piątek, 9 marca 2012

Qessence Missala

Horror vacui czyli lęk przed próżnią to tendencja w sztuce- malarstwie, rzeźbie, architekturze, ba, nawet w muzyce, polegająca na pokrywaniu, zdobieniu, dekorowaniu całej przestrzeni dzieła bez pozostawiania pustego tła. Obecna jest w wielu kręgach kulturowych, między innymi w sztuce subkontynentu indyjskiego, Indian, Celtów, Rzymian a także w islamskich arabeskach, niektórych średniowiecznych miniaturach, baroku oraz w niektórych prądach sztuki współczesnej.




Ostatnie perfumeryjne testy przekonały mnie, że pustki lękają się także niektórzy kreatorzy perfum. I to wcale nie pochodzący z gdzieś z tajemniczego Wschodu a zaskakująco bliscy i znajomi oraz wcale nie zagrzebani w pomrokach dziejów, pachnidło, o którym mowa miało swą premierę zaledwie kilka miesięcy temu.


Horror Vacui.



Perfumy Qessence Quality Missala to, tak na mój nos, wynik zapachowego zderzenia czołowego Bliskiego Wschodu i europejskiego baroku. Zderzenia pełnego impetu, które doprowadziło do zlania się różnorodnych wątków, kultur i tropów zapachowych w pachnidło o zadziwiająco spójnej strukturze. Qessence to perfumy zbytkowne, pełne przepychu, bogactwa i nieumiarkowania. I namiętności, napięcia, pasji, jak barokowa wenecka opera. Przy całym swoim ciężarze wynikającym ze ścisłego upakowania nut Quessence nie tracą jednak przestrzenności i głębi.




Otwarcie jest chropowate, gorzkawe, zielone i pełne witalnej mocy. Kojarzy mi się z zachłannością szybko rosnącej, łakomej słońca trawy. Rosnące jedno przy drugim strzeliste źdźbła celują prosto w niebo trąc się o siebie, rozpychając korzeniami, konkurując i tocząc niewidoczne a śmiertelne boje o każdą kroplę wody, o milimetry wolnej przestrzeni. Źdźbła Qessence nie są jednak jasne seledynowością młodej trawy, ich zieleń jest nasycona, ciemna, gęsta od roślinnych soków. Nakarmiwszy się powietrzem, światłem, wodą i ciepłotą ciała zieloność zapachu zakwita nagle, rozbłyska ciemnym szkarłatem pachnącej róży po czym zaraz więdnie, obumiera i znika tak, jakby wydanie na świat kwiatu było jedynym i ostatecznym celem zielonego życia. Gęstemu, aksamitnemu zapachowi róży towarzyszą przyprawy z arabskiego suuku: gorzki, histerycznie żółty szafran, pylisty cynamon, tłuczone w moździerzu ziarna kolendry zalane cytrusowym olejkiem. Przyprawy podnoszą temperaturę kompozycji i jednocześnie wyostrzają kontury różanego aromatu, dodają mu miękkości, ciężaru i lepkości.



W wypełnioną, zdawałoby się, już ściśle przestrzeń zapachu wsączać się poczynają kolejne kwiatowe nuty. Duszne, samo w sobie klaustrofobiczne ylang- ylang, świetlisty jaśmin, pudrowy, wyniosły irys o kruchych płatkach sprawiają, że faktura zapachu przypominać poczyna adamaszek utkany tak gęsto, że trudno jest go zmoczyć, woda bowiem nie wsiąka w materiał a spływa po ścisłym splocie i osiada na nim okrągłymi kroplami. Trudno jest teraz oddychać Qessence, zapach przygniata ciężarem piersi, zaczerpnięcie każdego haustu powietrza przypomina branie wdechu z ustami i nosem zakrytymi grubą tkaniną. 
Po jakimś czasie jednak zapach wytraca kwiatową kakofoniczną intensywność, matowieje i cichnie. Myślę sobie, że to oud nakrywa swoją oleistością inne nuty, tłumi i wycisza, dodaje głębi ale i mroku. Nie czuję go bezpośrednio ale atmosfera zapachu zmienia się wręcz spektakularnie, ociepla się jeszcze bardziej od kremowego elemi, żywicznieje, rozpływa się i nie tracąc na gęstości staje się bardziej przyjazna ciału i płucom. Znika wygrzana oddechem i wysiłkiem mięśni duszność, zapach poczyna przypominać kwiatowy szypr na drewnem sandałowym, z pulsującym, różanym sercem w ścisłym oplocie jasnego, niepalonego olibanum wtulonym w mszystą, nieco wilgotną bazę u podstawy przydymioną nieziemistym wetiwerem i inkrustowana precyzyjnie bogactwem składników, które mojemu nosowi niepoznane po prostu są i zdobią.




Aż do ostatniego oddechu Qessence jest kompozycją przebogatą, pełną jubilerskiej niemal misterności, inkrustacji, pasaży, ozdobników a jednocześnie spójną dzięki dominującej różanej nucie i bardzo, bardzo gęstą.  Pachnidło to najbardziej moje jest w samym otwarciu i u samego zmierzchu, gdyby składało się tylko ze swego pierwszego i ostatniego wdechu zakochałabym się z nim bez pamięci. Z racji jednak na to, że pomiędzy pierwszym a ostatnim oddechem Qessence mija wiele, wiele godzin a zapach przechodzi rozliczne transformacje i wiele masek przywdziewa obcując z nim mam wrażenie przepychu i luksusowości wypełniającej lęk przed próżnią.
A ja się pustki nie boję.






Ilustracja pierwsza przedstawia mihrab z Midrasa Imami, Iran 1354 rok. Pożyczona z wspaniałego bloga http://whoawaitwhat-witlee28.blogspot.com
 Ilustracja druga to plafon z kościoła św. Ignacego w Rzymie, Andrea del Pozzo, 1694. Więcej sztuki baroku obejrzeć można na http://www.historiasztuki.com.pl/001_KANON_BAR_MAL1.html
Ilustracja trzecia to islamski ornament roślinny z Alhambry http://pl.123rf.com/photo_1898228_islamski-maurow-sztuka-alhambra-granada.html
Ilustracja czwarta lepiej oddawałaby by Qessence gdyby autor obrazu, Edward Dwurnik zdecydował się namalować zamiast róż żółtych- pąsowe. Obraz Żółte Róże namalowany został 1998 roku.

6 komentarzy:

  1. Ha, to mamy zupełnie podobne odczucia; mnie Qessence 'zamordował' swoją 'zawiesistością' ^^
    Po pierwszym teście jakoś nie mam ochoty na kolejne...
    A arabeskami mogę pozachwycać się przez chwilę, ale gdybym miała na co dzień przebywać w tak urządzonych wnętrzach, ujmując rzecz brutalnie, chyba szału bym dostała ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O zapachu takim jak Qessence można chyba nie mijając się z prawdą powiedzieć, że ma swój ciężar gatunkowy. Niemniej mnie się te perfumy naprawdę podobają, testowałam z ogromną przyjemnością i pewnie wrócę do tego zapachu ale, brutalnie mówiąc, gdybym miała nosić go codziennie, chybabym szału dostała :)
      Z arabeskami i arabskim designem mam z resztą tak samo.

      Usuń
  2. "zapach poczyna przypominać kwiatowy szypr na drewnem sandałowym, z pulsującym, różanym sercem w ścisłym oplocie jasnego, niepalonego olibanum wtulonym w mszystą, nieco wilgotną bazę u podstawy przydymioną nieziemistym wetiwerem i inkrustowana precyzyjnie bogactwem składników, które mojemu nosowi niepoznane po prostu są i zdobią."

    Lepiej bym tego nie opisała ( choć próbowałam :D) a na mnie ten zapach jest taki od początku- klasyczny, różany szypr z dodatkami. I nawet go lubię nie wierzga i nie przytłacza. Jest wyrazisty i elegancki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Polu, zawstydzasz mnie. Zdanie, które zacytowałaś przepuściłam przez autocenzurę z dużymi oporami przekracza bowiem granice składniowej i gramatycznej ekwilibrystyki a także, nie ukrywajmy, grafomanii.
      Ale jakaś część mnie czuje, że w wypadu Qessence trochę grafomanii i językowej akrobatyki nie razi, taki bowiem jest sam ten zapach.

      Żałuję, że na mojej skórze Qessence nie chce być klasycznym szyprem. Albo choćby klasycyzującym.
      Ale zgadzam się z Tobą, to zapach wyrazisty i elegancki- i też go lubię.

      Usuń
  3. Hmm.. tyle osób "wypomina" flagowej chlubie Missalów przesadne bogactwo, że aż zaczęła mnie gnębić własna ignorancja w jego dziedzinie. ;) Na szczęście już wkrótce poznam się z Qessence (mam nadzieję). Bo już nie mogę się doczekać. Wszak horror vacui to często lepiej niż zagon kocimiętki pod oknem! :lol:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza dla Wiedźmy, która za zapachami ascetycznymi, transparentnymi i utrzymanymi w minimalistycznej manierze, powiedzmy delikatnie, nie przepada :)
      Bardzo jestem ciekawa Twoich wrażeń i recenzji Qessence, będę wypatrywała jej niecierpliwie na Twoim blogu.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...