Śmierć, według Terrego Pratchetta niewątpliwie rodzaju męskiego, to antropomorficzna reprezentacja wyobrażeń ludzkich na jego temat. To ludzie nadali Śmierci kształt, to oni, mocą swojej wyobraźni, lęku i fascynacji stworzyli formę dla zjawiska starego jak samo życie. Śmierć jest więc siedmiostopowym szkieletem, z oczodołami jarzącymi się zimnym światłem odległych gwiazd, z obowiązkową kosą, przyodzianym w szatę z absolutnej czerni. A jak pachnie? Chciałabym przyoblec Śmierć Świata Dysku w zapach.
...czyli opowieści o moich fascynacjach, w zamiarze zapachowych. Choć moją dygresyjność znając będzie nie tylko o perfumach.
czwartek, 31 maja 2012
Greyland Montale
"Nikt nie wie, dlaczego Śmierć zaczął przejawiać osobiste zainteresowanie istotami ludzkimi, z którym pracował już od tak dawna. Prawdopodobnie chodzi tu o zwykłą ciekawość. Nawet najskuteczniejszy szczurołap prędzej czy później zaczyna się interesować szczurami. Może obserwować, jak szczury żyją i umierają, rejestrować wszelkie szczegóły szczurzej egzystencji - choć sam nigdy pewnie nie zrozumie, jak to jest, kiedy się biegnie przez labirynt".
Śmierć, według Terrego Pratchetta niewątpliwie rodzaju męskiego, to antropomorficzna reprezentacja wyobrażeń ludzkich na jego temat. To ludzie nadali Śmierci kształt, to oni, mocą swojej wyobraźni, lęku i fascynacji stworzyli formę dla zjawiska starego jak samo życie. Śmierć jest więc siedmiostopowym szkieletem, z oczodołami jarzącymi się zimnym światłem odległych gwiazd, z obowiązkową kosą, przyodzianym w szatę z absolutnej czerni. A jak pachnie? Chciałabym przyoblec Śmierć Świata Dysku w zapach.
Śmierć, według Terrego Pratchetta niewątpliwie rodzaju męskiego, to antropomorficzna reprezentacja wyobrażeń ludzkich na jego temat. To ludzie nadali Śmierci kształt, to oni, mocą swojej wyobraźni, lęku i fascynacji stworzyli formę dla zjawiska starego jak samo życie. Śmierć jest więc siedmiostopowym szkieletem, z oczodołami jarzącymi się zimnym światłem odległych gwiazd, z obowiązkową kosą, przyodzianym w szatę z absolutnej czerni. A jak pachnie? Chciałabym przyoblec Śmierć Świata Dysku w zapach.
środa, 30 maja 2012
Asmar SoOud
Odnalazłam perfumeryjny miód doskonały. Gęsty, niemal półpłynny, lepki, ciemny głębokim, bursztynowym brązem lecz pełen złotych refleksów rozświetlających laną cienką strużką patokę; słodki i bogaty. Oblepiający wargi, przywierający do podniebienia, spływający do gardła. Taki, który chciałoby się zlizywać ze skóry ukochanej osoby, zmysłowo i powoli, długimi pociągnięciami języka.
Przesadzam, myślicie pewnie.
To posłuchajcie dalej.
Przesadzam, myślicie pewnie.
To posłuchajcie dalej.
poniedziałek, 28 maja 2012
M. Micallef Collection Vanille: Vanille Cuir i Vanille Marine
Kolekcja, o której pierwszej części chcę dziś opowiedzieć poświęcona jest różnym obliczom zapachu wanilii. Znaleźć w niej można ciemne, pomarszczone, tłustawe, jeszcze nie przefermentowane waniliowe strąki oraz kojarzący się kulinarnie, zmieszany z cukrem waniliowy proszek; wanilię jasną i puchatą a także wytrawną, miękką, drzewną, niemal żywiczną; wkomponowaną w akordy skóry, morską sól albo miękki orient. Tym, co prócz strąkokształtnej przyprawy spaja kolekcję są, tak na mój nos, nuty pudrowe, obecne bardziej lub mniej wyraźnie w każdym zapachu.
Waniliowa kolekcja M. Micallef składa się z czterech zapachów, dziś napiszę o dwóch.
Waniliowa kolekcja M. Micallef składa się z czterech zapachów, dziś napiszę o dwóch.
niedziela, 27 maja 2012
French Lover Frederic Malle
Czytając zamieszczone w sieci recenzje i opisy tego zapachu a nie znając go jeszcze miałam nadzieję na doznania tak sensualne, że aż seksualne, erotyczne, wyuzdane; w wyobraźni stworzyłam sobie perfumy sugestywne jak ich imię, jawnie bezwstydne, o niezwykłej, uwodzącej mocy.
czwartek, 24 maja 2012
Burqua SoOud
Z bohaterką dzisiejszej opowieści miałam problem od chwili, gdy dowiedziałam się o jej istnieniu. Z jednej strony zafascynował mnie skład i przypisane jej określenie "ciekłego kadzidła" z drugiej, zbulwersowało imię. Chciałam poznać ale NIE CHCIAŁAM by mi się perfumy te spodobały.
Dokładnie taki sam dylemat przeżywałam swego czasu przy okazji 1740 Marquis de Sade Histoires de Parfums. Ciekawił mnie zapach opisywany jako skórzano- ambrowy szypr ale wybrane dlań imię budziło wstręt i niechęć. Prawdziwą ulgę poczułam przetestowawszy, gdy okazało się, że te perfumy po prostu nie trafiają w mój gust. Podobną, a może nawet większą ulgę poczułam po wczorajszych testach, zbrodnicze, pełne przemocy a zakończone okrutnymi morderstwami orgie opisywane przez markiza bowiem były wytworami jego chorej wyobraźni tymczasem przedmiot, którego miano noszą perfumy o których dziś chcę pisać jest realnym i namacalnym narzędziem opresji, przemocy, mizoginii i nierówności. Symbolem świata, w którym jednej połowie społeczeństwa odbiera się twarze, podmiotowość i prawo do decydowania o sobie w imię kulturowo uwarunkowanego lęku drugiej połowy społeczeństwa.
Wiecie już o jakim zapachu mowa?
Dokładnie taki sam dylemat przeżywałam swego czasu przy okazji 1740 Marquis de Sade Histoires de Parfums. Ciekawił mnie zapach opisywany jako skórzano- ambrowy szypr ale wybrane dlań imię budziło wstręt i niechęć. Prawdziwą ulgę poczułam przetestowawszy, gdy okazało się, że te perfumy po prostu nie trafiają w mój gust. Podobną, a może nawet większą ulgę poczułam po wczorajszych testach, zbrodnicze, pełne przemocy a zakończone okrutnymi morderstwami orgie opisywane przez markiza bowiem były wytworami jego chorej wyobraźni tymczasem przedmiot, którego miano noszą perfumy o których dziś chcę pisać jest realnym i namacalnym narzędziem opresji, przemocy, mizoginii i nierówności. Symbolem świata, w którym jednej połowie społeczeństwa odbiera się twarze, podmiotowość i prawo do decydowania o sobie w imię kulturowo uwarunkowanego lęku drugiej połowy społeczeństwa.
Wiecie już o jakim zapachu mowa?
środa, 23 maja 2012
Olfactive Studio: Autoportret, Chamber Noir, Still Life
Dziś krótko a zwięźle o trzech "fotograficznych" kreacjach Olfactive Studio. Zamiast wstępu do pierwszej z nich wyjątek z literatury:
"Okrzyk przerażenia wyrwał się z ust malarza, gdy w niepewnym świetle ujrzał na
płótnie wstrętną twarz wykrzywioną uśmiechem. W wyrazie portretu było coś w najwyższym stopniu wstrętnego i ohydnego. Wielki Boże! Przecież to twarz Doriana Graya. Ten straszny jad, czymkolwiek on był, nie zdołał jeszcze zniszczyć doszczętnie jego cudnej piękności. Nieco złota świeciło jeszcze na rzednących włosach i trochę purpury zabarwiało zmysłowe wargi. Wypełzłe oczy wykazywały jeszcze ślad dawnego przeczystego błękitu, a wykwintne linie nosa i szyi nie zatraciły dotąd całej szlachetności. Tak, to był Dorian. Ale kto go tak wymalował?"
wtorek, 22 maja 2012
Ninfeo Mio Annick Goutal
Dziś będzie ekshibicjonistycznie, uprzedzam. A wszystko przez Justynę i ten wpis. I przez zapach. Zapach przywodzi mi na myśl miejsce, post Justyny daje pretekst do zboczenia w osobiste rejony.
Na początku wyznanie: nie lubię ludzi. Nie żebym pluła na ich widok lub czyniła z premedytacją złośliwości ale pracując z nimi po osiem, dziesięć godzin dziennie w bezpośrednim kontakcie i przy bardzo dużych nakładach emocjonalnych wieczorami mam po prostu dość i marzę tylko o spokoju, samotności i ciszy. Dlatego, gdy tylko pogoda pozwala, wsiadam na rower i uciekam na odludzia, do lasu, na łąki. Przedzieram się przez chaszcze, mokradła i piachy, jeżdżę po leśnych duktach szukając miejsc pięknych i pustych. A jak już znajdę kładę się na ziemi i gapię się w niebo nadsłuchując jak rośnie trawa. Albo zabieram się do lektury zabranej z domu książki. Odpoczywam, znikam, nie ma mnie.
Na początku wyznanie: nie lubię ludzi. Nie żebym pluła na ich widok lub czyniła z premedytacją złośliwości ale pracując z nimi po osiem, dziesięć godzin dziennie w bezpośrednim kontakcie i przy bardzo dużych nakładach emocjonalnych wieczorami mam po prostu dość i marzę tylko o spokoju, samotności i ciszy. Dlatego, gdy tylko pogoda pozwala, wsiadam na rower i uciekam na odludzia, do lasu, na łąki. Przedzieram się przez chaszcze, mokradła i piachy, jeżdżę po leśnych duktach szukając miejsc pięknych i pustych. A jak już znajdę kładę się na ziemi i gapię się w niebo nadsłuchując jak rośnie trawa. Albo zabieram się do lektury zabranej z domu książki. Odpoczywam, znikam, nie ma mnie.
poniedziałek, 21 maja 2012
L'Eau Guerriere Parfumerie Generale
Gęsta, parna, wilgotna cisza. Zamilkły rozgadane papugi, ucichły hałaśliwe małpy, szmer oddechu przyczajonego wśród gęstwiny, w błocie łowcy jaguarów zdaje się być rozgłośny, nieść się przez las. Wojownik wyrównuje, wycisza oddech, teraz jest prawie nieruchomy, zastyga w oczekiwaniu, może na ofiarę a może na wroga. Zapach rozbuchanej zieloności, rozgrzanej, mokrej i żyznej pokoleniami obumarłych roślin ziemi miesza się z słodkawym aromatem butwiejącego drewna, z wonią świeżego, męskiego potu, napięcia, emocji.
Sugestywna wizja, prawda? Choć drzemie w samym imieniu perfum, o których chcę pisać dla mnie są one zupełnie inną opowieścią.
piątek, 18 maja 2012
Fireside Intense Sonoma Scent Studio
"To jest dopiero Smok" napisała mi Aileenn o bohaterze dzisiejszej opowieści w komentarzu pod postem o dżinie z lampy. A dowiedziawszy się, że nie znam, swym zwyczajem, podesłała próbkę. I choć bardzo chciałam uciec od tego skojarzenia, choć bardzo chciałam wymyślić własne pozazapachowe odniesienie dla tych perfum muszę przyznać Aileenn rację: to ci smok. W żadnym innym pojęciu ogień nie splata się tak ze zwierzęcością, żaden inny symbol nie zawiera w sobie tylu marzeń, fantazji i grozy jednocześnie.
wtorek, 15 maja 2012
Full Incense Montale
"W czasie koncertu pop
pan Cogito rozmyśla
nad estetyką hałasu
sama idea owszem
pociągajaca
być bogiem
to znaczy ciskać gromy (..)"
Nigdy nie przemawiała do mnie dość powszechna na Wizażu i perfumeryjnych blogach metafora głosząca, że zapachy kadzidlane są jak muzyka metalowa. Może po prostu jej nie rozumiem lubię bowiem kadzidła jako grupę olfaktoryczną, lubię poznawać te zapachy, "przewąchiwać" je, niektóre także nosić; muzyka metalowa natomiast bezwarunkowo robi mi krzywdę w uszy. Jest dla mnie tym co pop dla pana Cogito, estetyką hałasu, krzykiem donośnym, nieuzasadnionym i bez treści.
Jakiś czas temu jednak, na pohybel moim przekonaniom, poznałam kadzidło, które doskonale wpasowuje się w estetykę metalu, taką, jaką ja ją postrzegam i jaką ona jest dla mnie.
Jakiś czas temu jednak, na pohybel moim przekonaniom, poznałam kadzidło, które doskonale wpasowuje się w estetykę metalu, taką, jaką ja ją postrzegam i jaką ona jest dla mnie.
poniedziałek, 14 maja 2012
Fou d'Absinthe L'Artisan Parfumeur
W środku wielkiego, ciemnego, jodłowego lasu, na polanie, stoi chatka na kurzej łapce. By tu trafić przebyć trzeba moczary i grzęzawiska, ziemia usuwa się tu spod nóg, stopy grzęzną w dymiącym błocie, meszki kąsając okrutnie lepią się do skóry i wpadają do oczu. Później przejść trzeba liściasty las, dziki i mroczny, jak sprzed grzechu pierworodnego, milczący, cichy, pełen kuszących, apetycznie czerwonych wilczych jagód i trujących kwiatów. Chatka ukryta pośród tego nieprzebytego tysiącletniego boru jest mała, zbudowana z drewnianych bali, kwadratowe okienka w czterech ścianach domku wyglądają na wszystkie strony świata, z komina unosi się smużka dymu.
sobota, 12 maja 2012
Padparadscha Satellite
Długo nie mogłam znaleźć pozazapachowego skojarzenia, odniesienia dla tego zapachu. Modlitwa, czytałam w recenzjach, kontemplacja, medytacja...
Kuszące, ale nie dla mnie. Tak na mój nos perfumy te nie mają w sobie nic z modlitewnej pokory, medytacyjnego wyciszenia, potrzeby przekroczenia siebie i kontaktu z czymś większym, potężniejszym, z Absolutem ani nawet z chęci rezygnacji z siebie, w własnego Ego. Nie ma też w tej woni rytmu inkantacji, pierwotnego lęku przed bóstwem, pochodzącej z głębi ciała trwogi przed magią i nieznanym, przed Tajemnicą, mroczną i niepojętą.
Kuszące, ale nie dla mnie. Tak na mój nos perfumy te nie mają w sobie nic z modlitewnej pokory, medytacyjnego wyciszenia, potrzeby przekroczenia siebie i kontaktu z czymś większym, potężniejszym, z Absolutem ani nawet z chęci rezygnacji z siebie, w własnego Ego. Nie ma też w tej woni rytmu inkantacji, pierwotnego lęku przed bóstwem, pochodzącej z głębi ciała trwogi przed magią i nieznanym, przed Tajemnicą, mroczną i niepojętą.
czwartek, 10 maja 2012
Ambre Fetiche Les Orientalistes Annick Goutal
Ktoś nie znający starokatalońskiego słuchając tej zadumanej, pięknej muzyki nie zgadłby chyba, że opowiada ona o strachu, zagładzie, zniszczeniu, płomieniach i ostatecznym sądzie. To jedna z wykonywanych przez La Capella Reial de Catalunya pod dyrygenturą Jordiego Savalla Pieśni Sybilli (El Cant de la Sibil.la), zaklętych w muzykę przepowiedni zaadoptowanej przez chrześcijaństwo wieszczki ze starożytnej Grecji.
Perfumeryjna bohaterka dzisiejszej opowieści w podobny sposób łączy w sobie silne emocje i wyciszenie, intensywność i głęboką zadumę, sacrum i profanum, miękkość i surowość, pogaństwo i chrześcijaństwo, sprawy ziemskie i boskie.
Ze specjalną dedykacją dla Miłego Gościa.
wtorek, 8 maja 2012
Siberian Snow D.S. & Durga
Zimno. Bardzo zimno. Mróz nie do wytrzymania. Wilgoć z wydychanego powietrza osadza się szadzią na brwiach i rzęsach, sprawia, że patrzymy na świat przez lodowe igiełki. Mróz wysusza usta, naskórek pęka boleśnie a drobne ranki pieką rozjątrzają się pod wpływem lodowatego wiatru.
Biało. Wszędzie biało. Od oślepiającej jasności aż bolą oczy, na lodowym pustkowiu niebo zlewa się w jedno z niebem, śnieg miarowo skrzypi pod nogami, z każdym krokiem zapadamy się głębiej w zaspy, każdy krok kosztuje coraz to więcej wysiłku.
Już niedaleko. Jeszcze trochę, jeszcze godzina, jeszcze kilometr, jeszcze kilka kroków przez zamarzniętą pustynię....
Jest!
poniedziałek, 7 maja 2012
Black Cashmere Donna Karan
Zdarzyło się Wam kiedyś kąpać ciepłą, bezksiężycową nocą w jeziorze gdzieś z dala od ludzi i świateł? Czerń roztarta między powiekami, spajająca wodę i niebo w milczącą, wszechogarniającą obecność; cisza dopełniona pluskiem wody, podmuchem wiatru w gałęziach drzew, piosenką świerszcza bądź głosem nocnego ptaka; odczucie dziwnej, osobnej samotności nawet jeśli obok jest ktoś bliski.
Od tej tej ciemności i tej ciszy cierpną zmysły tak, jak cierpnie skóra w kontakcie z chłodną wodą. Dreszcz od stóp i łydek wędruje w górę znacząc swoją trasę śladem gęsiej skórki, po udach, pośladkach, plecach, wzdłuż kręgosłupa, aż zamiera na karku, u nasady włosów gdy zanurzymy się w tą absolutną czerń, gdy pozwolimy jej nas wchłonąć.
Tak właśnie czułam się gdy po raz pierwszy powąchałam Czarny Kaszmir.
Od tej tej ciemności i tej ciszy cierpną zmysły tak, jak cierpnie skóra w kontakcie z chłodną wodą. Dreszcz od stóp i łydek wędruje w górę znacząc swoją trasę śladem gęsiej skórki, po udach, pośladkach, plecach, wzdłuż kręgosłupa, aż zamiera na karku, u nasady włosów gdy zanurzymy się w tą absolutną czerń, gdy pozwolimy jej nas wchłonąć.
Tak właśnie czułam się gdy po raz pierwszy powąchałam Czarny Kaszmir.
środa, 2 maja 2012
Giorgio Armani: [Czarna] Mania
Naszło mnie ostatnio na wspominanie. Na przywoływanie z pamięci zetlałych i nieaktualnych myśli, pociętych fragmentów wspomnień, dawnych emocji, przykurzonych obrazów, dźwięków, wrażeń, zapachów... Właśnie, zapachów. Pośród tych wszystkich, które utonęły gdzieś w rynkowym niebycie, które zostały wycofane, które zabrano ze sklepowych półek najbardziej brakuje mi Jej. Żadnego wycofania nie uważam też za podłość porównywalnej do tej, którą Jej uczyniono. Nie dość bowiem, że wycofano ją ze sprzedaży to jeszcze zastąpiono słodkim kwietuchem, który podszywa się pod nią nosząc Jej imię. Uczyniono to po cichu, bez komentarza, ostrzeżenia, udając, że nic się nie stało, że taka właśnie, kwiatowa, asekurancka i nijaka była od chwili narodzin. Nieprawda!
Subskrybuj:
Posty (Atom)