środa, 29 sierpnia 2012

Wakacyjna włóczęga: Serbia


Kiedy po raz pierwszy odwiedziłam Serbię, dziesięć albo jedenaście lat temu, na całych połaciach tego kraju wszystkie budynki były właśnie wznoszone albo wprost lśniły od nowości. Owa budowlana gorączka, widoczne zniszczenia oraz kontyngenty KFOR-u były świadectwami niedawnej wojennej zawieruchy. Teraz Serbia zdaje się być normalnym europejskim krajem, niedawne rany zabliźniły się. Prawie.


Zniszczony podczas bombardowania NATO szpital stoi niemal w samym centrum Belgradu jak memento. Mogę sobie tylko wyobrażać dlaczego nie został odnowiony lub wyburzony. Ku pamięci? Ku przestrodze?
Choć tłumy młodych ludzi tłoczące się wokół straganu oferującego militaraia i gadżety nacjonalistyczne chyba nie biorą sobie tej przestrogi zbyt głeboko do serca. 
Wiedzą swoje.



Droga spod bułgarskiej granicy, wijąca się malowniczo wokół zbocz Szar Planiny wynagrodziła mi utracone Rodopy. Jej serpentyna zwinięta jest tak ciasno, że mapy ześlizgują się z kolan, jadący naprzeciw kierowcy uprzedzają się nawzajem o swej obecności za zakrętem klaksonami.



Przełom Dunaju, naturalna granica między Rumunią a Serbią znany jest lepiej pod nazwą Żelaznych Wrót albo Djerdap. Zwężające się wapienne klify wznoszą się na sześćset metrów ponad lustro wody, majestat i ogrom długiego na ponad sto kilometrów wąwozu odbiera wprost mowę. Żadne zdjęcie nie jest w stanie oddać choć w części monumentalnego piękna tych wąwozów. Cyfrowy odpowiednik kliszy zdaje się, podobnie jak umysł, bronić przed przyjęciem do wiadomości faktu istnienia czegoś tak nieprawdopodobnie ogromnego, pełnego dostojeństwa.


Wejścia do Żelaznych Wrót strzegą ruiny twierdzy Golubac, węgierskiej stanicy XIII wieku, w której do niewoli dostał się i śmierć poniósł Zawisza Czarny z Grabowa. Wyszczerbione kamienne mury, wyrastające z nagiej skały strzeliste wieże i wrośnięte w rzekę zrujnowane baszty dziś zdają się być naturalną częścią krajobrazu, pełnym spokoju tworem niemal organicznym, tak samo oczywistym jak drzewa czy chmury. Podziwiając jednak to trwające poprzez tyle wieków świadectwo ludzkiego uporu nie mogłam wyrzucić z głowy myśli ile ludzi zginęło wznosząc to inżynieryjne cudo. Ile istnień ludzkich musiało kosztować wzniesienie warownej twierdzy w takim miejscu, ilu ludzi poniosło śmierć broniąc jej i ją zdobywając.


Przejechaliśmy cały przełom Dunaju, od twierdzy Golubac aż do brzydkiej, przemysłowej zapory Djerdap. Ciągnąca się wzdłuż rzeki trasa pełna jest punktów widokowych na których zatrzymują się zachwyceni turyści. Zagapieni w piękno krajobrazu nie zauważają jakby, że zostawiają za sobą kilogramy śmieci, które z wolna zasypują monumentalny cud natury.


W Duboce, wołoskiej osadzie w górach Homolskich żyły (a może wciąż jeszcze żyją) rusaljke, kobiety, które podczas zielonoświatkowych obrzędów wprowadzały się w trans i wieszczyły przyszłość. Podczas tego bolesnego opętania, przy muzyce dud i skrzypiec zarezerwowanej na ten konkretny rytuał kobiety nawiedzane były przez stworzenia przypominające nimfy, synkretyczne połączenia wierzeń bałkańskich, greckich z religią chrześcijańską.

3 komentarze:

  1. Przerażająco wygląda ten szpital :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Straszy koszmarem minionej wojny. Nie mogę zajść w głowę dlaczego, w ciągu tylu lat, nic z nim nie zrobiono, nie rozebrano, nie wyremontowano, cokolwiek.

      Usuń
  2. Ja w lipcu odwiedziłam Novi Sad i okolice. Według mnie współczesna Serbia to obraz Polski z początku lat 90-tych. Łącznie ze zlotami motocyklowymi;).

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...