Kadzidlany palimpsest
Choć wtulając nos w nadgarstek skropiony mb03 mam postmodernistycznie głęboką pewność, że to już było nie umiem powiedzieć do jakiego pachnidła najbardziej zapach ten jest podobny. Otwarcie przypomina nieco niedawno przywoływanego Kardynała pozbawionego zimnych, białych aldehydów. Kadzidło frankońskie, drobne, żywiczne grudki u Marka Buxtona są ciepłe, jakby dopiero co ktoś trzymał je w dłoniach i rozgrzewał dotykiem. Temperatura ciała podkreśla tą część wonnego widma żywicy olibanum, która jest ostra i kwaśna jednocześnie.
mb03 przypomina też jednocześnie Avignon choć nie ma w nim tak ascetycznej surowości, strzelistości i majestatu gotyckiej architektury. Bardziej niż katedrę mb03 przywodzi na myśl cysterskie skryptorium, takie jakim opisał je Eco w Imieniu Róży, upalnym latem a zimnym zimą miejscem istnych tortur dla pracujących w nim mnichów:
"...wiem, ile cierpień kosztuje pisarza, rubrykatora i badacza trwanie przy stole przez długie godziny zimowe,kiedy sztywnieją zaciśnięte na piórze palce (a przecież nawet przy temperaturze normalnej po siedmiu godzinach pisania palce ogarnia straszliwy skurcz mnisi i kciuk boli,jakby był miażdżony). Wyjaśnia to, czemu często na marginesach manuskryptów znajdujemy zdania pozostawione przez pisarza, by dać świadectwo cierpieniu (lub zniecierpliwieniu), owe „Dzięki Bogu wkrótce będzie ciemno” albo „Och, gdybym miał kielich wina!”, albo „Dzisiaj zimno, światło marne, welin włochaty, coś jest nie tak.” Jak powiada starożytne przysłowie, trzy palce trzymają pióro, ale pracuje całe ciało. I całe boli."
mb03 od tego bólu aż matowieje, z klasztornej apteki dobiega nikły zapach alkoholowej, rumiankowej nalewki ale nie ukoi ona cierpień ciała tak jak smużka palonego olibanum z klasztornego kościoła nie ulży cierpieniom duszy.
Pracujący nad pergaminem mnich cierpliwie i ostrożnie wywabia już uwiecznione na nim znaki i zapisuje go na nowo. Uparty tekst jednak wciąż wybija na palimpseście, nie daje się usunąć zbyt łatwo z piśmiennego materiału ani z pamięci. Mamy więc piwniczną paczulę z Avignon, chłodną jak kamienna posadzka pod stopami, śliską, woskową. Mamy nadpalone drewno, popiół i dym z ogniska przysypany garścią szorstkiego, ziarnistego pieprzu z Gucci pour Homme albo z Comme des Garcons 2 Man, pachnidła, które także jest dziełem Baxtona.
Zmierzch mb03 jest jednak balsamiczny, miękki, jedwabisty, niemal zmysłowy. Kadzidlana surowość wsiąka w pergamin pozostawiając tylko powidok, chłodną przenikliwość. Drzewno- piżmowy, ciepły kaszmeran splata się z ostrym początkowo, dymnym labdanum które w tych czułych objęciach łagodnieje, matowieje, traci buńczuczność oraz tupet i rozpływa się w końcu w dymnym, słodkawym po ambrowemu obłoku.
Przytoczony cytat pochodzi z Imienia Róży Umberto Eco w tłumaczeniu Adama Szymanowskiego.
Zdjęcie pierwsze, krużganego w opactwie Fontenay pochodzi z moich archiwów
Ilustrację drugą pożyczyłam z http://www.szkolaczytania.org.pl/news/miedzy-regalami, drugą zaś z http://archimedespalimpsest.org/about/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz