poniedziałek, 22 lipca 2013

Historiae: Mystic Oud; Kilian: Musk Oud

Ostatnio pisałam o dwóch waniliach, które zupełnie niespodziewanie mi się spodobały, dziś zatem, dla równowagi, będzie o dwóch oudach, które równie niespodziewanie nie spodobały mi się wcale.
W zamierzeniu bowiem miało być pięknie. 
Moje ostatnie doświadczenia z agarową żywicą, oudowe zachwyty i olśnienia wyraźnie uśpiły moją czujność. Ba, zaczęłam nawet doceniać klasyczny duet oudu i róży, zestawienie obecne w obu testowanych kompozycjach.
No to dostałam po nosie.





Mistycyzm zmarnotrawiony

W otwarciu Mystic Oud czuję odrobinę tylko oudu a znacznie więcej geraniolu. Intensywnego i upartego, który wwierca się w śluzówkę nosa, pewnie dzięki aldehydowemu dopingowi. Do geraniolu doczepione są inne składniki syntetyczne, z których biegli perfumiarze czarują róże. Bertrandowi Duchaufourowi (sic!), kiedy tworzył Mystic Oud chyba coś nie wyszło bo prócz świdrującego aromatu podrasowanego geranium czuję jeszcze mnóstwo chemii, stawiałabym na nerol, eugenol, cytronelal i pewnie kilka innych substancji nierozpoznawalnych dla mojego nosa, nie czuję natomiast róży.


Druga warstwa otwarcia to cytrusy. Dojrzewające bergamoty, pomarańcze wraz z odrobiną kruchego, białego kwiecia kryją się w cieniu imperatywnego geraniolu i czekając na lepsze dla siebie czasu więdną pomalutku.
Później nie jest lepiej. Co prawda chemiczne składowe róży mobilizują się jakoś, zbierają do kupy i wreszcie zlepiają się w woń królowej kwiatów ale jednak robią to wyraźnie z przymusu, jakby niechętnie. Powstała róża jest intensywna i głośna ale jakaś koślawa, wyraźnie brakuje jej wdzięku, przysadziście osiada na nadgarstku i ciężko oddycha zmęczona własnym ciężarem. Towarzyszy jej akord przyprawowy ze słodkimi echami żywic, sam w sobie bardzo ładny w Mystic Oud wyraźnie się marnuje.


O ile pierwsze suity kompozycji Mystic Oud grane były forte albo nawet fortissimo tak finisz wycisza się do piano, zwalnia tempo i zaskakuje bogactwem nut. Wyraźny teraz, gładki, trochę tylko urynalny oud doprawion szczyptą labdanum kojarzy mi się z dłonią opiętą w rękawiczkę z bardzo cienkiej, elastycznej, czarnej skórki. Ciepło ciała rozgrzewa skórę parującą odrobiną zwierzęco- piżmowego kastroleum i szczyptą przenikliwej, drażniącej zmysły chemii substancji wyprawiających i konserwujących.
Tą fazą zapachu jednak także nie dane mi jest się cieszyć, w tle bowiem wciąż przeszkadza uparta, pozbawiona taktu róża, nachlanie słodka, zbita, glutowana, z płatkami sklejonymi budyniową wanilią nie ustępuje, wciąż jest i pachnie. I nie ma przy niej szans ażurowe, szyprowe wykończenie z uczuciem utkane z delikatnych łodyżek dębowego mchu i cieniutkich nitek wetiweru. Róża z zapałem Kronosa pożera wszystko a gdy w końcu pada pod przygnieciona własnym apetytem na ciele pozostaje mi tylko agarowy ślad.




Normalny dziwak


Po Musk Oud od Kiliana mniej sobie obiecywałam toteż i moje rozczarowanie było mniejsze. 


Na otwarcie Musk Oud składa się cyprys pozbawiony swojego charakterystycznego chłodu w ażurowej sieci utkanej z nut cytrusowych. Z cichym szelestem przesypują się przyprawy, miałkie a jednocześnie chropowate, pozbawione ostrości ale nie głębi.
W tle zaś czai się oud. Spokojny, wyciszony. Płoży się tuż przy skórze, skrywa w jej zagłębieniach i załamaniach a gładka, atłasowa woń agaru przesiąka z wolna naturalnym zapachem ciała.
Ładne, prawda?  
Nie na długo. Pojawia się róża. Bułgarska.
Zmanierowana, przesadnie umalowana i nieco histeryczna energicznymi ruchami rozgania wonne towarzystwo i nie żałując łokci forsuje się na przód olfaktorycznej konstrukcji. A że potężną ma moc bez trudu przykrywa sobą inne nuty.




Tytułowe piżmo jest ledwo zarysowane, chowa się po kątach w podstawie zapachu próbuje bezskutecznie ukryć się przed imperatywną różą, która plami swoją położoną zbyt grubą warstwą szminką inne akordy, sączy oleistą, gęstą słodycz między nuty, trzepie utapirowanymi włosami i strzela teatralne miny bo wydaje jej się że jest oryginalna i tajemnicza.
Mnie osobiście taka estetyka nie odpowiada, Musk Oud trąci sztucznością tak jakby kreatorowi w połowie pracy brakło nagle konceptu co dalej począć z tworzonym właśnie zapachem jednak z całą stanowczością postanowił dokończyć dzieła. Zalał więc niedokończone pachnidło bez umiaru absolutem róży licząc, że atakowany przez intensywny aromat królowej kwiatów nos odbiorcy nie zorientuje się w brakach zaś bezkompromisową różaność weźmie za dobrą monetę traktując ją jako przejaw odwagi twórcy, oryginalności zapachu czy nowatorstwa w perfumeryjnej sztuce. 


Zdjęcie pierwsze pochodzi z serwisu http://www.bulletproofmusician.com
ilustrację drugą pożyczyłam z bloga Demonicwoman http://demonicwomen.blog.interia.pl/
Ilustracja trzecia to obraz Caspara Davida Fridricha Drzewa w księżycowym świetle
kolejne zdjęcie pochodzi z http://www.malditoinsolente.com/index.php
ostatnie zaś można na http://www.mrwallpaper.com

4 komentarze:

  1. Czy wyście się dziś z Wiedźmą umówiły? ;)
    Ten sam zapach, tak inaczej opisany/odbierany...

    OdpowiedzUsuń
  2. Escorito, właśnie dlatego tak uwielbiam czytać Wasze blogi:)) Ta różnica w interpretacji jest najbardziej interesująca:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie Escritoro, nie umówiłyśmy się. Choć może powinnyśmy. W sumie ani recenzje Wiedźmy ani Sabbath nie zaskoczyły mnie, obie są pozytywne a ja wierzę na słowo że Mystic Oud może się ładnie układać i po prostu się podobać.
    Na mnie dobrze leżą tylko niektóre agarowce, te zaś które się nie układają odrzucają mnie i tyle. Żadnych półśrodków, albo zachwyt albo uczucie graniczące ze wstrętem.

    Marzeno ja też uwielbiam sprawdzać jak testowany przeze mnie zapach odbierany jest przez innych. Ale najlepiej i najbezpieczniej robić to wtedy gdy już się spisze własne doświadczenia i wrażenia. Opisy na innych blogach są niezwykle wprost sugestywne i czasami zostają w głowach na dłużej i utrwalają się bardziej niż bym tego chciała. Cudzy opis przerasta moim własnym i już nie wiem co pierwotnie było moje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mystic oud to jedne z najpiekniejszych perfum, jakie znam, glebokie, czarne, pieknie rozwijajace sie z bogata gama nut okraszonych cytrusami, zmienne i nieobliczalne i kocham je za to wlasnie,ze kazde oblicze jest wspaniale, a koncowe mydlano eleganckie wrecz oszalamia:)
    To nie jedyny zapach Historiae,ktory znam i uwazam te marke za jedna z najlepszych:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...