piątek, 17 sierpnia 2012

Wakacyjna włóczęga: Lwów

Lwów to miasto kontrastów: na brukowanych kocimi łbami, dziurawych, zniszczonych ulicach pamiętających świetnie czasy Rzeczpospolitej i pewnie od tych czasów nie odnawianych jeżdżą luksusowe SUV- y i stare, trzymając się tylko na słowo honoru pojazdy, których marek nie znam i które nie są już pewnie produkowane dłużej niż ja jestem na świecie.
Na wyboistych, przypominających tor przeszkód chodnikach klęczą żebrzące kobiety w chustkach na głowach, zniszczone pracą, czasem i rozczarowaniem, obok przechodzą  stąpając ostrożnie na niebotycznie wysokich szpilkach piękne młode dziewczyny w kosztownych ubraniach od japońskich projektantów.





Na mur monumentalnej i pięknej, XIX wiecznej opery Lwowskiej sika pijany bezprizorny, na placu przed gmachem przechadza się anioł śmierci.



Cerkwie sąsiadują tu z kościołami, obok kamieniczek w stylu krakowskim stoją takie, które wyglądają jak żywcem przeniesione z Florencji. Nic w tym dziwnego, we Lwowie od XV wieku pracowali włoscy architekci. Dzielnica żydowska, Rosjanie, Ukraińcy, Tatarzy, Ormianie, ślady Rzeczpospolitej, ulica Mickiewicza, Straszny Dwór wystawiany po polsku, Kopiec Unii Lubelskiej wybudowany z inicjatywy mieszkającego we Lwowie polskiego patrioty, z pochodzenia ...Austriaka.
Samochody parkuje się jak popadnie, gdy trzeba na środku ulicy. Ruch regulowany jest krzykiem, wygrażaniem pięścią.




Z licznych knajp dobiega śpiewane, gorszą lub lepszą polszczyzną, Hej, sokoły, najczęściej w wersji ukraińskiego odpowiednika disco polo. Obok ukraińskiego barszczu i specjałów kuchni huculskiej serwuje się tu hamburgery i fish and chips.




Wspaniałe zabytki niszczeją i rozpadają się niemal na oczach. Ze wspaniałych fresków w Cerkwi Wniebowstąpienia odpada farba, fronty budynków straszą odpadającym tynkiem ukazując nagie cegły, renesansowe kamieniczki aż proszą o odnowienie i troskę, obnażone, jasne miejsca po zerwanych naprędce tablicach uparcie nie chcą wtopić się w tło, zamienione w ruiny budynki szpecą panoramę miasta.


Po zmroku, gdy ciemność litościwie kryje dewastację i zaniedbanie Lwów zmienia się w miasto młodych. Znika brud, zaniedbanie, bieda. Trudno spotkać na ulicy kogoś powyżej dwudziestego piątego roku życia, gwarne puby i dyskoteki są miejscem spotkań i beztroskiej zabawy. Łatwo zapomnieć gdzie się jest- i tylko potknięcie się na wyłomie chodnika lub podwozie samochodu protestujące przeciw torturom na kocich łbach przypomina, że to wciąż Ukraina.



Choć wszędzie właściwie dogadać się można po polsku pobyt tutaj daje mi wyobrażenie o doświadczeniu analfabetyzmu. Nie umiem czytać bukw, gubię się w nazwach ulic, nie umiem złapać orientacji. Jestem obca w mieście, która przez wieki było ostoją polskości.
Jutro ruszamy w dalszą drogę.


25 komentarzy:

  1. Piękne zdjęcia.
    Nie byłam nigdy we Lwowie. Dziś rozmawialiśmy o tym, ze szlajamy się po dalekim świecie, a nie zwiedzamy tego, co jest w miarę blisko.
    Czekam na kolejne odcinki relacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Polski centralnej do Lwowa jechaliśmy, nie śpiesząc się, niespełna pięć godzin. Od Ciebie byłoby jeszcze szybciej.
      To miasto przypomina mi zaniedbaną, bardzo już dojrzałą kobietę, której rysy zachowały jednak oszałamiającą czystość wielkiej urody, przebrzmiałej ale wciąż niepokojącej.

      Usuń
  2. Mmm.. Lwów i Ukraina w ogóle. Wyserduszkowałabym się, gdybym miała jak. ;)
    I baw się tym bardziej dobrze, skoro jedziesz powoli, zauważając mijane miejsca. :) Krym też zaliczysz (a może właśnie zaliczasz)?

    OdpowiedzUsuń
  3. Parabelko, jeśli Twój ból nie jest pochodną tylko tęsknoty to obawiam się, że jeszcze mocniej zabolałoby Cię to co widziałam dziś. Głęboka Ukraina, huculszczyzna, drogi kaleczące podwozie, kilometry ugorów i nieużytków, furmanki ciągnięte przez konie, chatki kryte strzechą, biedne, zaniedbane, chylące się ku upadkowi.

    Wiedźmo, Ukraina piękna jest choć podróż przez jej rubieże przypomina podróż w czasie, którą wieszczyłaś mi na wizazowym Forum. To wsie z Konopielki Redlińskiego, stogi siana i żniwa przy pomocy kosy.
    Krymu niestety nie zobaczę tym razem, jestem już pod Karpatami.
    Pozdrowienia z Rumunii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rybko , jakby rzec . Widok przyrody zostawionej samej sobie , wiejskich dróg i starych chat jest dla mnie balsamem , chociaż zdaję sobie sprawę , że ludziom żyjącym w takich warunkach jest bardzo ciężko . Boli mnie za to widok niszczejących zabytków , świadectw przeszłości albo po prostu pięknej architektury . Ale ja jestem dziwny człowiek , nie lubię współczesności ;)

      Usuń
    2. Właśnie tak pomyślałam jakieś dwa lata temu, przy okazji Dni Brunona Schulza w Drohobyczu. Że obecna Ukraina w pewnych sferach przypomina Polskę dwadzieścia lat temu. A raczej, że wschodnia Galicja czy Wołyń przypominają Dolny Śląsk czy Pomorze sprzed dwóch dekad. Gospodarka rabunkowa poważnie naruszyła piękno natury czy dzieł człowieka, wszystko jest zaniedbane i wymęczone ale mieszkańcy powoli zaczynają to dostrzegać. Co więcej, powolutku też przestają boczyć się na historię ziem, na których mieszkają [pośrednio też na własną oraz swojej rodziny]; tak, jak my nauczyliśmy się chwalić tym, że tu mieszkał i zmarł noblista, Gerhard Hauptmann a tam lubił bywać Goethe czy niemieccy lotnicy z czasów pierwszej światowej, również i Ukraińcy powolutku robią to samo u siebie. Wydobywając na światło dzienne stare polskie napisy na kamienicach czy urządzając takie właśnie święta jak to z Drohobycza. :)
      Dajmy im tylko czas. Czas oraz odpowiednie dofinansowanie. ;)
      A że wiele zabytków podzieli los dolnośląskich niszczejących pałaców czy zamków? Cóż, my lubimy narzekać na to, jak bardzo opóźniło rozwój Polski i Polaków niecałe 50 lat socjalizmu, pomyślmy, jak to wszystko musiało wyglądać u nich!

      Usuń
    3. Zapomniałam: Rumunia też piękna. :)
      Miłej podróży!

      Usuń
    4. Wiedźmo, Ukraina nie przypomina Polski nie sprzed dwóch dekad. To porównanie pasuje raczej do Rumunii albo Bułgarii. Mój Miły, którego pamięć sięga do początków lat siedemdziesiątych twierdzi, że Polska nigdy nie wyglądała aż tak fatalnie jak środkowa Ukraina, okolice Ivano- Frankowska albo Kołomyi.
      Takiej ruiny, dewastacji i marnotrawstwa w Polsce (o której gospodarce nie mam i nie miałam dobrego zdania)w Polsce chyba nie było od wielu dziesięcioleci.
      Żeby żyzny, ukraiński czarnoziem stał ugorem?!
      Żeby podczas wielusetkilometrowej drogi nie mijało się właściwie obsianych i zagospodarowanych pól w kraju, który niby jest rolniczy?!

      Usuń
    5. Parabelko, to rozumiem dobrze. Ja także nie przepadam za współczesnością. To jednak nie przeszkadza mi korzystać z pewnych możliwości, które współczesność mi daje.
      Niszczejące zabytki to nie tylko Ukraińska bolączka, w Lwowie jednak jest to szczególnie bolesne, zwłaszcza dla Polaków- bo przecież to, w dużej części, nasza historia, nasze kulturowe dziedzictwo.

      Usuń
    6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    7. Poprawiam błąd ortograficzny. ;)

      Bo ja właśnie to miałam na myśli pisząc o dewastacji z czasów ZSRR! Polskę to w zasadzie tylko musnęło (w porównaniu z Ukrainą np.) a tam panoszyło się przez długie dekady praktycznie bez żadnych ograniczeń, wrzynając się w krajobraz i - co straszniejsze - w umysły ludzi. Rumunia, czy bardziej Litwa, jako członkowie UE mają możliwość finansowania rewitalizacji (jak Polska) oraz rozwoju regionalnego, Ukraina czy Rosja muszą radzić sobie same. A mentalność kompletnie nieskorych do społecznikostwa oligarchów nie poprawia sytuacji. Doopa. :/

      Usuń
    8. Rybko , mamy takie samo podejście - niektóre osiągnięcia tak , reszta niekoniecznie ;)
      I właśnie o to mi chodzi - że nasz ślad na tych ziemiach ginie ; nie idzie mi tu o żadne zapędy imperialne czy co , tylko o historię tego regionu i tyle . A jak się wszystko rozpadnie , będzie można nową historie stworzyć - wedle upodobania *kałach*

      Usuń
    9. Wiedźmo, myślę że stygmat wyciśnięty w umysłach Ukraińców jest na tyle głęboki, że nawet dopływ dużej gotówki do tego kraju nie zmieniłby jego oblicza. My cierpimy na podobną bolączkę, to konstrukt zwany homo sovieticus, czasami dziedziczny w drugim lub trzecim pokoleniu. U Ukraińców jednak problem jest bardziej skomplikowany- sowieckie władze zrobiły sobie w tym pięknym kraju poligon doświadczalny i obóz śmierci zarazem, jednostki które przetrwały okupiły to traumą ale i ukształtowaniem pewnych postaw- świetnie widać je u oligarchów o których wspominałaś. Myślę jednak że nosi je w sobie wielu Ukraińców, także tych naprawdę biednych, nie posiadających żadnej władzy.
      Ale to właśnie od takich ludzi (którzy przecież stanowią większość w każdym kraju) zależy, przynajmniej w jakiej tam mierze, obraz całości.

      Parabelko, Ukraińcy napisali już historię na nowo. Przewodniczka po Pałacu Prezydenckim w Kijowie oprowadza turystów po pustych pokojach, wskazuje na nagie ściany i opowiada: tu wisiało to i to, Polacy nam zabrali, tu zaś to i to, Polacy ukradli.
      Naprawdę.
      A sam Pałac jest w takim stanie, że jeśli ktokolwiek cokolwiek naprawdę stamtąd wywiózł to chyba tylko w celu uratowania dziedzictwa kultury przez zniszczeniem.

      Usuń
    10. WIedźmo , ja to wiem , ale jak zniszczeją ostatnie materialne dowody naszej tam obecności , nawet Polacy urodzeni dziś i jutro już nie będą mogli zweryfikować nowej wersji historii - nie będzie podstaw . A polonofobia ukraińska nie od dziś się datuje , więc nic to dziwnego , te opowieści przewodniczki .

      Usuń
    11. A czy ja gdzieś napisałam, że się nie zgadzam albo, że Ryba kłamie?? :O Po prostu cała ta sytuacja naprawdę coś mi przypomina... ;)
      Przecież nawet współcześnie w moim pięknym regionie (gdzie co wioszczyna, to do końca wojny był przynajmniej jeden pałac, zamek, dwór lub przynajmniej jakaś wypasiona willa - a najczęściej kilka z nich na raz), w folderze reklammowym czy informacji na oficjalnej (OFICJALNEJ!) stronie internetowej gmina taka czy owaka potrafi napisać, że pałac/dwór w miejscowości X zniszczyli Niemcy w czasie drugiej światowej lub bardziej oględnie: że uległ zniszczeniom pod koniec wojny. A tymczasem na zdjęciach (oraz we wspomnieniach) z lat 70. XX wieku ów pałac czy dwór ma nie tylko część okien ale też cały dach a wewnątrz drzwi, framugi, schody, na ścianach jedwab, freski czy sztukaterie, na sufitach lampy i żyrandole a na pogłogach parkiety, przy ścianach również piękne kaflowe piece i kominki. Z czego jeżeli do naszych czasów dotrwały ściany nośne, piwnice oraz 20% dachu do i tak dobrze. Jaka dewastacja przez czterdzieści lat! Ale 'niee, to już po wojnie zostało, to Niemcy ew. Armia Czerwona, nie my, no gdzie tam!' :>
      Lecimy dalej: spora część dolnośląskich zabytków pałęta się po magazynach warszawskich muzeów bez szans na zasilenie jakiejkolwiek wystawy ale na wysyłane co jakiś czas prośby odpowiednich dolnośląskich instytucji stołecznicy muzealnicy albo grają idiotów albo dziwią się wprost: "a do czego wam jakieś NIEMIECKIE starocie??". :]
      Mogę podać jeszcze jeden przykład: obecne wyposażenie Katedry Wojska Polskiego pochodzi z Kościoła Łaski w Kamiennej Górze (do 1998 w woj. jeleniogórskim), gdzie trafiło... w połowie lat 50.! Jeszcze niedawno przewodnicy po katedrze WP twierdzili, że stanowi ono... łup wojenny. ^^ Przypomnijcie mi, dlaczego PRL w połowie lat 50. walczyło z Kamienną Górą? :P
      Mam wymieniać dalej? ;> Bo mogę.

      Denerwuje mnie takie pełne wyższości i "zachodniego cywilizowania" patrzenia na Ukrainę, Litwę, Rumunię (też czytałam ;> ), kiedy sami mamy bardzo, bardzo dużo za uszami. I skrzętnie ukrywamy to sami przed sobą, tak samo pisząc historię na nowo!
      Przepraszam, wkurzyłam się.

      Usuń
    12. Wiele grzechów mamy na sumieniu wobec własnej kultury i jej dziedzictwa. Nie tylko tego stricte historycznego - Łódź do niedawna miała największe i najwspanialsze zbiory sztuki współczesnej w Polsce. Warszawa jakiś czas temu postanowiła zabrać je nam- i od tej pory leżą w magazynach, niewystawiane.
      Szlag mnie trafia.

      Usuń
  4. Czyli piękny i dostojny Dniestr (takim go pamiętała babcia mojego męża) zobaczyłaś i pewnie urokliwe Zaleszczyki ( na pograniczu z Rumunią). Niegdyś był to podobno chętnie odwiedzany kurort.Rodzina, po mieczu, mojego męża stamtąd właśnie pochodzi i cały czas nad moim sypialnianym łóżkiem wisi przecudna panorama Dniestru z dworkiem prapradziadków na froncie.
    Nikt z rodziny nie widział tego w naturze od prawie 100 lat ale pamiętają......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zobaczyłam Dniestr, zanurzyłam nawet stopy w jego wodach. Zaleszczyki ominęliśmy ze względu na fatalne drogi i brak czasu, granicę przekroczyliśmy w Siret.
      Rodzina Twojego Męża wywodzi się z przepięknych ziem. A tęsknotę za nimi dobrze rozumiem. Matka mojego Ojca była Białorusinką wywodziła się zza Wołkowyska- wzruszenie które czułam chodząc po ziemi należącej do Jej rodziny zapamiętam na zawsze.

      Usuń
  5. Borze zielony, Lwów... Semper fidelis.
    Moi dziadkowie stamtąd pochodzili.

    Piękną masz podróż, Rybko!
    aileen

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudne wojaże :)
    Niech Wam się dobrze podróżuje,
    tri

    OdpowiedzUsuń
  7. Aileenn Twoi Dziadkowie pochodzili z przepięknego miasta.
    Wyprawa jest wspaniała ale i bardzo męcząca.

    Tri, dziękuję pięknie.
    Pozdrowienia za Stambułu.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapowiada się ciekawa podróż :)
    Myślę, że o wielu miastach można powiedzieć, że to miasto kontrastów.
    Na przykład o Warszawie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się Tovo- ale w niektórych miastach te kontrasty są bardziej jaskrawe niż w innych.

      Usuń
    2. Muszę kiedyś odwiedzić Lwów i sama zobaczę :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...