"To ja, Kasandra
A to jest moje miasto pod popiołem,
A to jest moja laska i wstążki prorockie,
A to jest moja głowa pełna wątpliwości".*
Gdy po raz pierwszy testowałam bohatera dzisiejszej opowieści zapach ten wydawał mi się przepełniony emocjami, pełen goryczy, złości, żalu, bólu, nabrzmiały od tragedii, tak sugestywny że niemal nienoszalny. Opowiadał mi historię córki króla Troi, Priama, która była niesłychanie piękna, tak bardzo, że zakochał się w niej sam Apollo. Królewska córka odrzuciła zaloty boga, bogowie zaś są mściwi. Otrzymała dar jasnowidzenia sam w sobie straszny i niszczący, a na mocy przekleństwa Apollina nikt nie wierzył w jej proroctwa i wizje. Świetnie wiedziała czym skończy się fascynacja Parysa, zatrzymanie Heleny, żony Menelaosa w Troi, widziała w swoich wizjach zagładę miasta, widziała rzeź, która spotka ich mieszkańców, widziała też jak dopełni się jej własny los. Ostrzegała, nikt jej nie słuchał. Wyśmiewano się z niej nazywając wariatką.
A teraz, w zapachu Aomassai, gdy jej proroctwa spełniły się, błąka się po ruinach tego wszystkiego co znała i kochała, słucha krzyków mordowanych, widzi obróconą w perzynę dostojność i bogactwo Troi, zwycięzców pijanych triumfem i zdobycznym winem, którzy wynoszą z ruin to, co się jeszcze ostało i toczą ze sobą boje o każdy okruch złota czy cenny przedmiot.
Oto córka Priama i Hekabe, księżniczka trojańska Kasandra.
Zapach Kasandry
Opowieść o Kasandrze była tak wyraźna i sugestywna, niemal namacalna, że całkiem zawładnęła moją wyobraźnią. A że według Heinricha i Heleny Schliemanów oraz ich następców Troja nie znajdowała się w Afryce a w Azji Mniejszej w kompozycji Pierra Guillaume nie czułam aromatów i klimatu Czarnego Lądu ani zapachowych nawiązań do sztuki ludów plemiennych, ani egzotycznych rytmów tubylczej muzyki.
Dopiero moje drugie spotkanie z Aomassai sprawiło, że doszłam do przekonania, że coś może być na rzeczy. Zapach jest gorący i słodki. Bardzo słodki, niemal ulepny, otwiera się wonią mocno palonego, gęstego i ciągliwego karmelu, scukrzoną lukrecją zmieszaną z żywicami. Zdaje się że karmel zbyt długo pozostawał nad żywym płomieniem z palonego, suchego drewna bo ciemnieje jeszcze bardziej, bulgoce niechętnie ciężkimi powietrznymi bąblami, syczy od gorąca, pali się i gorzknieje. Ta gorycz zbyt długo palonego cukru pomieszana z intensywną gorzkością drzewnych żywic,dymem i palonym, suchym drewnem oraz wonią rozgrzanych kamieni ratuje Aomassai przed ulepną dosłownością.
Bo słodycz Aomassai to słodycz popiołu, słodycz ziemi, którą szalona od zachłannej miłości jadła Rebeka Buendia, słodycz klęski, ostatecznej, nieodwołalnej, po której nie ma już nic, sprawdzonych najgorszych przewidywań, którym nikt nie wierzył. Słodycz Aomassai jest gorzka,pełna dymu, gorąca od ognia, upału, wyschnięta jak spękane od gorączki wargi.
Po tym dramatycznym, pełnym emocji początku zapach nieruchomieje.
Nie mam na myśli tego, że kompozycja przestaje się rozwijać, przeciwnie, na gorzki, spalony karmel i popiół z wygasłego ogniska ktoś rzucił bowiem garść egzotycznych, pylistych przypraw, suchych, szorstkich, piekących. Ich temperatura, zapachowa jaskrawość sprawia, że olfaktoryczny obraz nieruchomieje. Jest jak powietrze podczas upału, bardzo przejrzyste, zamarłe, statyczne. Zapach przyczaja się przy skórze, wciąż silnie słodko- gorzki, podbity orzechową tłustością, gorący i zimny jednocześnie, wystudzony jasnym olibanum; jest jak popiół zmieszany z sypkim, białym śniegiem, jak niebezpieczeństwo i zagrożenie, które niespodziewanie łasi się do ręki a futro ma miękkie i chętne pieszczotom.
Po tym dramatycznym, pełnym emocji początku zapach nieruchomieje.
Nie mam na myśli tego, że kompozycja przestaje się rozwijać, przeciwnie, na gorzki, spalony karmel i popiół z wygasłego ogniska ktoś rzucił bowiem garść egzotycznych, pylistych przypraw, suchych, szorstkich, piekących. Ich temperatura, zapachowa jaskrawość sprawia, że olfaktoryczny obraz nieruchomieje. Jest jak powietrze podczas upału, bardzo przejrzyste, zamarłe, statyczne. Zapach przyczaja się przy skórze, wciąż silnie słodko- gorzki, podbity orzechową tłustością, gorący i zimny jednocześnie, wystudzony jasnym olibanum; jest jak popiół zmieszany z sypkim, białym śniegiem, jak niebezpieczeństwo i zagrożenie, które niespodziewanie łasi się do ręki a futro ma miękkie i chętne pieszczotom.
U samego zmierzchu zapachu do kompozycji dymnie wpełza zapach drewna Wenge, ciemnego, słodkawego, spękanego od gorąca. Wenge wycisza intensywną jaskrawość przypraw, rozrzedza i słodycz i gorycz zapachu nie odbierając mu jednak woni morderczej suszy, popiołu i spalenizny. Gdzieś w samej podstawie pojawia się ziemisty, orzeźwiający wetiwer a ja znów jestem w ruinach Troi, z daleka widzę przyodzianą w czerń kobiecą postać. Za chwilę Grecy zabiją jej jedynego syna a ona sama zostanie zgwałcona, pozbawiona wolności, wywieziona z ojczyzny jako ulubiona branka Agamemnona, dowódcy greckich wojsk.
Już nie płacze, nie rozpacza, nie załamuje rąk.
Trwa.
*Wykorzystałam fragment wiersza Wisławy Szymborskiej Monolog dla Kasandry
Ilustracja pierwsza, popiersie Kasandry, pochodzi z http://www.greekmyths-greekmythology.com/the-myth-of-cassandra/
Ilustracja druga i trzecia to zdjęcia Gregory Colberta. Więcej można zobaczyć tu: http://loveisspeed.blogspot.com/2011/05/art-of-photography-by-gregory.html
Ilustracja pierwsza, popiersie Kasandry, pochodzi z http://www.greekmyths-greekmythology.com/the-myth-of-cassandra/
Ilustracja druga i trzecia to zdjęcia Gregory Colberta. Więcej można zobaczyć tu: http://loveisspeed.blogspot.com/2011/05/art-of-photography-by-gregory.html
Opis mnie poruszył. Teraz czekam na swoją porcję Aomassai z jeszcze większą ciekawością.
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam :)
Mam nadzieję, że zapach Cię poruszy, w taki pozytywny sposób rzecz jasna. Dziękuję za miłe słowa i również pozdrawiam
Usuń