wtorek, 6 sierpnia 2013

Juliette Has a Gun: Mad Madame

Choć Leopold Ritter von Sacher Masoch był pisarzem bardzo płodnym i całkiem biegłym w twórczym rzemiośle współcześnie kojarzony jest jako autor jednego tylko dzieła. I to w dodatku, szczerze mówiąc, literackiego gniota. Główny bohater Wenus w futrze, alter ego autora marzy o podporządkowaniu się kobiecie okrutnej i bezwzględniej, pragnie upokorzenia i wykorzystywania, brutalności zamiast czułości. Wyznaje te fantazje zakochanej w nim kobiecie, ta po wahaniu zgadza się je zrealizować. Niepodziewanie gra ta zaczyna się jej podobać, wyrafinowanie w dręczeniu uległego mężczyzny przekracza wszystko, o czym ten ośmielał się marzyć. Pogarda zastępuje jednak z wolna miłość i w końcu, w akcie ostatecznego upokorzenia, Wenus porzuca bohatera dla mniej submisywnego mężczyzny.
Wenus w futrze na stałe wprowadziła powstały od nazwiska pisarza termin "masochizm" do indeksu zaburzeń seksualnych i do kultury masowej. W końcu nawiązania doń pojawiły się i w sztuce perfumeryjnej.




Związek nieco perwersyjny





Po tym wstępie nie zaskoczy pewnie gdy powiem, że pierwszy oddech Mad Madame natychmiast skojarzył mi się z futrem. Jest dziwnie, ale na przyjemny sposób. Słodkawe, silnie animalne kastroleum, kropla kwaśnego cywetu wraz z puchatym, po zwierzęcemu wilgotnym i przybrudzonym piżmem tworzą wrażenie czegoś miękkiego, sypkiego i gładkiego jednocześnie. 
Pomysł na futro nasuwa się sam. 
Jednak drażniąca, chemiczna nuta wyklucza skojarzenie z obrośniętym miłą w dotyku sierścią żywym zwierzęciem.


Luksusowy, od dawna nieużywany futrzany płaszcz o długim, jedwabistym ale kruszącym się już nieco włosiu. Pachnie naftaliną i kulkami na mole,jest przesiąknięty gęstym zaduchem nigdy nie wietrzonej garderoby. Akord kwiatowy otwarcia nawiązuje w stylistyce do perfum retro; schrypnięta, drapieżna róża pospołu upojną tuberozą na animalnym tle mnie przywodzi na myśl Joy od Jeana Patou. 
Być może właścicielka futrzanego płaszcza kiedyś zakładała go na nagie, spryskane tymi perfumami ciało? Ciekawe dlaczego nie nosi go od tak dawna, że włosie poczyna się filcować.


O ile myśl o nałożeniu na siebie zdartego z jakiegoś zwierzęcia futra napełnia mnie wstrętem o tyle myśl o pachnieniu futrem uznałam za interesującą. A najciekawsze dopiero przede mną.
Róża z Mad Madame ma naturę dominy, władczą i bezwzględną. Bez trudu podporządkowuje sobie pozostałe nuty, śwista skórzany bat zostawiając po sobie niepokojąco erotyczny aromat wyprawionej skóry. Najpierw róża pozbywa się tuberozy, wszak omdlewająca od własnego zmysłowego zapachu mogłaby stać się dla niej konkurencją. Zsyła ją więc do olfaktorycznego niebytu wypełniając sobą całą dostępną przestrzeń, pochłaniając woń tuberozy, jej gęstość, ciężar i sensualność. Łaskawie pozwala prawić sobie komplementy zastraszonemu, świetlistemu jaśminowi o ile ten trzyma pełen szacunku dystans i nie podnosi głosu wyżej szeptu. Wszak róży zdarzają się migreny. 


Aż w końcu róża zaczyna się starzeć.
Ciepłota ciała przyśpiesza jej dramat, wraz z kolejnymi godzinami królowa kwiatów traci dumę, próbuje jeszcze zatrzeć pudrowosłodką, mdlącą woń starości szyprową bazą, udaje, że to trawestacja, stylizacja, maskowy bal, odwołanie do dawnych dzieł perfumeryjnej sztuki ale jej głos nie brzmi już z dawną butą, intonacja poszczególnych słów podnosi się na końcówkach pytaniem, niewypowiedzianą prośbą o potwierdzenie. 
Nuty w naturalny sposób blendują się, ucierają, zespalają ze sobą, róża ukrywa się między nimi wciąż obecna ale już tylko jako drugi olfaktoryczny plan, jako tło, stojąca tyłem postać z zasłoniętą twarzą.
Na pierwszy plan zaś wysuwa się skóra. Odarta z puchatego futra, gładka, napięta, perwersyjnie ciepła niczym żywe ciało skóra pozostała niepokojąco giętka, jednocześnie miękka, niemal jedwabista a zarazem przeszywająco ostra. Jest jak delikatny, zmysłowy dotyk wnętrza kobiecej dłoni przesuwającej się powoli po skórze z paznokciami głęboko wbitymi, sprawiającymi ból, drącymi naskórek aż do pierwszej krwi. 
W końcu zaś i skóra tobie w silnie paczulowym szyprze i zapach zamiera w ostatnim echem przywodząc na myśl połączenie wilgotnej ziemi i gorzkiej czekolady.


Na zdjęciu pierwszym podziwiać można Marlenę Ditrich, według mnie jedyną kobietę, która dobrze wyglądała w futrze
Kolejne zdjęcie pochodzi z kiknipedii, można je znaleźć pod hasłem fur fetish
Ostatnie zdjęcie przedstawia Leopolda von Sacher Masocha wraz z Fanny von Pistor, pierwowzoru Wandy z Wenus z futrze.

2 komentarze:

  1. Popatrzyłam na nuty MM i jakoś tak odechciało mi się testować... W zasadzie nie wiem, dlaczego, bo zapowiadają same cudowności.
    A może to "Wenus w futrze" mnie wystraszyła..? Czort ją wie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, jak ja liczyłam na Mad Madame! Ja właśnie po przeczytaniu nut zapałałam chęcią poznania POTWORA (tak lubiłam o MM myśleć) - ale niestety, nie spodobało mi się. Jakiś był taki zwierzęcy akcencik, a może odchodowy, który uniemożliwiał mi się przyjrzenie, z czym mam do czynienia. Jednak to, co zdążyłam zarejestrować - nie zasługiwało na uwagę. Udawactwo.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...