poniedziałek, 5 marca 2012

Oud Francis Kurkdjian

Oud nie jest moją ulubioną nutą. Nie obawiam się zwierzęcych aspektów oudowego akordu elementy zwierzęce bowiem w perfumach zwykle lubię ale agar potrafi układać się na mnie w sposób, który wskazuje wyraźną proweniencję jego woni do zapachu stacji benzynowej albo, co gorsze, gabinetu dentystycznego. Samochodu nie prowadzę a w poczekalni u stomatologa dość się w życiu naczekałam by stwierdzić, że miejsce to nie należy do moich ulubionych na świecie. Nic więc dziwnego, że nie chcę pachnieć w ten sposób. Bohater dzisiejszej opowieści, oud, nie ma na szczęście nic wspólnego ani z benzyną ani z zębologią.


Taniec siedmiu zasłon.




Oud w kompozycji Francisa Kurkdjiana pochodzi z Laos, to podobno najczystsza postać tej żywicy, rzadka, cenna i trudno dostępna. Chętnie w to wierzę agar w tej interpretacji jest bowiem niezwykły i piękny jak Salome w tańcu, jednocześnie matowy i lśniący, prosty i zbytkowny, pełen światła i ciemny, słodki i orzeźwiający, egzotyczny i bliski i znajomy zarazem. W wirowaniu siedmiu zasłon skrywa się za innymi nutami, gdy już wydaje mi się, że potrafię nakreślić kontur oudowego akordu znika mi w kolejnym piruecie, chowa się za  kremowym, miękkim, drzewnym akordem, maskuje orzeźwiającym zapachem kruchych kwiatów, szafranu, znika za ciepłą, ziemistą paczulą. A przecież wiem, że wciąż tam jest, nieuchwytny a nieustannie obecny.




Mam wrażenie, że otwarcie Oud dotknięte zostało kroplą mentolu albo olejku miętowego, który studzi i dodaje ostrości słodkawemu, gładkiemu i czystemu cedrowi skontrastowanemu drewnem o egzotycznym, kremowym, miękkim aromacie, może sandałowcem a może sekwoją. Agar, jasny, półtransparentny, pozbawiony wszelkich zwierzęcych, ropopochodnych i stomatologicznych konotacji pojawia się w kompozycji nieśpiesznie, w sposób, który porównać można do kropel atramentu rozpraszających się w wodzie. Molekuły agarowej żywicy tworzą wonne smugi, wirują opadając na dno, wytracają ostrość konturu aż w końcu rozpływają się w kompozycji, powoli, miękko, nie od razu. 
Zapach od oudu pogłębia się i matowieje, zdaje się lekko wytłuszczać a przez to przestaje odstawać od skóry a wsiąka z nią, przykleja się do niej, oblepia niczym cienka tkanina do wilgotnej od potu skóry. Śliska, woskowa paczula wykończona gdzieś na granicy wrażliwości mojego powonienia jasnym, niepalonym waniliowym tytoniem sprawia, że Oud zdaje się być pachnidłem w temperaturze człowieczego ciała.
Salome tańcząca i mamiąca zmysły w Oud Kurkdjiana nie ma w sobie nic z femme fatale, niebezpiecznej uwodzicielki, kobiety okrutnej, zdolnej zabić z goryczy nieodwzajemnionej miłości. Ta Salome jest wcielonym pięknem i wdziękiem, tajemniczością i nieuchwytną zmysłowością. Zapach jest miękki, jedwabisty, przypominający namaszczoną rzadkim olejkiem ludzką skórę, śliską, ciepłą, przyjazną dotykowi. Z czasem wytraca migotliwą dynamikę na rzecz statecznej, nieco owocowej słodyczy, krągłej i soczystej; piruety i zwody agarowej żywicy są coraz wolniejsze co wcale nie oznacza, że zaczyna brakować im wdzięku albo że zapach staje się jednoznaczny. Salome zmęczyła się długim tańcem, ciało drży, biodra kołyszą się wolniej, stopy stają się ciężkie ale twarz ukryta za półprzeźroczystą zasłoną jest wciąż jasna i piękna, nieskażona zmęczeniem. A na ustach błąka się delikatny, pełen słodyczy uśmiech. U samego zmierzchu Oud staje się jakby dymno- pikantny, trwa tak chwilę a później szybko wsiąka w skórę stapiając się z jej naturalnym zapachem i niknąć w nim.


Ilustracja pierwsza to Taniec siedmoiu zasłon Gastona Bussiere, druga zaś Salome Gustava Moreau

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...