głębokim snem zimowym! Moje wczorajsze perfumeryjne testy niechybnie przyciągnęły by do mnie wszystkie pszczoły, osy i szerszenie z promienia jakichś dwudziestu kilometrów. Mogłoby dla mnie skończyć się to tragicznie, chyba że opanowałabym umiejętność, którą posiadł człowiek na fotografii.




Wczoraj, z racji na chłodną jeszcze porę, skończyło się jedynie lekkim bólem głowy i wrażeniem bycia wytarzaną w zagęszczonym, ulepnym owocowo- kwiatowym soku. Oraz, przy tym wszystkim dość zaskakującym, wrażeniem obcowania ze wcale niezłym, choć zupełnie nie moim pachnidłem.


Życie pszczół.


"Ludek tak dalece zdeterminowany, głęboko myślący, żyjący ciepłem i słońcem oraz tym, co jest w naturze najczystsze, najbardziej niepokalane, mianowicie-duszą kwiatów, owym czystym uśmiechem materii i jej najszczytniejszym wzlotem ku szczęściu i pięknu.”- tak patetycznie pisał w tytułowym Życiu pszczół Maurice Maeterlinck. Nie znaczy to jednak, że nie dostrzegał mrocznych stron pszczelich duszyczek i ciemnych sekretów życia ula. Pisał o morderstwach królowych chcących utrzymać władzę, o masowych eksterminacjach, trutniach- nierobach, maszynach do zapładniania, które spełniwszy swoje zadanie umierają ku uldze pszczelej społeczności, pisał o jadzie, zazdrości i żądzy, ciemnej, gorzkiej smudze w miodnej, słodkiej patoce. Jakby przełożyć to wszystko na zapach to, tak na mój nos, powstałoby Dark Purple Pierra Montale.


Dark Purple wcale nie jest miodowym pachnidłem. To raczej zapach tego, z czego miód powstaje, nektaru, kwiatowego pyłku i pszczelich enzymów. Słodki, bardzo słodki w chwili aplikacji dosłownie oblepia skórę. Nie wkrada się w nozdrza, nie drażni węchowych receptorów, nie szepcze, nie sugeruje, raczej uderza słodyczą i mocą jak obuchem, oszałamia, wypełnia nos i gardło lepkim, gęstym płynem o barwie spadziowego miodu. Sok z bardzo dojrzałej śliwki węgierki o bursztynowo- złotym rozpękłej od nadmiaru płynnej słodyczy miesza się z zagęszczonym, suto dosłodzonym sokiem z pomarańczy. Przez tą gęstą owocowość przeciera się aromat świeżo roztartych w dłoniach listków geranium, unoszący zapach, dodający mu lekkości, przestrzenności i chłodu. Teraz dopiero zapach nabiera koloru. Głęboki, zimny fiolet skórki śliwki przełamany ciepłą czerwienią owoców i konfiturową, zblendowaną na gładko razem z liśćmi różą daje wrażenie syropu spływającego po skórze, pełnego scukrzonych, przywierających do ciała grudek, pozostawiającego po sobie lepki ślad w kolorze ciemnego różu.


Po jakimś czasie do tej płynnej, głębokiej słodyczy wkrada się obca, surowa nutka tak wyraźna jak kropla propolisu w plastrze miodu. Czekoladowa, ciemna paczula wraz z gładką wonią drewna, które spis nut identyfikuje jako drewno tekowe wyciszają zapach, odbierają mu jaskrawość nie naruszając mocy i głębi. Przy samej skórze błąkać się poczyna coś pudrowo- syntetycznego, drażniącego i nieco zimnego, coś co odstaje od gładkiej, jednorodnej, gęstej  i silnie stężonej wonnymi olejkami i słodyczą kompozycji.

Wyczytałam gdzieś (czyżby u Sabbath?) opinię, że zapachy Montale są toporne. Nie znam ich zbyt wielu ale Dark Purple świetnie wpasowuje się w ten pogląd. Jest dosadny, ciężki od estrogenów, siermiężny i z gruba ciosany. U wrażliwszych- pewnie migrenogenny.
Ale w całej swojej dosłowności i bezkompromisowości- ładny. Zwłaszcza na kimś, na kim nie wylezie końcowa, sztuczna i irytująca nuta (może to jakiś syntetyczny ekwiwalent piżma?)



Fotografia pierwsza przedstawia Chińczyka- rekordzistę świata jeśli chodzi o wagę pszczół, które miał na sobie człowiek. Pan ten uniósł ponad 26 kilogramów tych owadów na nagim ciele a został ukąszony tylko trzy razy. Zdjęcie pochodzi ze strony http://www.naluz.net/2011/07/19/czlowiek-i-pszczoly/
Zdjęcie drugie pochodzi z bloga http://www.slowobraz.net

5 komentarzy:

  1. Pierwsze zdjęcie mną wstrząsnęło. Dosłownie. ;) Wyobraziłam sobie tysiące owadów (pszczół?), włażących mi do ust, nosa, pod ubranie. Brrr!
    Potrzebowałam chwili, żeby przeczytać tekst pod fotografią. ;) Za to w tej chwili, kiedy już mam go za sobą, jestem kontenta. :) Zapachu nie znam, ale wydaje się bardzo przyjemny, wart uwagi.
    Co się tyczy toporności zapachów Montale, to hmm... na pewno. Są grubo ciosane, nie lubią bawić sie w subtelne gierki. Z tym muszę się zgodzić pod warunkiem takim, że mówiąc o "toporności" dzieł Pierre'a M. zrezygnujemy z pejoratywnego kontekstu tego słowa. ;) Bo twierdzenie, że coś nie grzeszy nadmiarem finezyjności nie jest równoznaczne z potępieniem danego zjawiska czy przedmiotu. Przynajmniej nie zawsze. ;) Honoru marki Montale będę bronić do upadku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ano u mnie, u mnie. Przyznaję się, choć i tak jeden flakon mam. :)

    Opis perfekcyjny. Nie sposób dosłownie czepiać się Montale - on tak ma po prostu. Jest jak brutalizm w architekturze. :)
    Zapach ładny, ale ja przyznaję, że testowałam tylko na papierku. Nie zaryzykowałam wlezienia w tę gęstą słodycz.

    Pierwsze zdjęcie... Hihihi! Wymiata! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwsze zdjęcie i na mnie wywarło piorunujące wrażenie gdy widziałam je po raz pierwszy. Jak i inne dotyczące tematu, zamieszczone na stronie, do której link podałam.
    Prócz zdumienia samą treścią zdjęcia zabłysło w mojej głowie jedno jeszcze, tyczące niezbadanych ścieżek jakimi kroczyć musiała myśl albo biografia pana z fotografii, które doprowadziły go do bicia podobnego rekordu.

    Choć żaden ze znanych mi zapachów Montale nie rzucił mnie na kolana, ba, żaden ich nawet nie przygiął porządnie nie twierdzę wcale że ta Sabbath'owa toporność jest wadą. To raczej rys rozpoznawczy, sznyt, coś co wyróżnia te perfumy od dziesiątków innych.
    I, szczęśliwie, tak jak brutalizm w architekturze odróżnić można od brutalności w architekturze, choćby takiej jaką tropi autor bloga http://raider55.blox.pl/html tak zapachy Pierra Montale dają się odróżnić od perfumeryjnych niedopracowanych gniotów.
    Dziękuję za dobre słowo Sabbath.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znów wyskoczyłam jak ten kogut nastroszony w porze godów? :zażenowanie: ;)

      I tak, brutalizm i brutalność to dwa różne terminy. Zresztą, jak widać, nie tylko w architekturze. :)

      Usuń
    2. Jak pasjonatka i koneserka Wiedźmo a nie żaden kogut!

      A brutalność tak się ma do brutalizmu jak Brut do Brutala, o!

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...