wtorek, 26 czerwca 2012

Piment Brulant L'Artisan Parfumeur

Skóra i powonienie lubią płać figle, oj lubią. Jeszcze do niedawna miłe były mojemu węchowi nuty czekolady i kakao, rozpływały się tłusto na mojej skórze owijając mnie w wonny kokon, oblepiając zmysły gęstą słodyczą czarując, kaloryczną magią. Aż nagle, niemal z dnia na dzień, czekolada pospołu z kakao zachowywać się poczęły iście nieprzyzwoicie, ich zapach na mojej skórze z apetycznego i pełnego olfaktorycznej treści począł być syntetyczny, obrzydle zatęchły i nasycony sztucznymi aromatami do ciasta (najbardziej podejrzewam ten rumowy).
Nie wiem czym wyjaśnić tą odmianę, ulubione pachnidła najpierw poszły w odstawkę później zaś na sprzedaż a ja wszystkie kakaoczeloladowe nuty poczęłam omijać z daleka. Jedne tylko perfumy oparły się temu wonnemu pogromowi, gdy jeszcze jadalne słodkości dobrze współracowały z moją skórą zapach ten był zaledwie interesujący, teraz stał się zaś wprost zachwycający.


Aztecki napój bogów.


Gdy poznałam się z Piment Brulant zapach ten układał się na mnie gorzką czekoladą z chilli. Był gęsty, spoisty i niemal nie ewoluował. Teraz, gdy coś we mnie zmieniło się modyfikując moją olfaktoryczną wrażliwość i gusty, szussttt! Piment Brulant rozwinął się niczym pawi ogon, oszołomił oryginalnością i nasyceniem barw. Przede wszystkim czerwieni, takiej, jaką nasiąka dojrzewająca w słońcu papryka pimento.


Piment Brulant otwiera się bowiem, jak sama nazwa wskazuje, paprykowo choć, wbrew nazwie, wcale nie ostro. To zapach zdecydowanie bardziej warzywny niż przyprawowy, zamiast spodziewanego palącego śluzówki, kipiącego od kapsaicyny paprykowego proszku mamy na poły transparentną woń surowej, świeżej papryki, takiej, jaką często stosuję w kuchni. Woń, która zostaje mi na palcach po jej krojeniu, która wraz z sokiem wsiąka w drewnianą deskę doprawioną sugestią wilgotnej zieloności, żywcem dartych, soczystych paprykowych liści. Mam wrażenie, że jest w Piment Brulant i pomidor, dorodny, krągły, dopiero co sparzony i odarty ze skórki zapach jednak wcale nie jest ani jadalny ani kuchenny; choć kojarzy się nieco z Harissą pozbawion jest ciężaru, gęstości, tłustości i temperatury pachnidła od CdG. Piment Brulant jest lekkie, rześkie, czyste jak czerwonawy paprykowy sok. 


Poczucie roślinnej świeżości, przeźroczystości perfum towarzyszy mi nawet wtedy gdy zapach ciemnieje, pogłębia się obrzydłym mi zwykle kakao, w tym wcieleniu nieodmiennie pięknym. Nie jest to bowiem aromat kakao w kubku, sporządzonego na mleku napoju, nie jest to woń słodkiego nesquika ani nawet wytrawnego, brązowego proszku. To świeże, niefermentowane owoce kakaowca dopiero co rozcięte, ukazujące połyskliwe od tłuszczu, wilgotne ziarna. Ich roślinny, pozbawiony pylistości zapach poczyna wydobywać z papryki pikantny aspekt, im bardziej zbliżam nos do spryskanej Piment Brulant skóry tym więcej kapsaicyny czuję, tym mocniej drażni ona moje węchowe receptory, bym intensywniej rozgrzewa. Zieloność obecna od otwarcia zapachu zakwita, z początku niepostrzeżenie z pąków rozwijają się ciężkie od gęstej czerwieni kwiaty maków o aksamitnych płatkach. Pikantniejąc zapach poczyna się także wysładzać strąkami skórzastej, ciemnej wanilii, świeżej, brudzącej dłonie tłustą ambrową korzennością.


Aztekowie, smakosze naparu z ziaren kakaowca zwykli pijać ten napój na wodzie, bez dosładzania czymkolwiek. Podług azteckiego przepisu kakao winno być tak mocne że aż gęste, tłustość znosić należy dodatkiem ostrej papryki, dodatkiem wanilii lub suchymi płatkami kwiatów, które, poza walorami smakowymi barwią napój. Tak sporządzone miało przedłużać życie i dodawać sił witalnych (ważna rzecz gdy się ma harem złożony setek kobiet jak zwykli miewać azteccy królowie), było więc cenione tak wysoko, że ziarna kakaowca służyły w Imperium jako środek płatniczy. 
Piment Brulant to chyba właśnie olfaktoryczna impresja na temat azteckiego przysmaku, dla mnie jednak to zapach papryki dominuje i nadaje ton całemu pachnidłu nie spychając jednocześnie kompozycji w otchłań oczywistej jadalności, smakowitej słodyczy. Nos- podróżnik Bertrand Duchaufour stworzył kompozycję niezwykle oryginalną, świeżą i zieloną a jednocześnie pikantną od przypraw, transparentną i tłustą jednocześnie.




Zdjęcie pierwsze pożyczyłam z http://elagronomico.blogspot.com/2010/01/insecticidas-y-nematicidas-botanicos-ii.html
a drugie z: http://www.tribunnews.com/2012/02/17/harga-kakao-berada-di-kisaran-rp-20.990-per-kg
ilustracja trzecia przedstawia Mayę, azteckiego boga kakao, pochodzi z http://exhibits.mannlib.cornell.edu/chocolate/morethanadrink.php

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...