W tej opowieści rzeczownik "wanilia" znów będzie się powtarzał stanowczo zbyt często, odmieniany przez wszystkie możliwe przypadki, liczby i rodzaje. Znów na siłę szukać będę innych słów, w których zakres znaczeniowy da się upchnąć przyprawę, która jest odpowiednio spreparowanym owocem storczyka, aż w końcu skapituluję przed faktem, że wanilia jest po prostu waniliowa i naprawdę trudno o lepsze pojęcie, by oddać jej istotę.
Oto druga część kolekcji Micallefów Collection Vanille.
Oto druga część kolekcji Micallefów Collection Vanille.
Vanille Orient
Orientalna Wanilia zaskoczyła mnie ogromnie. Nie znalazłam w niej deklarowanych w spisie nut przypraw, nie odnalazłam tego wszystkiego, co stereotypowo kojarzy się z orientalnością: ciężaru, gęstości, powłóczystości. Wanille Orient to zapach lekki, nieco pikantny, niemal świeży, daleki od orientalnego przepychu i ostentacji. Na mojej skórze otwiera się słodką nutą melasy i alkoholu, słowem, rumem z delikatnym waniliowym podbiciem.
Po kilku chwilach okazuje się, że nie jest to napitek w butelce lub cywilizowanej szklance. Nuty drzewne, którymi jest obłożony, choć miękkie i kremowe (sandałowiec? gwaiakowiec?) kojarzą się z beczką do przechowywania rumu, taką, z której właśnie wyciągnięto szpunt i złocisty, aromatyczny trunek wypływa wartkim strumykiem po drewnianych klepkach.
Alkoholowa nuta słabnie w czasie, wycisza się pozostawiając po sobie waniliową, słodką poświatę. Pachnidło robi się lekko dymne, gęste lecz nie zawiesiste, bursztynowe od ambry, pudrowo- pastelowy od piżma.
Pachnidło niemal archetypicznie dziewczęce- linearne, kwiatowe, pełne wdzięku. Przywodzi na myśl malarstwo prerafaelitów, romantyczny symbolizm, sentymentalizm, czyste, intensywne pastele, łąka pełna kwiecia, młoda kobieta w białej sukni z włosem obowiązkowo rozpuszczonym, zamyślona, zadumana, wpatrzona w widnokrąg, przyciskająca różę do serca.
Jeśli zaakceptuje się konwencję takiego malarstwa może ono nawet zachwycać. Podobnie jest z Vanille Fleur. Dla mnie to perfumeryjna siostra Anais Anais podbita słodką wanilią z ciut mocniej zaakcentowaną różą. Otwiera się lekko kwaskowo, podejrzewałabym udział niedojrzałej moreli albo innego owocu, który szybko ustępuje jednak miejsca powodzi białego kwiecia, romantycznego, naiwnego i czystego niczym pierwsze zauroczenie. Kwiaty są w tej interpretacji jednocześnie świeże, kruche i pudrowe, czyżby w bazie zapachu ukryte było piżmo?
Trwając na skórze pachnidło wysładza się robiąc się z czasem coraz bardziej waniliowe, wypłaszczając się nieco i tracąc kwietną soczystość. A zamiera z cichutkim westchnieniem zdławionych pudrem nut drzewnych.
Alkoholowa nuta słabnie w czasie, wycisza się pozostawiając po sobie waniliową, słodką poświatę. Pachnidło robi się lekko dymne, gęste lecz nie zawiesiste, bursztynowe od ambry, pudrowo- pastelowy od piżma.
Vanille Fleur
Pachnidło niemal archetypicznie dziewczęce- linearne, kwiatowe, pełne wdzięku. Przywodzi na myśl malarstwo prerafaelitów, romantyczny symbolizm, sentymentalizm, czyste, intensywne pastele, łąka pełna kwiecia, młoda kobieta w białej sukni z włosem obowiązkowo rozpuszczonym, zamyślona, zadumana, wpatrzona w widnokrąg, przyciskająca różę do serca.
Jeśli zaakceptuje się konwencję takiego malarstwa może ono nawet zachwycać. Podobnie jest z Vanille Fleur. Dla mnie to perfumeryjna siostra Anais Anais podbita słodką wanilią z ciut mocniej zaakcentowaną różą. Otwiera się lekko kwaskowo, podejrzewałabym udział niedojrzałej moreli albo innego owocu, który szybko ustępuje jednak miejsca powodzi białego kwiecia, romantycznego, naiwnego i czystego niczym pierwsze zauroczenie. Kwiaty są w tej interpretacji jednocześnie świeże, kruche i pudrowe, czyżby w bazie zapachu ukryte było piżmo?
Trwając na skórze pachnidło wysładza się robiąc się z czasem coraz bardziej waniliowe, wypłaszczając się nieco i tracąc kwietną soczystość. A zamiera z cichutkim westchnieniem zdławionych pudrem nut drzewnych.
Ilustrację pierwszą pożyczyłam z: http://www.vismaya-maitreya.pl/naturalne_leczenie_wanilia.html
Ilustracja druga pochodzi z : http://www.bankier.pl/lifestyle/wiadomosc/rum-1745065.html
Ilustracja trzecia to obraz Johna Williama Waterhousa Ofelia z 1889 roku.
Ilustracja trzecia to obraz Johna Williama Waterhousa Ofelia z 1889 roku.
No i znowu się ślinię przez Twoją recenzję ;)
OdpowiedzUsuńW przeciwieństwie do pokarmów i napitków kalorycznymi perfumami można raczyć się do woli, alkoholowymi też- bez ryzyka tycia, bólu głowy, womitu czy krępującego rano towarzystwa we własnym łóżku.
UsuńJedyne co jest groźne to dziura w portfelu :)
I ssanie w żołądku :P
OdpowiedzUsuńW pierwszych słowach dziękuję za próbaska :* a w drugich powiem że dopiero teraz się fest zaśliniłam - bo tak pachnie dobry ajerkoniak robiony na rumie :D stanowczo nie mogę tego wąchać , idę poszukać czegoś pysznego do jedzenia . Zapach z gatunku wysoce jadalnych... Chyba gdzie jeszcze mam jakąś resztkę ajerkoniaku na dnie butelki , idę szukać :D
OdpowiedzUsuńZapach cudo !
Na zdrowie Parabelko.
OdpowiedzUsuńJa smaku ajerkoniaku organicznie nie lubię, za zapachem też nie przepadam ale rum też czułam wyraźnie, od samego otwarcia-- i też nabrałam ochoty by podczas testów pokrzepić się nieco czymś wysokoprocentowym.
Padło a whiskacza.
Whiskacz fuuuuu , nalewka na desce :P . Nie cierpię whisky ,koniaków itp . - wąchać mogę ale broń Boże pić , paszkudztwo .
OdpowiedzUsuńWniosek z tego taki: jeśli dane nam kiedyś będzie spotkać się by wspólnie wprowadzać do szarej rzeczywistości element baśniowy, jak ładnie Jan Himilsbach nazywał nadużywanie alkoholu, to kazda przychodzi z własną flaszką :)
Usuń