czwartek, 13 marca 2014

Oliver Durbano: Lapis Philosophorum


Kamień filozoficzny, piąta esencja. Legendarna, poszukiwana całymi stuleciami przez alchemików substancja zamieniająca metale nieszlachetne w złoto. Czy można pozostać obojętną wobec takiego imienia zapachu?
Rozpędzona wyobraźnia podsuwa wizje brodatego Michała Sędziwoja pochylonego w skupieniu nad retortą, cesarskiego dworu szalonego Rudolfa II pełnego alchemików i astrologów- kabalistów, nieśmiertelnego pono hrabiego de Saint- Germain wypędzonego z Chambord a wreszcie Jose Arcadia Buendi i garnka złotych monet, wiana Urszuli.


Opus Magnum


Oliver Durbano zaprasza nas jednak w jeszcze dalszą podróż, aż do krainy z której 
alchemia wzięła swe imię. Do Arabii, ojczyzny Gebera i Rhazesa, ojców al-chemiji, jak śpiewnie i miękko brzmi to imię. 
Czy zapach może być śpiewny? Lapis Philosophorum jest taki z całą pewnością. Jest cichy niczym intymna, prywatna pieśń nucona dla samego siebie przy ognisku na ciemnej i cichej pustyni. Żar bijący od ognia tworzy krąg światłości i ciepła dookoła mroczną płachtą rozpościera się przejmujący chłód pustynnej nocy.


Cisza, chłód, samotność i melodia nuconej półgłosem pieśni składają się na otwarcie Lapis Philosophorum. Niepalone olibanum od pierwszych chwil tworzy wrażenie przestrzeni, niepojętej, nieskończonej, nieruchomej. To nie hibernacja ani sztuczny bezruch ale nieobjęty spokój sam w sobie zanurzony i sam siebie kontemplujący, tworzony przez cichutki szelest przesypujących się ziaren piasku, nawoływanie nocnego drapieżnika, kruchość rośliny rozwijającej liście chwytające nocną rosę.
Wytrawna, gorzkawa nuta taniny czerwonego wina sprawia, że świeży, soczysty akord zielony z otwarcia szybko schnie skręcając się w kruchą, orzeźwiająca ziołowość przywodzącą na myśl woń parzonej w kociołku mięty nana, pijanej w Maroku zamiast herbaty.


Druga warstwa zapachu jest cieplejsza, gładsza i bardziej drzewna zarazem. Tak jakby ognisko zapłonęło jaśniejszym płomieniem nie dlatego jednak, że dorzucono do niego drewna, nic tu nie dzieje się gwałtownie, zapach nie bucha a rozpościera się łagodnie wyzłacając okoliczne wydmy, rzucając migotliwe cienie, odbijając się światłością w drobniutkich ziarnach piasku. 
Wrażenie, które zostaje na języku po rozgryzieniu pestek winogron, cierpkawa, rześka gorzkość stawiająca na sztorc brodawki smakowe złożona została melodyjnie z delikatnym akordem pudrowym przywodzącym na myśl wnętrze kobiecej kosmetyczki. Myślę że za tą bogatą, jedwabistą pudrowość przynajmniej do jakiegoś stopnia odpowiedzialny jest opoponaks, balsamiczne serce kompozycji. Dymna, pełna wewnętrznego żaru żywica ujawnia jednocześnie dwa, pozornie sprzeczne aspekty: na raz jest karmelowo niemal słodka a zarazem gorzka, zwęglona, wyjedzona ogniem.


W pół kroku za opoponaksem trzyma się mirra, słodko uśmiechnięta, tajemnicza, zapatrzona w dogasające powoli płomienie ogniska. 
Chłód z wolna napiera na zmysły, na niebie zgasły ostatnie echa dnia, zmagazynowane w piasku temperatura promieniuje zagęszczając powietrze tuż nad wydmami. Lapis Philosophorum stygnie nieśpiesznie a tuż przy skórze pojawia się wilgotny akord dębowego mchu, ulotny, ledwo wyczuwalny niczym woda na pustyni. Ów mech, być może przesiąknięty wonnymi balsamami przejął od nich nieco słodyczy- na pustyni jednak pewnie każda woda ma słodki smak.
Pieśń, coraz bardziej monotonna jak mantra albo litania cichnie gdy jest już dobrze po północy. Migoczące na niebie gwiazdy wydają się być dziwnie bliskie, zdaje się, że wystarczyłoby wspiąć się na palce by ich dosięgnąć.
Jest coraz chłodniej.



Są zapachy, których opowieść ująć można w kliku słowach. Bywają to pachnidła bogate, zdumiewające kunsztem splecenia nut, misternością, wyrafinowaniem. Lapis Philosophorum do nich nie należy.
Są też inne zapachy, takie, które kryją w sobie całe nowele, których nie sposób zmieścić w recenzji. Te potrafią być ascetyczne i minimalistyczne, ostre jak brzytwa. Taki Kamień Filozoficzny również nie jest.
A istnieją też zapachy, których w słowa ująć po prostu się nie da. Ich opowieści nie można przełożyć na system znaków tak toporny jak język bo składa się z uniesień, pasji, samotności i bólu, z tego wszystkiego co waha się między znaczeniami, nieustannie przeobraża się i zmienia albo transmutuje bez ograniczeń, jedno w drugie. Mistyczne, niepojęte, tajemnicze jak spojrzenie Tuarega. 
Taki jest właśnie Lapis Philosophorum.


Ilustracja pierwsza pochodzi z bloga http://maitrerenardinfo.wordpress.com/
Ilustrację drugą znalazłam w serwisie http://stock-clip.com/
pustynia na trzeciej ilustracji okazała się być, ku memu zdumieniu nie Saharą a chińską pustynią Teklamankan. To i inne zdjęcia tego niezwykłego miejsca można znaleźć tutaj: http://chinychina.blox.pl
Kolejna ilustracja to zdjęcie, dzieło Ethana Welty'ego. Więcj zdjęć tego autora można znaleźć na http://www.weltyphotography.com/
Ostatnia ilustracja to alchemiczny Uroboros. To wyobrażenie autorstwa Theodorosa Pelecanosa pochodzi z 1478 z traktatu alchemicznego zatytułowanego Synosius.

2 komentarze:

  1. Przebosko opisane. Żałuję, ze Twoja recenzja nie powstała zanim wysmażyłam moją, ponieważ chciałabym tworzyć pod jej wpływem. :D Poważnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kłaniam się nisko. I zmykam do Ciebie, czytać Twoją, bardzo jestem ciekawa jak Ty odebrałaś Kamień Filozoficzny.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...