poniedziałek, 14 maja 2012

Fou d'Absinthe L'Artisan Parfumeur

W środku wielkiego, ciemnego, jodłowego lasu, na polanie, stoi chatka na kurzej łapce. By tu trafić przebyć trzeba moczary i grzęzawiska, ziemia usuwa się tu spod nóg, stopy grzęzną w dymiącym błocie, meszki kąsając okrutnie lepią się do skóry i wpadają do oczu. Później przejść trzeba liściasty las, dziki i mroczny, jak sprzed grzechu pierworodnego, milczący, cichy, pełen kuszących, apetycznie czerwonych wilczych jagód  i trujących kwiatów. Chatka ukryta pośród tego nieprzebytego tysiącletniego boru jest mała, zbudowana z drewnianych bali, kwadratowe okienka w czterech ścianach domku wyglądają na wszystkie strony świata, z komina unosi się smużka dymu.


Chatka czarownicy.





Gdybyśmy cichutko zakradli się do domku pod nieobecność właścicielki już od progu wionąłby na nas orzeźwiający, soczysty aromat świeżych, dopiero co obrywanych garściami z krzaka liści czarnej porzeczki. Żywozielone, broczące sokiem rwane razem z gałązkami, zdartą korą i niedojrzałymi, miażdżonymi w nieuważnych palcach owcami suszą się razem z mocą gorzkich ziół. Ich pęki przywieszone są do powały we wszystkich czterech kątach, inne, wciąż jeszcze świeże, zaścielają grubym kobiercem wielki, zajmujący środek pokoju stół, ich aromat miesza się z żywicznym, sosnowym zapachem drewnianych ścian chatki i leśnym powietrzem. 


W jednym rogu stoi wielki sagan jakiejś alkoholowej, ziołowej nalewki, uwarzonej niedawno przez gospodynię, ale już wystygłej, wręcz zimnej. Może jest to lekarstwo a może trucizna, lepiej nie próbuj jeśli Ci życie miłe.
Jeśli wciągniemy powietrze głęboko poczujemy nutkę paczulowej wilgoci, ziemistości oraz aromat zastałych w powietrzu, jakby matowych, przytłumionych przypraw: zetlałego imbirowego proszku, otartej gałki muszkatołowej, zwietrzałych goździków, gwiaździstego anyżu.
 U zmierzchu zapach ociepla się paczulowo, ziemiście, pachnie kurzem dawno nie wietrzonego pokoju, miesza się z dymną, kadzidlaną smużką płonącego w palenisku drewna i żywicznymi woniami lasu.



A teraz chodźmy już. Nie chcemy przecież spotkać się z właścicielką chatynki. Na piecu dymi alembik z jakąś jadowicie zieloną miksturą a palenisko pieca jest wielkie, bez trudu można upiec w nim kogoś takiego jak Ty czy ja.
A gospodyni -czarownica nie lubi nieproszonych gości.




Ilustracja pierwsza to digart autorstwa kuba7, znaleźć go można tu: http://www.digart.pl/praca/4151188/Chatka_czarownicy.html
Ilustrację drugą znalazłam na blogu: http://blogs.smithsonianmag.com

7 komentarzy:

  1. Rybko , powtórzę po raz kolejny - pięknie piszesz :)
    Mnie Twój opis jednak bardziej przypomina Smoka albo Habanitę - Absynt artisanowy jest owszem ziołowy , ale chłodny i elegancki , nie czuję w nim chatki czarownicy , to raczej stara , ciemna apteka z drewnianym kontuarem i szafami , gdzie za ladą stoi , siwy , wysuszony wiekiem ale wciąż prosto się trzymający aptekarz z pince-nez na nosie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaiste, wielce zachęcająco to wszystko brzmi i jeżeli Absynt na Tobie tak się układa, to musi być pięknym zapachem. Na mnie, niestety, wychodzi coś w rodzaju staroświeckiej wody kolońskiej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezależnie od tego, czy to będzie chatka czarownicy-zielarki w sercu lasu, czy stara apteka - Fou d'Absinthe muszę spróbować!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale ten aptekarz właśnie staroświecką wodą kolońską pachnie :))) oczywiście stojąc w aptece cały czas :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Parabelko, podoba mi się Twoja wizja ale z jednym zastrzeżeniem: ów aptekarz musiałby pod ladą mieć falchę ziołowego likworu, wytrawnego i potężnego alkoholową mocą i krzepić się porządnym z niej łykiem od czasu do czasu.
    Pocałunek Smoka ani Habanita zaś lesistych wizji nie wywołują choć pewnie skoro pchnęłaś moją wyobraźnię w tym kierunku to jakieś skojarzenie się narodzi:)
    I dziękuję za dobre słowo.

    Akiyo, woda kolońska wychodziła uparcie na jednym z moich Ex, z którym używałam flakon na spółkę. Właściwie kupiłam go dla Niego, w prezencie ale że na mnie Absynt pachniał znacznie piękniej to cóż...
    I tak mężczyzna poszedł precz a zapach został :)

    Aileeen życzę Ci by na Tobie to była apteka bądź chatka wiedźmy.
    Nie woda kolońska, nawet złożona z aptekarzem, jak pisze Parabelka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rybko , ależ oczywiście , czy w porządnej staroświeckiej aptece , gdzie jest nuuuudno i nic się nie dziej ( na pozór ;) ) mogłoby zabraknąc porządnej flachy :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po tym komentarzu zupełnie innym okiem popatrzyłam na aptekarską część mojej Rodziny :)
      Ale zapach pasuje, co prawda to prawda!

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...