piątek, 24 sierpnia 2012

Wakacyjna włóczęga: Istambuł, część druga


Jakaś starsza Turczynka zaczepiła mnie dziś przed Muzeum Archeologicznym. Mówiła do mnie coś szybko i niezrozumiale a dostrzegłszy moją konsternację przeciągnęła dłonią wzdłuż mojego nagiego ramienia po czym z zachwytem i aprobatą ucałowała własne palce. Zaraz potem zniknęła w gęstym tłumie a ja wciąż zastanawiam się czy spodobał jej się mój letni strój, czy zadziwił wzrost czy też estymę wzbudziła jasna, starannie chroniona przed słońcem karnacja. A może chodziło jej o coś zupełnie innego?


Podróż przez Bosfor pachnie zupełnie inaczej niż wonna opowieść Bertranda Duchaufoura. Całkiem brak w niej słodyczy, miodowo- cukrowej lepkości, kwiatowej lekkości. W nos wdziera się chłodny aromat morskiej wody, fizjologiczny szorstki, osiadający solą na skórze pot ludzi płynących promem, zapach gnijących ryb, wodorostów, ropy i brudnego, ludnego, zapchanego samochodami miasta gotującego się w upale. I przyznać muszę, że zapach prawdziwej przeprawy przez Bosfor podoba mi się o wiele bardziej niż Traversee du Bosphore.



Ciężar własnej historii przygina do ziemi cudną Hagia Sophia. Zdaje się być zniechęcona i znużona, gubi ozdobne tynki, stiuki odpadają ze ścian, święci i cesarzowie z niekompletnych mozaik patrzą w wieczność pustym wzrokiem, zdaje się że widzieli już tyle, że nie mają ochoty oglądać nic więcej.



Świątynia chrześcijańska zamieniona w meczet a później w muzeum opowiada, że nawet największe i najwspanialsze dzieło rąk ludzkich musi w końcu obrócić się w proch. Trwająca dumnie i nieustępliwie przez wieki, trwająca mimo kataklizmów, naturalnych lub historycznych klęsk teraz niszczeje i zdaje się, że ta dewastacja jest spontaniczna, samorodna, nie do powstrzymania. Mądrość Boża rozpada się i mam wrażenie, że w tym schyłku jest piękniejsza niż kiedykolwiek.



Przekraczając marmurowy, zdarty i wytarty stopami milionów tych, którzy przez wieki go przekraczali, próg  Hagi Sophii wkracza się do zamkniętej przestrzeni poza czasem. Boża Mądrość, nieobjęta w swym ogromie oszołamia i odbiera mowę. Zanurzając się w tą przestrzeń zwiedzający milkną na chwilę, głos grzęźnie w gardle jakby chłód kamiennego wnętrza nagle wycisnął z płuc całe powietrze. To tylko moment, głos zaraz wraca ale ścisza się, matowieje, blaknie.



Świadomość buntuje się przeciw istnieniu czegoś aż tak monumentalnego, trzeba chwili czasu by w tym ogromie odnaleźć piękno. Nie ma co szukać go w ludzkiej mierze bo nie sposób jej zastosować do takiej rozciągłości czasu i przestrzeni. Piękno pojmowalne tkwi w zniszczonych tynkach i pustych oczach postaci z mozaik, w ściszonych głosach turystów, które, płynące z tysięcy ust, zwielokrotnione przez echo nie są w stanie zakłócić przedwiecznej ciszy Bożej Mądrości.



Smutny jest derwisz, który nie dla Boga i nie dla modlitwy tańczy a dla pieniędzy. W tańcu jego ręce otwierają się na Absolut ale spojrzenie pozostaje puste, nie ma w nim ekstazy, nie ma rozpaczy, jest rutyna kolejnego przedstawienia dla uciechy turystów, którzy nic nie wiedzą, nic nie rozumieją i nigdy nie pojmą smutku tego tańca.



7 komentarzy:

  1. Istambuł i Hagia Sophia to moje marzenie i zamierzam je spełnić w najbliższym czasie. W ubiegłym roku udało nam się zwiedzić dalszą, azjatycką część Turcji. Istambuł czeka. I nie będzie to czakanie wieczne, mam nadzieję.

    Ostatni akapit Twojego tekstu mówi wiele o współczesnym świecie. Ogólnie. I rzeczywiście smutne to jest. Choć ja chcę wierzyć, że ta głębia przenosi się po prostu w inne obszary. Religia nie daje nam już uniwersalnych odpowiedzi, nie zaspokaja wszystkich potrzeb. Przynajmniej coraz mniejszej ilości ludzi. Ale sztuka - ta prawdziwa - ciągle nas porusza.

    W kwestii pierwszej anegdoty: w krajach arabskich jasna, bardzo jasna skóra często budzi zdziwienie. Pamiętam, jak grupa Egipcjan w nieturystycznej dzielnicy Kairu na mój widok wołała, że zobaczyli anioła. Zastanawiałam się przez moment, czy nie pomylą mnie z hurysą, ale nie. Byli zachwyceni i ewidentnie życzliwi. Choć... Zdarzyło mi się też, że na jednym z arabskich suków tubylec dotknął mojego brzucha (z widocznym kaloryferem, co rzeczywiście u kobiety może dziwić). Moja reakcja na tę poufałość sprawiła, że porzucił niesioną paczkę i spierniczył pędem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sabb :)))) współczuję facetowi , ale sam sobie był winien :P

      Kiedys bardzo chciałam zobaczyć Stambuł , ale im więcej o nim wiem , tym mniejszą mam ochotę ;)

      Usuń
  2. Sabbath Istambuł wart jest zobaczenia, wart jest każdego oczekiwania.
    Parabelko, ja Cię gorąco zachęcam do odkrywania Stambułu. Nie wszystko w tym mieście jest piękne, niektóre wonie aż wykręcają węchowe receptory na lewą stronę, od niektórych hałasów uszy aż puchną, od upału boli ciało, nogi słabną od chodzenia.
    Ale piękno odmienia a w tym, co pozostało z Konstantynopola piękno czai się w miejscach oczywistych i tych dziwnych, nie zawsze jest jawne i proste, niekiedy trzeba mu pozwolić przemówić do siebie, dać mu przestrzeń we własnej głowie.

    Sabbath, wiem że jasna karnacja zadziwia Arabów, zaobserwowałam to w Algierze przed laty, widziałam to i teraz. Ja jestem do tego bardzo wysoka, mam ponad metr osiemdziesiąt czyli jestem o ponad głowę wyższa niż przeciętna Arabka. I chodzę w europejskim stroju, nie okrywam się szczelnie.
    Egipt jest zaś moim marzeniem. Tropię początki cywilizacji europejskiej, ślady i miejsca z których wywodzi się nasza kultura Egipt zaś jest przecież jej pierwszym źródłem. Chciałabym zobaczyć to co zostało jeszcze z jego dziedzictwa zanim, zaniedbane i zrujnowane, całkiem się zatrze.
    Ale nie cierpię, nienawidzę zorganizowanych wycieczek, niedouczonych przewodników, wczasów all inclusive, przypadkowego towarzystwa, wytyczonych, turystycznych szlaków. Do Egiptu pojadę sama, jak zawsze,- albo wcale.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze chciałam być wysoka :)
    Dobrze, że są wysokie obcasy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze że są, pewnie.
    Też je lubię.
    Tylko ludzie czasami dziwnie przyglądają się prawie dwumetrowej kobiecie.

    OdpowiedzUsuń
  5. My Sakarę zwiedzaliśmy zerwawszy się ze zorganizowanej wycieczki. Podczas pobytu w Kairze wsiedliśmy o 5 rano w taksówkę i pojechaliśmy w diabły. Wieczorem dołączyliśmy do znużonych zwiedzaniem sklepów z biżuterią i perfumami wycieczkowiczów. Podczas zwiedzania piramid też się urwaliśmy, bo wycieczka ruszała dalej akurat, kiedy dopchaliśmy się do wejście do piramidy Cheopsa.
    Egipt polecam. Wszystko warto znieść dla tych przeżyć. Słowo Ci daję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę- i od lat dumam jak to zorganizować.
      Mam nadzieję, że w końcu się uda. I że do tego czasu turyści nie zrujnują i nie zniszczą do końca zupełnie niezabezpieczonych śladów dawnego Egiptu.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...