środa, 6 lutego 2013

Histoires de Parfums: Veni, Vidi, Vici


Gdy Juliusz Cezar oznajmiał swoje zwycięstwo nad Farnaksem II, królem Pontu senatowi Rzymu lakonicznie ujął swoją kampanię w trzy słowa: veni, vidi, vici. Sentencja ta po wielokroć była parafrazowana, przekształcana, cytowana. Strawiona przez popkulturę znalazła swoje miejsce w tekstach muzycznych, filmach a niedawno Histoires de Parfums wykorzystało ją nadając imiona swej nowej wonnej trylogii.




Terra Incognita

Veni, pierwsza część zapachowego tryptyku, odwołuje się do ziemi rozumianej nie jako żywioł, który karmił Anteausa czy pramatka Gaja. Ziemia w Veni to coś, co się przemierza, odległość do przebycia, krainy do odkrycia, wyzwanie i przygoda.
Pont to kraina w Tureckiej Anatolii nie dziwi zatem, że Gérald Ghislain komponując Veni sięgnął po kojarzące się z Bliskim Wschodem żywice i przyprawy a cały zapach, bogaty, drzewny przyprawowiec, osiada miękko na skórze i wyzłaca ją niczym kapadockie słońce.


Otwarcie intryguje kontrastem temperatur, ciepła ambra ściera się z chłodną, cienistą lawendą i choć spotkanie tych składników bardziej przypomina balet niż wojnę oczywistym jest, że to konflikt na śmierć i życie, statyczna jak zmagania płyt tektonicznych i tak samo potężna i nieubłagana walka o dominację nad zapachem. Ambra zwołuje popleczników z krainy ciepła: wytrawiony słońcem cynamon, ziarnisty kardamon, szafran z jadowicie żółtym bojowym sztandarem i zwyciężą w końcu samotną chłodną lawendę, która schnie w pełnym słońcu obcej sobie krainy i po jakimś czasie zostają z niej same echa, szeptane cicho legendy dawnej chwały.
Do zwycięskiej ambry dołącza rozbudowany akord gourmand. Lepki, ciągliwy, nadtopiony w upale karmel dociążony dodatkowo jasną wanilią oblepia ambrowe waleczne serce zapachu odkrywcę i wojownika zamieniając w sybarytę ze skłonnościami do tycia. Ziemista, sucha paczula mości się na miękkich, egzotycznych żywicach, leniwych, sennych i gnuśnych, wieszczących zmierzch imperium.


Rosa Ventorum 


Vidi to zapach zdecydowanie chłodny i taką temperaturę ma też moje przyjęcie tych perfum. Vidi symbolizuje morski wiatr, wzrok bez przeszkód sięgający linii horyzontu- to bardzo obiecujące jednak w praktyce osią tego pachnidła jest ogórkowa róża. Otwierający akord ozonowy złożony z jasnego, czystego cyklamenu, świeżego ogórka i akcentów wodnych zdaje się być nieco aldehydowy, metaliczny i lekko słony. Sam w sobie interesująco nieładny połączony został z zielonym, pikantnym, wytrawnym kardamonem. To nie był dobry pomysł.
Akord ozonowy gorzknieje obrażony a subtelne, niezwierzęce piżmo nieśmiało wkradające się do zapachu tylnymi drzwiami mydli się wyraźnie dotknięte afrontem. Zamiast morskiego wiatru ten etap ewolucji Vidi na mojej skórze układa się w nieokreślony, nieco syntetyczny, chłodny zapach detergentu oraz ogórkowego kremu do rąk.
Na szczęście niebawem pojawia się akord kwiatowy z przysypaną miękkim szafranem, piżmową różą na przedzie, detergentowe nuty rozpowietrzają się a pomiędzy nie wkrada się ciepła, lekka ambra. Nieustępliwy ogórkowy aldehyd jednak wciąż nie chce odpuścić i nie kapituluje nawet przed lubczykowo- rosołową kocanką suto podlaną molekułami iso.
Jeśli Vidi to zapach morskiej podróży to okręt jak nic osiadł na olfaktorycznej mieliźnie. 



Ignis Graecus






Vici, ostatnia część tryptyku odwołuje się do ognia i pasji, tworzenia i niszczenia. Gorące, przepełnione czerwienią otwarcie całkiem udanie miarkuje pożogę ja jednak mam wrażenie, że nie jest to ogień wywołany uderzeniem pioruna albo zapłonem suchej leśnej ściółki słonecznym, upalnym popołudniem. Vici to ogień wywołany ludzką ręką, skrzesany, rozpalony, wywołany by nieść śmierć i zniszczenie.


Nasycone jaskrawą purpurą, intensywne i naszpikowane aldehydami otwarcie to uderzenie czerwonej porzeczki i maliny utartych w dłoniach na miazgę z listkami bazylii. Metaliczne liście fiołka przywodzą na myśl jasną, tętniczą krew, wystygłą już, krzepnącą na rozwiewającym się szybko, owocowym powidoku. Pikantne, ostre przyprawy nie pozwalają pachnidłu stygnąć. Kardamon, cierpki, w pełnym bojowym rynsztunku, arcydzięgiel z ognistym mieczem w dłoni wychodzą naprzeciw nieuzbrojonego, łągodnego, kwiatowego serca zapachu. I oto dzieje się rzecz dziwna: zapach traci swoją agresywność, zdumieni wojownicy odrzucają broń i ściągają pancerze roztapiając się w słodko- zielonej miękkości zasnutej kadzidlanym dymem.
Irys, najpierw maślany a z czasem coraz bardziej pudrowy spotyka się z niezwierzęcym, czystym piżmem zwiastując nadejście bazy. Ogień stygnie do żaru ukrytego gdzieś w stosie cedrowych polan, rozgrzewa je od wewnątrz bez śladów dymu. Ciemna, niespożywcza wanilia czyni zmierzch Vici słodkim i gęstym, nie jest to krajobraz po bitwie ani po pożodze a odpoczynek dla zmęczonych wojaczką bohaterów.


Zdjęcie popiersia Juliusza Cezara pożyczyłam http://nauka.money.pl/maja-dowod-to-tam-zginal-juliusz-cezar-0-1176771.html
ilustracja druga pochodzi zhttp://www.globalnanpa.com/blog/terra-incognita-global-citizen-four-seasons-hotel-bangkok
trzecia to Róża wiatrów, rycina Jorge de Aguiar z 1492 roku
Ostatnia ilustracja przedstawiająca użycie ognia greckiego pochodzi z  manuskryptu z Codex Skylitzes, wykonanego w XII wieku.

14 komentarzy:

  1. No więc ja wąchałam te 3 pachnidła i nie jestem w stanie nic o nich powiedzieć, do tego stopnia mnie nie zainteresowały, że nie poświęciłam im ani odrobiny uwagi - poza tą na początku, oceniającą, że nie. Tym bardziej, że naokoło tyle było ciekawych pachnideł, a percepcja ma swój kres, że nie wspomnę o skórze do testów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pieknie to opisałaś . Zapachów nie znam co prawda , ale żaden z nich mi do Julka C. nie pasuje - pasuje mi do niego wyłącznie i jedynie klasyczna woda kolońska 4711 . I zapach dobrego mydła .

      Usuń
  2. Justyno Veni i Vici mnie się podobają choć emocje, które budzą nie są ani gorące ani pożądliwe. Vidi zaś to zupełnie nie moja bajka i niechęć do tej części trylogii to najsilniejsze uczucie z tych których cały cykl wzbudził.

    Parabelko
    Julek C :))))
    Zgadzam się, żaden z tych zapachów nie pasuje do Cezara. W moich wyobrażeniach Julek winien pachnieć końskim potem (choć nie wiem czy jeździł konno czy dawał się nosić w lektyce), skórą i rdzewiejącym żelastwem.
    Bez mydła.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzing !!!!! :D Jeżdził , jeżdził . W końcu najpierw był wojownikiem , niem cezarem się obwołał . Ale rzymianie dbali jednak o higienę w stopniu wysokim , nawet na wyprawy wojenne wozili sprzęty toaletowe i stosownych niewolników , bo bycie brudnym świadczyło o barbarzyństwie .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm Dzing też mi jakoś niezbyt pasuje. Może dlatego że podług mojego nosa konia w Dzingu mało.
      Jasne że Rzymianie dbali o higienę, termy nie wzięły się znikąd. Ale oni chyba bardziej olejki niż mydło stosowali do oczyszczania ciała.

      Usuń
  4. No jakoś tam się z brudu oskrobywali ;) co do mydła - nie mam pojęcia , ale Julek jakoś mi się tak z tym mydłem kojarzy . Może przez wybitny brak zniewieścienia - higiena ,dyscyplina , stanowczość ,krótkie włosy , brak zarostu i twardo zarysowana szczęka ;) Chociaż co to ma z mydłem wspólnego ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm sofistyczną antynomią się posługując: kobiecość kojarzy Ci się z brakiem higieny, dezynwolturą , długimi włosami i ...zarostem?!

    No dobra, żarty na bok. Mydło pasuje do Julka C zdecydowanie lepiej niż którykolwiek z trylogii HdP. Warunek- mydło ma pachnieć mydłem, nie kwiatami, luksusowymi kosmetykami czy podobnymi. Ot, zwykły Biały Jeleń.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oooo nieeee , łapiesz mnie wykrętnie za słówka ;P nie mówiłam o kobiecości , tylko zniewieścieniu , i to w sensie że pachnidła , pomady , luksusy itepe , a męskość - prosta surowość higieniczna - mydło , brzytwa , woda kolońska , zimna woda , oczywiście w wypadku Julka ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiam się na ile taka wizja męskości jest dla mnie pociągająca w wymiarze osobistym. Może niekoniecznie jest tym czego docelowo szukam (tak samo jak na partnera nie szukałabym mężczyzny podobnego do Julka C) ale wolę chyba to niż totalną metroseksualność i wiotki, mdlejący uścisk dłoni.

      Usuń
    2. Bosz, jak ja takiego "miękkiego śledzia" nie trawię u mężczyzn. Lubię mocne uściski dłoni, takie wręcz miażdżące dłoń :P

      Usuń
    3. Mam podobnie, "zdechły śledź" zawsze napełnia mnie lękiem, że delikwent zaraz mi zemdleje i że będę musiała go cucić.
      Co mi się wcale nie uśmiecha.

      Usuń
    4. Hehehe :)
      Cytat sprzed jakiś 3 tygodni:
      "O pani Moniko, jaki ma pani mocny uścisk dłoni"
      "Jak się chodzi na siłownię to się ma" :P
      Inna sprawa, że już dawno nie byłam, tak między nami ;)

      Usuń
  7. Julek mógłby być kumplem albo szefem , ale partnerem ? W życiu .

    OdpowiedzUsuń
  8. A ciekawe jakim byłby podwładnym :)
    To już lepiej niech będzie szefem.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...