piątek, 19 października 2012

Serendipity3: Serendipitous


Są w Brukseli sklepy, które wabią aromatem już zza rogu. Zapach, bogaty, słodki, tłusty przyciąga do nich turystów jak magnes, wkrada się do nozdrzy miękko i niespostrzeżenie, rozpływa się na języku, budzi uczucie ssania w żołądku, głodu i sprawia, że nieustannie połykamy gromadzącą się w ustach ślinę. Wprost nie można się mu oprzeć.




Sklepy czekoladowe

To zapach sklepów z czekoladą, prawdziwych przybytków wysokokalorycznej rozpusty gdzie, obok pakowanych w zbytkowne złote folie i kunsztowne opakowania tabliczek Goossens czy Guylian piętrzą się stosy pralin Godivy, o wszystkich smakach i zapachach świata, ze wszelkimi pysznymi dodatkami na jakie wpaść może ludzka pomysłowość i chęć dogodzenia podniebieniu. Aromat bijący od tych pyszności jest wprost oszałamiający, aksamitny, bogaty, lekko tłusty i bardzo kakaowy, Belgowie nie uznają bowiem za godnego miana czekolady wyrobu, który zawiera mniej niż 80% kakao.



Tak właśnie pachnie Serendipitous. To zapach nie tyle tabliczki czekolady co wielu gatunków i odmian tego specjału, od gorzkiej, wytrawnej złożonej niemal z samego kakao, przez mleczne, jedwabiste, kremowe aż do nadziewanych pralin. Trzymana w dłoniach czekolada topnieje pozostawiając kremowe, gęste smugi. 
Serendipitous jest jak zlizywanie tej półpłynnej słodyczy z własnych palców i wnętrza dłoni aż na skórze zostanie tylko waniliowa poświata.
Zapach jest linearny, nie ewoluuje spektakularnie jest natomiast oddany niezwykle wiernie, bez żadnych sztuczności, które dominują w Cioccolato Mon Amour (które to, tak na mój nos pachną nie tyle czekoladą co papierkiem po tym produkcie, papierem, tłuszczem i farbą drukarską), bez nadmiaru syntetycznej wanilii sugerującej kiepski wyrób czekoladopodobny, jak w Chocolovers. 


Serendipitous to kakao podbite odrobiną mleka, soczystym, słodkim kokosem rodem z nadzienia batoników Bounty, orzechami, kremowym nadzieniem pralin, puszystą, miękką wanilią.. i nie wiem czym jeszcze ale nuty te choć bardzo subtelne, na granicy wyczuwalności i poza granicą nazywalności w niesamowity sposób ubogacają te perfumy sprawiając, że nie są one po prostu zapachową reprezentacją kubka kakao jak skądinąd bardzo udane Amour de Cacao.

Nie podoba mi się tak globalnie pachnieć, woń tych perfum bowiem, choć bardzo miła memu powonieniu jest nazbyt jadalna i nazbyt smakowita bym mogła się w niej dobrze czuć. Już po pół godzinie miałabym wrażenie, że jestem wielką, dwunożną praliną. Posiadana odlewka jednak jest jednym z najskuteczniejszych zapachowych poprawiaczy mojego nastroju.
No i nie tuczy!



trecie zaś można znaleźć na: http://newshealth.net/tag/healthy/

11 komentarzy:

  1. Jeden z zapachów, które zawsze chciałam poznać. :)

    Mam za to oba flakoniki Cioccolato Mon Amour i co prawda nie czuję w nich papierków i sreberek, ale rzeczywiście coś zbyt rzadko je noszę.. Choć są fajne, to trochę (właściwie to "trochę" ;) ) przytłaczają. Muszę mieć na nie nastrój. A na słodycze nastrój miewam często. :)
    Więc chodzi o coś innego. Teraz będę szukać Serendipitous.

    OdpowiedzUsuń
  2. O jeżu , jak się zaśliniłam !!!!! Ty kobieto okrutna bez serca , takie czekoladowe zdjęcia i opis , że klawiaturę mam zaślinioną...

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja czekoladę wolę zdecydowanie bardziej w formie tucznika ;)
    A perfum z nutą czekolady po prostu nosić nie mogę - żeby tylko perfum; nawet balsamów i kremów czekoladowych nie zdzierżę - po prostu nie, nie i nie ^^ Stopień zagęszczenia obrazów pralinek powstających w umyśle staje się zwyczajnie zbyt irytujący ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedźmo Serendipitous bardzo jest miły powonieniu choć nie jest to przełomowy albo superoryginalny zapach.
    Od jakiegoś czasu większość czekolad źle się układa na mojej skórze. Pleśnieją i robią się nieświeże, nie wiem dlaczego tak mi się zrobiło a na nieszczęście dla Cioccolato Mon Amour poznałam je po tym olfaktorycznym przewekslowaniu. Może stąd moje skojarzenia- chociaż nuty papieru i drukarskiego tuszu czuję w Foudete Extra wyraźniej niż w Paper Passion które ostatnio testowałam.

    Parabelko, łakomczuchu jeden! :)
    Myślę że szczęśliwa byłabyś w Belgii. Albo w Szwajcarii. Wszędzie tam gdzie czekoladę serwują i sprzedają bez opamiętania.

    Akiyo to mamy ten sam "problem". Tyle że mój jest natury nabytej, jeszcze jakiś czas temu dobrze mi było wypachnić się czekoladą.
    A jeść jej w sumie nie lubię. Chyba że wytrawną lub nawet bardzo gorzką, może chilli.
    I w niewielkich ilościach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co ja biedna zrobię :P na obronę mogę rzec tylko , że wolę czekoladę wąchać niż jeść , mogę się w niej kąpać , ale obżerać już niekoniecznie . To jest dążenie do ideału , przeżycie duchowe wyższego gatunku , przeżywanie czekoladowego Absolutu :P

      Usuń
    2. Chyba rozumiem. Kiedyś koleżanka wyciągnęła mnie na modny swego czasu masaż czekoladą.
      Było okropnie.
      Po pierwsze nie znoszę gdy dotyka mnie ktoś obcy, kilkakrotnie musiałam powstrzymywać odruch odepchnięcia albo uderzenia masażysty.
      Po drugie oblepiona czekoladowym zapachem nie mogłam się go pozbyć, nie chciał zejść nawet po kilku myciach.
      Ja dziękuję za taki relaks!

      Usuń
  5. Ba! Pewnie, że gorzką ;) Mlecznej nie lubiłam nigdy, nawet jako dziecko. Moje ostatnie odkrycie to czekolada z wasabi, całkiem do rzeczy ^^
    Ja, niestety, nie miałabym problemu ze zjedzeniem nawet połowy tabliczki, a powstrzymuje mnie przed tym jedynie sugestywna wizja armii kalorii rodząca się natychmiast w moim umyśle...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekolady z wasabi muszę spróbować, ciekawy koncept. Podoba mi się jeszcze pomysł dodatku lawendy, o nim dowiedziałam się z Twojego Bloga.
      Wizja puchnących kalorii i mnie skutecznie odstrasza od słodyczy- to w sumie łatwe bo nie jest dla mnie problemem by sobie ich odmówić. Ale postaw przede mną deskę serów albo dobre wino, żadne kalorie mnie nie powstrzymają.

      Usuń
  6. Masażu czekoladowego też bym nie zniosła :)
    Choć czekoladę lubię, ale gorzką, wytrawną, bez dodatku lecytyny, soi, tylko ziarno kakaowe, tłuszcz kakaowy i cukier trzcinowy... Odkąd w jedynym sklepie, gdzie taką kupowałam, od miesięcy nie mają dostawy, trochę tęsknię ;) Zapachów czekoladowych (typu Dark Extasy np.) nosić zupełnie nie umiem. Nawet testowane teraz Muschio Biancho pachnie mi jakoś kokosowo (czyt. dla mnie obrzydliwie ;).
    Pachnącego wieczoru,
    tri

    OdpowiedzUsuń
  7. Tri, myślę że belgijska gorzka czekolada miałaby duże szanse na zdobycie Twojego serca. Lubię dokładnie taką samą czekoladę jak Ty, jeść, bo z nosić to i takiej nie chcę.
    A kokos też mnie drzaźni. Ostatnio spaskudził mi bardzo piękną figę w Dambrosii.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czekolada ♥
    Mogłabym się w niej kąpać :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...