poniedziałek, 4 czerwca 2012

SoOud: Ouris, Al-Jana i Nur

Mam od paru dni wrażenie, że coś złego stało się z czasem. Zapętlił się jakoś i zagubił, zapadł się w sobie i choć kalendarz wskazuje, że mamy przełom maja i czerwca coś zepsuło się w mechanizmie, czas zaciął się więc aura jest wprost listopadowa i listopadowy jest też mój nastrój. Egzorcyzmuję więc jesień i smutek, rozpędzam chmury winem i muzyką a zapachem wabię słońce, kolory i ciepło. Do weekendowych testów wybrałam trzy pachnidła z kolekcji SoOud, które, z racji na zielone, owocowe, świeże nuty przenieść mogłyby mnie choć na chwilę do ogrodów Arabii, gdzie pomiędzy kwitnącymi przez cały rok kwiatami przemykają kolorowe motyle, gdzie drzewa uginają się pod ciężarem soczystych owoców słońce, świeci jasno i bezlitośnie a wiatr niesie suche i gorące powietrze znad pustyni. 


Ouris
uniesienie.



Napiszę to od razu, nie bawiąc się w niepotrzebne wstępy: w Ouris znalazłam najpiękniejszą brzoskwinię jaką kiedykolwiek wąchałam w perfumach. To owoc doskonały: dojrzały, złoty, zapłoniony czerwienią od dotyku słońca, ciężki i krągły, obleczony w aksamitną, miękką skórkę, która pieści dłoń gdy zrywamy brzoskwinię z gałęzi. Otwarcie Ouris to olfaktoryczne ujęcie chwili pierwszego ugryzienia, momentu, gdy zęby przebijają mechatą powłokę i wbijają się w zwarty miąższ. Jest słodki i bardzo, bardzo soczysty, wonny sok wypełnia usta i spływa pachnącą strużką po brodzie i trzymających owoc palcach. Na języku tkanka owocu traci swoją spoistość i rozpływa się niemal miodnością jakby brzoskwinia zmieniła się sama w półpłynne słoneczne promienie, które ją wykarmiły i wypełniły głęboką i delikatną słodyczą.
Po chwili do zapachu wkrada się wanilia, ciemna i zmysłowa, wsącza się dymnymi smugami wyoblając jeszcze owoc, niepokojąc i przywodząc na myśl, że nie bez przyczyny do brzoskwiń porównuje się piękne kobiece piersi, krągłe i duże, których ciężar poczuć można ważąc je na dłoniach. Do brzoskwini, śliskiej od soku, z pornograficznie obnażoną pestką dołączają inne owoce, lekko podeschnięta śliwka ze zmarszczoną od słodyczy skórką, jaskrawa, drobna i twarda czarna porzeczka razem z liśćmi i fragmentami gałązek oraz waniliowo-mleczne fasolki bobu tonka dodające kompozycji jedwabistości, miękkości. Baza zapachu to drewno sandałowe w mariażu z migdałem. W subtelnie kremową śmietankowość sandałowca wsiąka upojna słodycz brzoskwiniowego soku, waniliowa poświata stygnie do temperatury ciała a odarte z brązowej, gorzkawej powłoki, świeżo utarte lub też może utłuczone w moździerzu migdały przesypane odrobiną irysowego pudru dodają pachnidłu orzechowego, słodko- tłustawego wykończenia. Gdzieś przy samej skórze wywąchać można kontrastowe, ostre, suche i kujące igiełki cedrowego drewna ale szybko rozpływają się one w mlecznej, orzechowej kremowości, łagodnej, relaksującej i pieszczącej zmysły. 

Al Jana
rajski ogród.


Zasugerowana mianem spodziewałam się zapachu bujnego, dzikiego, wilgotnego, zielonego, pulsującego od roślinnego soku. Tak właśnie wyobrażam sobie Ogród Edenu, świat nieokiełznanej zieloności, intensywnej, głębokiej, soczystej. Tymczasem Al Jana okazał się być zapachem raczej szkicowanym niż malowanym, subtelnym aż do transparentności, pastelowym aż do rozwodnienia.


Al- Jana rozpoczyna się anyżkowym tchnieniem, lekka tłustawość tego otwarcia przywodzi na myśl krople anyżkowego olejku wlewane, jedna po drugiej, do misy z wodą. Zapach, przez chwilę intensywnie korzenny, lekko pikantny rozprasza się szybko wonnymi smugami, tonie w pastelowej, kwiatowo- drzewnej podstawie zmieszanej tak wprawnie i gładko, że nie odróżniam nut ani akordów, by w końcu wypłynąć na wierzch tej bladej zieloności i osiąść na niej oleistym kożuchem. Gdzieś przy samej skórze błyska wetiwer a raczej ta frakcja wetiweru, która pozbawiona jest wszelkich ziemistych, chropowatych czy brudnych proweniencji; to ten zakres wetiwerowego widma, który tworzy Molecule 03, świetlisty, jasny, chrupko-zielony. I jeszcze subtelny powiew cyprysowego drewna, wystudzony wonią ziół i zmiękczony odrobiną sandałowego olejku błąkający się gdzieś na samej granicy wrażliwości mojego powonienia. I to wszystko.
Kompozycja jest bliskoskórna, bardzo, bardzo delikatna, blada, pełna wody i powietrza. I zimna, być może gdybym testowała ją w bardziej letniej aurze podobałaby mi się bardziej. Byłaby też może wtedy bardziej trwała, w aktualnie panujących temperaturach i na mojej skórze bowiem czułam ją niewiele ponad godzinę.


Nur 
światło.


Najbardziej frapujące w Nur jest imię- jak bowiem pachnieć może światło? Najmniej ciekawe w tym zapachu zaś jest jego otwarcie. Światło rozpoczyna się bowiem aromatem cytryny, słodkawo- kwaśnym, podrasowanym aldehydami, które wydobywają z tego owocu cierpkozielone zakresy wonnego widma. Gdzieś w tle migoce lekko przywiędła, chwilami niemal sucha kwiatowa nuta ocierająca się, w zderzeniu z cytrusami o coś niemal kolońskiego. Nie jest to brzydki zapach ale oddychając nim wcale nie mam wrażenia obcowania z orientalnością, pięknem albo niszowym zapachem.


Później jest już tylko lepiej. Nie czuję co prawda światła ale chłodna smużka kadzidła unosi zapach, wyprzestrzennia go rozpraszając aldehydy i zamieniając cytrynową kwaśność w miękką, żółtawą poświatę, w delikatnym blasku której kiełkują i rosną strzeliście nuty drzewne. Między cedrowymi, pełnymi soku i żywicy gałązkami przebijają się gorzkawe zioła; intensywnie zielone, stają się naturalną kontynuacją i uzupełnieniem cytrusowego otwarcia, teraz przycichłego do pulsowania ciepłem w rytmie uderzeń serca. Gdzieś w tle wybrzmiewa słodkawy, aksamitny akord owocowy ale nie umiem poświęcić mu więcej uwagi bowiem spod gorzkawej ziołowości przecierać się poczyna równie gorzka, głęboka, zwierzęca, dobrze wyprawiona skóra, lśniąca i twarda. Wraz ze skórą pojawia się ambra, z początki słodkawa i półpłynna studzi się i zdaje się schnąć w cytrusowym, rozproszonym blasku zamieniając się w wonną macicę perłową. 


Mam wrażenie, że to ambra spreparowana, mająca więcej wspólnego z laboratorium chemicznym niż z ciałem kaszalota, dziwnie chłodna, twarda, pylista, dająca się zidentyfikować bardziej przez spis nut niż przez powonienie. Jednak dzięki niej zrozumiałam wreszcie imię tych perfum. Nur to światło rozproszone we wnętrzu perłowej konchy, odbite i tęczujące, przesunięte nieco ku barwom chłodnym, niebieskiej i zimno-żółtej. 




Zdjęcie pierwsze pożyczyłam z: http://www.ogrod24.pl/opis-97.html
Zdjęcie drugie pochodzi z: http://omi-omacy.com/querylinks.htm
Kolejna ilustracja to obraz brytyjskiego artysty Roberta Jacksona Penny Lane Wildflower Garden. Więcej jego prac można znaleźć tu: http://www.robertjacksonart.co.uk/
Zdjęcie czwarte znalazłam na: http://draleks.eu.interii.pl/str_1.htm

5 komentarzy:

  1. A czy w Nur nie wyczułaś przypadkiem, jak pisała Sabb, czegoś z Nimfeo Mio? Może to orientalność jak z al Andalus sprzed kilku stuleci? Taka w sumie europejska? Czy posuwam się za daleko w oczekiwaniach? ;)

    Ouris w zamówieniu z Q. pominęłam, jak widzę - niesłusznie. Brzoskwinia w perfumach, właśnie dlatego, że jest jej tak dużo, okazuje się nutą wymagającą. A raczej wymagam ja; o tyle, o ile trudno znaleźć naprawdę przyzwoitą. Do tej pory mogłabym porządne olfaktoryczne brzoskwinie (nektaryny też) policzyć na palcach jednej ręki.

    OdpowiedzUsuń
  2. a ktory sooud ci sie najbardziej podoba rybko?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie, zupełnie nie. Nur i Nimfeo Mio to dla mnie dwie zupełnie rózne bajki. Pachnidło Goutal brzmi na mnie zielonością, ziołowością i goryczą a Nur to wędząca się w chłodnym, cytrynowym kadzidle skóra.
    Gdybym miała zestawiać tego SoOuda z którymś produktem Goutal to prędzej byłaby to Ambre Fetiche niż Nimfeo Mio (choć wcale nie twierdzę, że to bardzo podobne zapachy!).
    Z Maurami w Hiszpanii Nur nie kojarzy mi się wcale- i nie umiem powiedzieć z czym mi się kojarzy, z jakim miejscem czy krajem. Na pewno nie z orientem.
    Hmm, może coś w Ameryce Południowej? Inkaskie rytuały?

    I zgadzam się oczywiście, trudno o porządną brzoskwinię w perfumach. Może dlatego Ouris mnie tak urzekło.

    Ewo, miło Cię widzieć. Gdzieś była jak Cię nie było?
    Kiedy uporam się już ze wszystkim SoOudami pokuszę się pewnie o subiektywne podsumowanie więc cierpliwości proszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a wakacjowalam rybo! chyba jeszcze nie opisalas wszystkich osoudow skoro nie ma podsumowania

      Usuń
    2. Takiej to dobrze! Mam nadzieję, że wakacje się udały!
      Do opisania został jeszcze Kanz ale na razie nie mam konceptu jak się do tego opisu zabrać.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...