sobota, 14 lipca 2012

Habanita Molinard

Narobiłam sobie zaległości w opisywaniu pachnącego świata. W ciągu ostatnich dwóch tygodni przetestowalam wiele zapachów i przynajmniej niektóre z nich żądają wręcz opisania, takie są piękne, dziwne lub takie intensywne emocje budzą.
Pozwolę sobie dziś przeciągnąć tą zwłokę, wszystko za sprawą zapachu, który przypadkowo wyciągnęłam dziś rano z pudełka z odlewkami. Perfumy te poznałam stosunkowo niedawno, od pierwszego oddechu tym pełnym dramatyzmu, esencjonalnym, gęstym pachnidłem skojarzyło mi się ono z Krwawą Hrabiną, piękną, okrutną, tragiczną.




Zapach Elżbiety Batory.


Tak, trochę jestem zapóźniona jako że Habanita to poważny klasyk sprzed prawie dziewięćdziesięciu lat. Wąchając swój spryskany tymi perfumami nadgarstek zawsze mam wrażenie, że naprawdę cofnęłam się w czasie ale nie do pierwszej połowy dwudziestego wieku ale do wieku szesnastego, do czasów krwawej księżny Elżbiety Batory.
Nie były to czasy przepojone łagodnością ani duchem humanitaryzmu. Węgierskim rubieżom daleko było do utopii, winnych oszustw tracono zaszywając ich w brzuchu żywego konia*, zbuntowanych chłopów karano obcinając im uszy i nosy. Świadkiem takich scen była Elżbieta, hrabianka Batory od najmłodszych lat. To, co dla nas wydaje się być okrucieństwem wręcz niewyobrażalnym** dla ludzi sprzed paru wieków było normalnym elementem mniej lub bardziej ukonstytuowanego wymiaru sprawiedliwości, karą, którą wymierzyć mógł ten, kto posiada władzę temu nad kim ją posiada zgodnie ze swoją wolą.


Elżbieta Batory była dzieckiem swojej epoki. Pochodząc z uprzywilejowanej, cieszącej się prestiżem, władzą i majątkiem grupy społecznej była panią życia i śmierci ludzi żyjących na jej ziemiach. Przypisywane jej okrucieństwa nie wyróżniają się zbytnio na tle czasów Vlada Palownika, historycznego pierwowzoru Drakuli czy Iwana IV Groźnego, cara Wszechrusi, który nie mógł zasnąć póki w jego obecności nie zachłostano kogoś na śmierć. Krwawa Hrabina z Csejte, piękna, namiętna, mordująca dziewczęta w pogoni za przemijającą młodością, porywcza i dumna zdaje się być postacią niebezpiecznie romantyczną, zwłaszcza, że pojawiają się hipotezy, iż nie była winna przypisywanych jej zbrodni.


Jeśli jednak pozostaniemy wierni jej legendzie ta okrutna dama mogłaby pachnieć właśnie Habanitą, w tym zapachu zdaje się przewijać jej życie, słodki los młodej arystokratki karmionej truskawkami i nacierającej się szlachetnymi olejkami, z głową pełną trochę romantycznych a trochę rozpustnych marzeń. Delikatność i słodycz wczesnej młodości, kruchość aromatu kwiatu pomarańczy ulatują jednak jak mgnienie, w XVI wieku kobieca dojrzałość przychodzi szybko i nie jest ani lekka ani słodka. Habanita gęstnieje, tężeje, nabiera mocy, układa się w fałdy i draperie sukni z ciężkiego jedwabiu, w których świadoma swojej władzy i seksualności, piękna, ciemnowłosa kobieta, o spojrzeniu, które przez lata zdążyło wychłodnąć, nabrać ostrości i przenikliwości przechodzi szybko zamkowymi korytarzami zostawiając za sobą smugę gęstego zapachu róży i krwi dziewic, w której zwykła się kąpać.

Upojny, narkotyczny ylang-ylang przesącza się, kropla po kropli, przez ściśle tkaną materię zapachu, spływa po skórze dławiąc, budząc pożądanie i wyciskając z płuc powietrze. Na nic jednak okrutne rytuały, na nic krew dziewic, magiczne mocne i śpiewane o północy inkantacje, czas płynie i odbiera świeżość, cera pokrywa się zmarszczkami i wiotczeje, włosy przesypują się popiołem, Habanita gorzknieje od ziołowych esencji, od niepalonego tytoniu, niewyprawionej skóry i od rozpaczy. Zmierzch zapachu to stara, zniszczona kobieta, żywcem zamurowana w pałacowej baszcie, bez przyszłości, nadziei, w kurzu i duchocie, splendorze dawnej chwały, urody i w oczekiwaniu śmierci.
A zapach umiera wraz z okrutną księżną słodkawo pachnąc starym ciałem.


* czym zawinił koń- źródła milczą.
** dla czytelników o mocnych nerwach polecam lekturę kilku pierwszych stron Nadzorować i Karać- Narodziny więzienia. Michela Foucaulta.
Ilustrację pierwszą, Elżbietę w krwawej łaźni pożyczyłam z:  http://weheartit.com/from/bazurka.net
Ilustracja druga to nieautentyczny acz często wykorzystywany jako jej wizerunek portret Elżbiety Batory, w istocie najprawdopodobnie przedstawia Lukrecji Panciatchi a został namalowany przez Agnolo Bronzino w 1540 roku.

Ilustracja trzecia to kadr z filmu Bathory w reżyserii Juraja Jakubisko.
Kolejną ilustrację pożyczyłam z http://www.hurriyet.com.tr/magazin/haber/9581332.asp

14 komentarzy:

  1. Konia w brzuchu? Słyszałam o kocie w brzuchu (oraz kocie w worku z niewierną nad Bosforem, ale to inna historia). Jakkkolwiek jedno i drugie obrzydliwe i okrutne, to z kotem cała operacja wydaje się łatwiejsza do przeprowadzenia...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zupełnie inaczej odbieram Habanitę: słodka, lekko tytoniowa, pachnie na początku intensywnie i trwa długo, choć też dość szybko się wycisza.
    Lubię :)
    Co nie zmienia tego, że bardzo lubię czytać również Twoje opowieści :)
    Pozdrowienia,
    tri

    OdpowiedzUsuń
  3. Aileen różnica chyba polega na tym, że winnemu niewierności nad Bosforem zaszywano w brzuchu kota a winnego oszustwa zaszywano w końskim.
    Zgadzam się, obie opcje obrzydliwe i okrutne.

    Tri, jak zawsze dziękuję.
    Dla mnie to zapach chropowaty i intensywny, charakterny, taki co nawet gdy słabnie to... nie słabnie
    rozumiesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj nie polubiłam się z Habanitą. Na mnie pachnie wyjątkowo nieprzyjemnie - nie mytym od paru dni ciałem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba wiem, o czym piszesz. U zmierzchu i na mnie staje się taka słodkawo-ckliwa, mnie kojarzy się to z ciałem starym i zaniedbanym, mam okazji by takie wąchać znacznie więcej niż bym chciała dlatego też po Habanitę sięgam niezmiernie rzadko.

      Usuń
  5. Oj. Moja wizja Habanity chyba nie wystawia mi dobrego świadectwa. jestem nudna i płytka. ;))) Wszyscy widzą w niej jakieś wiedźmy, okrutnice i wredne baby, a moja Habanita jest pełna radości, choć zepsuta zaiste. To jeden z tych zapachów, które są dumne, charakterne i imprezowe zarazem. Nic to.
    Taką Habanitą, jaką opisujesz nie chciałabym pachnieć. Brrr...

    Zdjęcia obłędne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sabb, nie wszyscy. Ja widziałam dokładnie te panie, które powinnam. Zabawowe dziewczyny z lat 20. minionego wieku (dla mnie ten zwrot w kontekście XX stulecia nadal brzmi dziwnie ;) ). dumne, charakterne i imprezowe. Niepokorne, inteligentne, dowcipne.

      A wizja Ryby rzeczywiście mocna. Bathory mnie kojarzy się Aziyade; z tym, że chodzi o Batorównę bez czarnego piaru. :)
      Ale Habanita.. w opisanym kontekście jestem w stanie łyknąć podobną wizję. Rozumiem.

      Usuń
    2. Sabbath, Twój samokrytycyzm ociera się o kokieterię albo o urojenia mniejszościowe :) Wiem oczywiście, że jest żartem i tak właśnie bo rozumiem.
      Wizja Twoja i Wiedźmy mnie przychodzi na myśl przy Tabac Blond. Ale tym sprzed reformulacji, gorzkim, tytoniowym, skórzanym.

      Habanity na co dzień nie noszę, to nie "mój" zapach. Ale spryskać nią nadgarstek i odurzyć się nią raz na jakiś czas lubię, bardzo.

      Usuń
  6. Moja Habanita to słodkie lekarstwo- nie wiem, czy bardziej na żołądek (krople ziołowe podawane z ogromną ilością cukru), czy na gardło (oleisty esencjonalny syropek). Po pewnym czasie zapach, który już na początku ma w sobie coś, co można określić jako "poczciwe", wzbogaca się o nutę cukierkową- takie nigdy nie twardnące cukierasy w ciemnobrązowym, zielonkawym kolorze - wyrób również apteczny.
    Niestety, właśnie ta swojskość i poczciwość kojarzy mi się z kimś wiekowym, sympatycznym- i jest nie moja.
    Może kiedyś, zanim nastąpiła reformulacja, była jakaś rozwichrzona dzikość. Szkoda, że nie dane jest nam poznać pierwotnej wersji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Habanita w wersji rozwichrzono-dzikiej byłaby chyba też bardziej "moja". Bo ta, którą znam jest wyrachowana, sztywna, chłodna. I zdecydowanie niesympatyczna.
      Nutę lekarstwianą czuję i ja, ale na mnie jest ona gorzka a nie słodka i pojawia się dopiero po kilku godzinach trwania zapachu na skórze.

      Usuń
    2. A moja Habanita to taka Carmen , która była na tyle inteligentna i sprytna , że została wielką damą , a nie skończyła zarżnięta przez byłego kochanka . I oczywiście pracowała w cygarfabryce , co na zawsze dało jej skórze delikatny aromat tytoniu . Jest pięęęęękna :)

      Usuń
    3. Jak było na urlopie Parabelko?
      Czytałam Twoją recenzję Habanity na KWC, jest mistrzowska. Zwłaszcza ostatnie zdanie :)
      Na mnie z Habanity wyłazi jakaś posępność ale taka nieinteresująca, raczej odstręczająca. Żałuję.

      Usuń
  7. bombowe ilustracje
    Habanite znam ale jest dla mnie za ciezka i moze naprawde krwista taka kaszankowana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaszankowata! No wiesz! :)
      Ilustracje są znakomite, zgadzam się. Własnie dlatego je wybrałam.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...