niedziela, 25 listopada 2012

L'Artisan Parfumeur: Séville à L’Aube

Po Séville à L’Aube nie spodziewałam się zbyt wiele. W Sewilli byłam kilka lat temu aby zobaczyć tamtejsze tradycyjne obchody Wielkiego Tygodnia, niezwykłe i dziwne. Miasto to kojarzy mi się więc bardziej z pochodami pasos, platform z wyobrażeniami scen z pasji Jezusa, z zakapturzonymi pokutnikami z cofradías i hermandades niż z kwieciem pomarańczy. Spis nut wskazywał, że nie mam co liczyć na misteryjne odniesienia. Sugerował pachnidło lekkie, kwiatowe i słodkie. I w sumie takie dostałam. Nie doceniłam jednak mocy olfaktorycznej magii Bertranda Duchaufoura. Bo cóż innego jak nie czary sprawić mogło, że w środku pochmurnego listopada poczułam pełnię andaluzyjskiego lata? Pod hesperydowymi i kwiatowymi akordami ukryta jest słodycz lejącego się z nieba słońca, gorycz gęstego, podbitego różą petitgrain i krystaliczna, szorstka sól ludzkiego potu.



Tęsknota za Andaluzją



Otwarcie Séville à L’Aube to upojny bukiet zaparzonych w upalnym słońcu białych kwiatów. Świeży, niemal maślany kwiat pomarańczy wraz z oślepiająco białym w lejącym się z andaluzyjskiego nieba blasku jaśminem zrównoważony jest cienistym, gorzkawym petitgrain żywo przypominającym woń białych, twardych wnętrz cytrusowych pestek z towarzyszącym aspektem szorstkiej ziołowości. Na granicy wrażliwości mojego powonienia błąka się ziemista, mineralna nuta, zastanawiam się czy to aby nie sprawka wymienionego w spisie ingrediencji kwiatu oliwki.
Później jest jeszcze ładniej. Petitgrain zaostrza się nieco pieprzowo, nabiera mocy wytracając jednocześnie przyrodzoną sobie oleistość. Jaśmin traci oddech i bezboleśnie osuwa się w olfaktoryczny niebyt, pomarańczowy kwiat kruszeje i wysładza się za sprawą jasnego, złocistego,pełnego płynnego wosku miodu, dodanego z uważnością i troską, ostrożnie, by nie przesłodzić.

Świeży , słonawy, wilgotny tytoń wydobywa drzewny zakres widma z petitgrain. Zapach wypuszcza korzenie, zieleni się, obrasta korą, subtelne, wątłe, seledynowe łodyżki grubieją, skręcają się, twardnieją, kwiaty pomarańczy obrastają liśćmi, Séville à L’Aube pachnieć poczyna jak cytrusowe drzewko stojące w skwarze słońca Andaluzji. Od gorących promieni kruszeją białe kwiaty, płatki schną a woń nabiera dobrze nam znanego pudrowego aspektu. Gorzkawa lawenda rzuca chłodny, kuszący cień. Powietrze aż drga od upału, cykady milczą, ptaki chronią się między gałęziami.



W końcu nadchodzi wieczór. Miękka, słodka benzoina chłodzona niepalonym olibanum spleciona kruchością świetlistych kwiatów daje wrażenie nadchodzącego zmroku.  Finisz jest balsamiczny i nieco waniliowy, miękki a jednocześnie gładki jak świeżo oheblowane drewno, ciepły jak hiszpańska noc.
Séville à L’Aube nie jest zapachem odkrywczym czy nowatorskim nosi się go natomiast bardzo przyjemnie. I aż zatęskniłam za Andaluzją. Może to dobry cel kolejnej podróży?


Zdjęcie pierwsze pochodzi z zasobów własnych.
Ilustrację drugą pożyczyłam z: http://www.123rf.com/photo_4595424_orange-tree-with-flowers-and-fruits.html

Nights in the Garden of Spain Mauela de Falli w wykonaniu Alici de Larrocha

2 komentarze:

  1. Och, jaki sugestywny opis! muszę poznać ten zapach. Kiedy już myślałam, ze lepiej być nie może (w moim wyobrażeniu) usłyszałam BENZOIN!!!
    to jeden z moich ulubionych składników. muzyka zmąciła nieco sielankę - ale widać tak ma być, z jajem, ja to u De Falli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko to taki "normalny" zapach :) Nie wiem czy Ci się nie znudzi po drugim powąchaniu. Pewnie i mnie sprzykrzyłby się szybko choć jakąś małą odlewką na lato nie wzgardziłabym na pewno.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...