Nic zatem dziwnego, że do testu zapachu, który będzie bohaterem dzisiejszej opowieści zabierałam się jak przysłowiowy pies do jeża. Inne perfumy jego producenta, paryskiej firmy Panouge, który sygnuje swoje perfumy "Isabey" były jedną z moich największych aromatycznych traum.
Fleur Nocturne. Sama nazwa sprawia, że robi mi się dziwnie w okolicach żołądka. Nie wiem co takiego jest w tych perfumach, że moje ciało zareagowało na nie taką niechęcią. Nuty są białokwiatowe i niewinne zapach zaś mdlący, słodki, oleisty na najgorszy z możliwych sposobów a jednocześnie wżerający się w skórę i wywracający błonę śluzową organów wewnętrznych na drugą stronę. Moja przygoda z tym pachnidłem skończyła się na jednokrotnym naciśnięciu atomizera, nieudanej próbie powstrzymania odruchu womitalnego i długiej wizycie w łazience spędzonej na szorowaniu skropionego perfumami nadgarstka.
Bałam się, że pachnidło, o którym chcę pisać podobne będzie do Fleur Nocturne, do testu przystąpiłam więc z ostrożonością podobną do tej z jaką testowałabym na własnej skórze broń chemiczną.
Arcydelikatnie nacisnęłam atomizer, tak, zapach okazał się być podobny. Ale na moje szczęście do czegoś zupełnie niż Fleur Nocturne innego.
Mocarna ażurowość.
Kartagińska Ambra to perfumy bardzo, BARDZO podobne do Scent Intense CoSTUME NATIONAL, zapachu, o którym już pisałam, o tutaj. Pierwszy oddech L'Ambre de Carthage zrodził w mojej głowie myśl, że mam odczynienia z perfumeryjnymi bliźniętami i dopiero testy porównawcze obu pachnideł na dwóch nadgarstkach unaoczniły mi różnice między nimi na tyle wyraźnie, bym mogła popróbować o nich pisać.
Aby formalnościom stało się zadość należałoby, w ramach wstępu, rozstrzygnąć, który zapach powstał jako pierwszy. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że L'Ambre de Carthage narodził się dużo, dużo wcześniej niż samo CoSTUME NATIONAL, o jego wonnych dzieciach już nawet nie wspominając. Na forum Basenotes wyczytałam, że Isabey to firma powstała w 1920 roku, jej butik na 20 rue de la Paix odwiedzali najbardziej szykowni paryżanie by zaopatrzyć się w przywodzące na myśl dalekie podróże i egzotyczne materiały wonności. Od 1924 roku mogli tam zakupić L'Ambre Carthage, zapach przeznaczony dla mężczyzn. Pojęcia nie mam na ile współczesne, dopiero co wypuszczone na rynek wcielenie L'Ambre de Carthage wierne jest swemu pierwowzorowi sprzed dziewięćdziesięciu bez mała lat niemniej przypuszczać mogę, że jeśli chodzi o kompozycję to Isabey należy się palma pierwszeństwa i nowatorstwa.
Kartagińska Ambra to zapach tak pełen wewnętrznego napięcia i skomasowanej energii jak Scent Intense pełen jest melancholii i zadumy. Otwarcie obu pachnideł jest nieomalże takie same- wytrawna, nieco słona ambra doprawiona jaśminową herbatą. Po chwili jednak okazuje się, że perfumy Isabey nieco inaczej złożone a składniki, których użyto także nie są identyczne. Ambra w L'Ambre de Carthage wydaje się być gęstsza, bardziej zmysłowa, ciężka i lepka a jaśminowa herbata nie jest zielonkawym płynem w filiżance jak to w Scent Intense a raczej zwiniętymi srebrnymi listkami przesypanymi suchymi płatkami kwiatów. Kilka oddechów później okazuje się, że ambrze zanurzone są grudki czystkowej żywicy, balsamicznej, nieco skórzastej wykończonej gorzką bergamotką. Kontury zapachu są ostre, zarysowane mocną kreską, nie ma tu scentowej dymności i niedookreśloności, nie ma cierpkości hibiskusa i smutku wiatru. Są za to kwiaty ostrokrzewu, pojawiające się nieśpiesznie w kolejnym akordzie tak, jakby własnie rozwijały się ze stulonych pąków. Kompozycja łącząca w sobie harmonijnie kruchość dopiero co rozkwitłych kwiatów i gęstą potoczystość ambry zdaje się być jednocześnie delikatna, strzelista i smukła i pełna siły, spójna, gładka.
Baza pojawia się powoli. Grudki niepalonego kadzidła i ziemista, ciemna paczula drżąc z napięcia wplatają się w woń chropowatego i pełnego drzazg drewna sandałowego wygrzanego przewijającą się przez całą kompozycję, tytułową ambrą. Gdzieś u samego zmierzchu, gdy zapach staje się już przyskórnym i cichym towarzyszem zdaje się nabierać nieco orientalnego charakteru, wysładza się odrobinę i ociepla wytracając ażurowość i przestrzenność na rzecz miękkości w temperaturze ludzkiego ciała.
L'Ambre de Carthage od pierwszej do ostatniej niemal nuty podobny jest do Scent Intense ale czuć, że kompozycja ta stworzona została przy użyciu szlachetniejszych, staranniej dobranych składników, jest też dokładniej wcyzelowana, wszystko w niej pasuje do siebie jakby bardziej, składniki spojone zręczną dłonią twórcy zapachu i wzajemną miłością harmonijniej grają ze sobą dając kompozycji potężną trwałość i moc.
Informacje na temat Isabey zaczerpnęłam z http://www.basenotes.net/threads/289408-New-Fragrance-Isabey-L%E2%80%99Ambre-de-Carthage-Pour-Homme
Ilustracja pierwsza pochodzi z http://www.cafleurebon.com/new-fragrance-review-isabey-lambre-de-carthage-the-third-reconstruction/isabey-poster/
Druga zaś, happening Acrobats on Empire State Building pożyczyłam z http://www.allposters.pl/-sp/Acrobats-on-the-Empire-State-Building-plakaty_i325295_.htm
Hm.. Naprawdę jest tyle podobieństw do Scent Intense? Bo na Ambrę Kartagińską zdążyłam już porządnie się napalić. I nie, żebym SI nie lubiła, ale coś nie potrafię jej zrozumieć. Więc teraz sama nie wiem...
OdpowiedzUsuńTak na mój nos podobieństwo jest duże, Kartagińska Ambra jest zapachem pełnym napięcia, którego nie znajduję w Scent, różnią się czymś co z braku lepszego słowa nazwę atmosferą zapachu, rozumiesz, pachną bardzo podobnie ale inne emocje i myśli wywołują, inne skojarzenia.
UsuńAle tak jest dla mojego nosa i na mojej skórze. Może Ty odbierzesz ten zapach zupełnie inaczej, o lata świetlne różny będzie dla Ciebie od Pefum CoSTUME NATIONAL.