poniedziałek, 23 lipca 2012

Parfum d'Empire Aziyade

Współczesny nam kanon piękna wysoko ceni ludzką szczupłość. Smukłość jest elementem piękna u obu płci, dla kobiet wymóg ten posuwa się czasem do karykaturalnej absurdalności, pięknem ogłaszane jest skrajne wychudzenie, ciało zniekształcone, słabe, chore. Trochę dystansu wobec dyktatury rozmiaru XS, totalitarnego systemu rozmiarów, BMI i anorektyczno- bulimicznych, obowiązkowych skryptów myślenia pozwala zdobyć świadomość, że kanon piękna jest czymś względnym i kulturowo uwarunkowanym. Współcześnie uznawana za niedościgle urodziwą modelka z wybiegu kilkaset lat temu mogłaby wzbudzić wstręt lub być postrzegana jako istota bezpłciowa, nie-kobieta, ktoś, kto budzi raczej współczucie lub pogardę a nie pożądanie i podziw.




Zapraszam w podróż poprzez czas do epoki kobiecości pełnej, krągłej i dojrzałej, do szerokobiodrych, zmysłowych odalisek zatrzymujących dech w piersi Petera Paula Rubensa.  

Obfite piersi, pełne biodra.

Aziyade to nie perfumy, to bardziej eliksir, olejek przesycony egzotycznymi, tajemniczymi aromatami; afrodyzjak, spotęgowany i wzmocniony zapach kobiecego ciała.
Otwarcie niemal uderza w nos bogactwem świeżego owocu granatu i ulepnych, suszonych daktyli. Zapach, gęsty, lepki jak likier i tak słodki, że ślinianki niezależnie od woli podejmują pracę jak u tych psów Pawłowa, jest jadalny, pełen drobnych, brązowych, porno graficznie pomarszczonych rodzynek, świeżego cynamonu przesypanego szczypną curry. Zmysłowy, kuszący, kojarzy się nie tylko z rozkoszami stołu. Jest jak gorące, wonne powietrze tureckiej łaźni, kłębista para, z której powoli wyłania się Ona, Aziyade.




Ku mojemu zaskoczeniu najulubieńsza nałożnica sułtana nie jest młodziutką, sarniooką, smukłą pięknością, filigranową, zalęknioną i kruchą. Aziyade to Kobieta, dojrzała, dorodna, tłusta.
Nie, pisząc tłusta nie mam na myśli brzydka, nieatrakcyjna, zaniedbana, niezgrabna, ciężka. Aziyade jest piękna i świadoma swego piękna, jej ruchy są lekkie i pełne wdzięku a rubensowskie ciało aż kipi od erotyzmu. Jest wcieleniem zmysłowości i radości życia, wschodnią Wenus, która zastąpiła na ziemię by dawać szczęście godne nieśmiertelnych śmiertelnikowi.

Myślę sobie, że jeśli nie odnajdujecie piękna i erotyzmu w krągłej rubensowskiej ultrakobiecości, Aziyade udusi Was w gęstej, estrogenowej parze, zmęczy i przytłoczy ciężarem swojego obfitego ciała. Pachnidło to bowiem jest ostentacyjnie wręcz cieliste, a wszystko za sprawą kuminu, gorącego, skórzastego, spoconego, który pojawia się zaraz po otwarciu.
Suchy, kadzidlany szelest tonie w gęstej wilgoci pachnidła, chłodna od imbirowego soku ludzka skóra paruje w zetknięciu z gorącym powietrzem łaźni. Wonna, słodka para skrapla się na ciele, spływa strużką między dużymi, kształtnymi piersiami, spływa po okrągłym, wypukłym brzuchu, zbiera się w głębokim pępku. Ciemne, skórzaste labdanum ledwo tylko dotknięte waniliową słodyczą sprawia, że zmierzch zapachu jest niemal wytrawny. Skóra odaliski, namaszczana aromatycznymi olejkami aż lśni, Aziyade sięgając po garść tłustych migadałów uśmiecha się kusząco ale i radośnie, świadoma swego uroku i wdzięku. Przeglądająca się w lustrze Wenus to studium uśmiechu, delikatnego, kuszącego, pełnego tajemnic. Jej naturalny zapach jest aż gęsty od piżmowych feromonów, w gorączce łaźni pot lśni jej w fałdach ciała, kuminowy zapach aż dławi, budzi pożądanie ale i czułość.
Aziyade to zapach bogaty, ostentacyjnie pyszny, niemal przeładowany. W całej swej wschodniej strojności jednak perfumy nie tracą harmonijności, nie osuwają się w pstrokaciznę i kakofonię. Jest jak malarstwo Rubensa, swobodnie zmysłowe. Opowiada o pięknie pozbawionym ukrytych znaczeń, radosnym w swym istnieniu i przejawach.



Ilustracja pierwsza to praca Jacka Witczyńskiego Odaliska. Galerię artysty można znaleźć tutaj: http://variart.org/galeria/1932-jawit.html
Ilustracja druga to obraz Peter Paul Rubens, Zuzanna i Starcy, wersja malowana na przełomie lat 1609/10
a trzecią stanowi obraz tego samego artysty Wenus w lustrze z 1615 roku.

Dziękuję Parabelko!

14 komentarzy:

  1. Sądząc po opisie (bo zapachu nie znam) jest słodko, ale ciekawie :)
    Lubię takie słodziaki cukrowe, szczególnie w zimie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja kochałam Aziyade do momentu, aż pierwsza nuta nie skojarzyła mi się z coca colą :). Dalej ją lubię ale czar trochę prysł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tovo Aziyade jest raczej miodowa niż cukrowa. Właściwie to takie kandyzowane w miodzie owoce, odrobinę podobne do tych z Botrytisa.
      W otwarciu bo zapach z czasem wytrawnieje. Ale zdecydowanie nadaje się na chłodniejsze pory roku.

      Cola, powiadasz Polu...Hmm...
      Coli nie czuję choć wiem, że pojawia się ona wyraźnie dla niektórych nosów. Dla mnie za dużo jest w Azyiade tłustości-- i cieszę się bo coli nie cierpię.

      Usuń
    2. Miodek :)
      Botrytisa mam ale jestem w stanie używać go tylko w zimie i to daleko od skóry. Zapach w buteleczce ładny, choć straszny słodziak. Ale na mnie pachnie nieładnie, u mnie na skórze pojawiają się nuty taniego kwaśnego wina :(
      Spryskuję więc nimi ubranie (trochę szkoda, ale co zrobić).

      Usuń
    3. Oj, współczuję, Botrytis na mnie układa się bardzo ładnie i daje ogromną przyjemność.
      A Znasz Note Vanille Micallefa? Na mnie to zapach bardzo do Botrytisa podobny, może układałby się lepiej na Twojej skórze?

      Usuń
  3. Pięknie ją opisałaś :) Mnie wprawdzie nałożnica sułtana przy pierwszym podejściu zadusiła czymś tak okropnym , że czym prędzej odstawiłam flakon , ale po Twoim opisie chyba spróbuję zrobić drugie podejście :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aj , Rybko , czy aby się nie walnęłaś lekko z datą powstania trzeciego z obrazów ;) w 1915 Wenus byłaby zdecydowanie bardziej kanciasta ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jasne, nie ma to jak przyzwyczajenie palców. Wenus z XX wieku byłaby bardziej kanciasta, jasne a sam twórca, Rubens, raczej nadgryziony zębem czasu.
      Eufemistycznie mówiąc.

      Aziyade dla mnie to zapach bardziej do wąchania niż do noszenia, lepiej mi się nim zachwycać niż ubierać się w niego niemniej serdecznie zachęcam do kolejnych testów. Tylko nie w takie upały jak dziś.

      Usuń
  5. Mnie niestety udusiła i bardzo zmęczyła, ale nie wiem czy to za sprawą kminu bo i zakminiony Kingdom i upocony Eau d'Hermes brzmią na mnie świetnie:))

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudny opis, jak zwykle :)
    Pozdrowienia,
    tri

    OdpowiedzUsuń
  7. Marzeno, może więc to nie kumin a sam ciężar Aziyade, gęstość i lepkość tego zapachu. Czasami mam wrażenie, że dałoby się go kroić nożem tak bardzo jest zawiesisty.

    Tri,
    dziękuję,
    jak zwykle.

    OdpowiedzUsuń
  8. Niestety nie jestem miłosnikiem perfum i trafiłem tu przez przypadek, bo przyciągnął mnie mój obrazek "Odaliska" ..... dziękuję za info o autorze czyli o mnie :) ......
    Pozdrawiam
    Jacek Witczyński

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja dziękuję za wyrozumiałość- w końcu wykorzystałam obrazek bez zezwolenia. I chylę czoło przed jego twórcą, jest wspaniały.

      Usuń
    2. Nic nie szkodzi :) ..... jakbym chciał, żeby nikt nie korzystał z moich obrazków, to nie wstawiałbym ich do internetu ;) .... ważne jest dla mnie, zeby podawać źródło obrazka, a Ty to zrobiłaś, więc wszystko jest OK ...... Pozdrowienia i Wszystkiego dobrego :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...