"[Templariusze] Trzymają się z daleka i odwracają ze wstrętem od mimów, prestidigitatorów, linoskoczków, niestosownych piosnek i farsy, strzygą krótko włosy, wiedzą bowiem od apostoła, że jest dla mężczyzny sromotą dbać o swoją fryzurę. Nigdy nie można zobaczyć ich ufryzowanych, a rzadko umytych, noszą brody nie uczesane, cuchną kurzem, są brudni przez zbroję i z powodu upału."*
Wiele skojarzeń miałam z zakonem templariuszy ale trzeba było geniuszu Umberto Eco by do haseł: tajemnica, zdrada, skarb, herezja, inkwizycja dołączyło wrażenie mniej górnolotne- a mianowicie smród. Pobożni epoki templariuszy nader często umartwiali ciało odmawiając mu mycia, brud i insekty kojarzyły się, nie wiedzieć czemu, ze świętością. Wyobrażam sobie jednak, że w upale Jerozolimy zakuci w zbroje i gardzący higieną mnisi-rycerze cuchnęli ponadprzeciętnie czyli wprost nieprawdopodobnie dla współczesnego nosa. Dlatego do zbioru moich skojarzeń dotyczących obrosłych legendą dziejów świetności i upadku zakonu obrońców grobu Chrystusa prócz wyżej wymienionych dołącza jeszcze jedno: Aoud Micallefów.
Otwarcie Aoudu Micallefów zwanego od jakiegoś czasu Micallef Man to słodki, płynny miód zmieszany w równej proporcji z ludzką uryną. Kwaśno- słodki fetor, drażniąco fizjologiczny i dosłowny zaschnięty na grubo tkanym, siermiężnym płótnie noszonym na dawno niemytym ciele. Animalny, gęsty oud, monolityczny i niepodzielny niczym rtęć, bezkompromisowy, potężny i tłusty w Aoud niczego nie udaje, nie próbuje być ładny. Jego zapach przywodzi na myśl to, z czego istotnie agarowy olejek się bierze- zepsucie, zgniliznę, nieczystość, brud, choroba tocząca drewno, które broniąc się wydzielać poczyna żywicę, cenioną przez ludzi wyżej od złota. Jest miękki, ciepły, wilgotny, parujący niczym odcięta, nadziana na kopię, ociekająca krwią głowa niewiernego, zaparzony w upale Jerozolimy razem z garścią gnijących różanych płatków, których nasycona, unurzana w miodzie czerwień powoli zamienia się w mazisty brąz rozkładu.
Pikantny akord przypraw przypomina nam, że jesteśmy na Wschodzie. Spod nieokrzesanej oudowej fizjologiczno- urynalnej słodyczy wyglądać poczyna korzenna szorstkość podbita ciepłą, syropowatą ambrą, wtapiająca się w skórę, intymna, wibrująca erotyzmem. Najzagorzalej nawet umartwiający się mnich nie pozostałby całkiem obojętny wobec takiego kuszenia, cuchnący agar nie daje się wprawdzie uwieść głębokiej, sypiącej się szafranem korzenności ale po spotkaniu z jej urodą łagodnieją jego obyczaje i choć nie odrzuca całkiem ascezy mniej gorliwie wyznaje pogląd, że fetor jest warunkiem koniecznym zbawienia. Powoli ewoluując w stronę drzewnej głębi odkrywa inną twarz oudu, ciemną, dymną, pooraną ziemistą paczulą, po surowemu urodziwą.
Memento Finis, pamiętaj o końcu, tak brzmiało motto templariuszy. I choć pamiętam o przyjemnym zmierzchu Micallef Man więcej spotkań z mnichem rycerzem nie przewiduję.
*Wykorzystany cytat pochodzi z Wahadła Foucaulta pióra Umberto Eco
Ilustrację pierwszą pożyczyłam z http://www.altfg.com/blog/european-cinema/arn-the-knight-templar-controversy
drugą zaś od http://gameonly.pl/wp-content/uploads/2011/05/acrevcover610.jpg
Wiele skojarzeń miałam z zakonem templariuszy ale trzeba było geniuszu Umberto Eco by do haseł: tajemnica, zdrada, skarb, herezja, inkwizycja dołączyło wrażenie mniej górnolotne- a mianowicie smród. Pobożni epoki templariuszy nader często umartwiali ciało odmawiając mu mycia, brud i insekty kojarzyły się, nie wiedzieć czemu, ze świętością. Wyobrażam sobie jednak, że w upale Jerozolimy zakuci w zbroje i gardzący higieną mnisi-rycerze cuchnęli ponadprzeciętnie czyli wprost nieprawdopodobnie dla współczesnego nosa. Dlatego do zbioru moich skojarzeń dotyczących obrosłych legendą dziejów świetności i upadku zakonu obrońców grobu Chrystusa prócz wyżej wymienionych dołącza jeszcze jedno: Aoud Micallefów.
Memento Finis**
Otwarcie Aoudu Micallefów zwanego od jakiegoś czasu Micallef Man to słodki, płynny miód zmieszany w równej proporcji z ludzką uryną. Kwaśno- słodki fetor, drażniąco fizjologiczny i dosłowny zaschnięty na grubo tkanym, siermiężnym płótnie noszonym na dawno niemytym ciele. Animalny, gęsty oud, monolityczny i niepodzielny niczym rtęć, bezkompromisowy, potężny i tłusty w Aoud niczego nie udaje, nie próbuje być ładny. Jego zapach przywodzi na myśl to, z czego istotnie agarowy olejek się bierze- zepsucie, zgniliznę, nieczystość, brud, choroba tocząca drewno, które broniąc się wydzielać poczyna żywicę, cenioną przez ludzi wyżej od złota. Jest miękki, ciepły, wilgotny, parujący niczym odcięta, nadziana na kopię, ociekająca krwią głowa niewiernego, zaparzony w upale Jerozolimy razem z garścią gnijących różanych płatków, których nasycona, unurzana w miodzie czerwień powoli zamienia się w mazisty brąz rozkładu.
Pikantny akord przypraw przypomina nam, że jesteśmy na Wschodzie. Spod nieokrzesanej oudowej fizjologiczno- urynalnej słodyczy wyglądać poczyna korzenna szorstkość podbita ciepłą, syropowatą ambrą, wtapiająca się w skórę, intymna, wibrująca erotyzmem. Najzagorzalej nawet umartwiający się mnich nie pozostałby całkiem obojętny wobec takiego kuszenia, cuchnący agar nie daje się wprawdzie uwieść głębokiej, sypiącej się szafranem korzenności ale po spotkaniu z jej urodą łagodnieją jego obyczaje i choć nie odrzuca całkiem ascezy mniej gorliwie wyznaje pogląd, że fetor jest warunkiem koniecznym zbawienia. Powoli ewoluując w stronę drzewnej głębi odkrywa inną twarz oudu, ciemną, dymną, pooraną ziemistą paczulą, po surowemu urodziwą.
Memento Finis, pamiętaj o końcu, tak brzmiało motto templariuszy. I choć pamiętam o przyjemnym zmierzchu Micallef Man więcej spotkań z mnichem rycerzem nie przewiduję.
*Wykorzystany cytat pochodzi z Wahadła Foucaulta pióra Umberto Eco
Ilustrację pierwszą pożyczyłam z http://www.altfg.com/blog/european-cinema/arn-the-knight-templar-controversy
drugą zaś od http://gameonly.pl/wp-content/uploads/2011/05/acrevcover610.jpg
Chyba wąchałyśmy dwa różne Aoudy/Meny... ;)
OdpowiedzUsuńTwój nie był posikany?!
UsuńOo fuuuuu :) nie wąchałam ale jestem pewna że śmierdzi - na mnie oud z reguły cuchnie tragicznie .
UsuńPierwsze zdjęcie kojarzy mi się z Pieśnią o Rolandzie - z fragmentem , gdy Roland z pekniętą od dęcia w róg skronią i mózgiem wypływającym uszami biega po górze tam i z powrotem , bije się w piersi leżąc na brzuchu itp , a potem umiera . Uczyłam sie tego na pamięc w LO i do tej pory niezmiennie mnie ten fragmencik rozbraja i zachwyca :)
Żadnych takich. Śliczny, aksamitny, suchy i przestrzenny (niech będzie, że lizolowy :P ), z piękną różą. Ale ja jestem oudofilna, więc nic dziwnego.
UsuńParabelko, scena śmierci Rolanda "A-Zdychajże-Facet-Wreszcie!" (jak go określa moja siostrzyczka, przyszła filolożka romańska) to po prostu majstersztyk. :)))
Ten smętny Arn ze zdjęcia do stóp mu nie dorasta.
Parabelko, mnie Pieśń o Rolandzie bardzo kojarzyła się z operą. To mniej więcej ta sama logika- w konwencji operowej nie ma nic dziwnego w tym, że ranion śmiertelnie bohater z mieczem pod pachą wyśpiewuje na stojąco trzydziestomilionową arię czasami bardzo luźnie tematycznie powiązaną ze swoim zgonem- a dopiero później z godnością wali się na kolana i kona.
UsuńOudy i na mnie z reguły cuchną. Ale znajduję wyjątki i bardzo mnie to cieszy.
Wiedźmo ja wiem że o gustach się nie dyskutuje.
No ale bez przesady :)))
Zawsze powtarzam, że o gustach się nie dyskutuje, ale JAKIŚ wypadałoby mieć. ;) Najlepiej własny. :>
UsuńRównież jestem oudofilką i oczywiście ten zapach mi się podoba, jednak doskonale wiem, o czym piszesz. Tak, jak Wiedźma, odbieram go ja, a tak, jak Ty - mój mąż. Owszem, wiem, że nuty urynowe tam są, ale ja ich nie odczuwam jako zapachu moczu - w niektórych zapachach jest niemal naturalistyczny mocz, ale konwencja, umowność, kontekst sprawia, że go lubię. Tak, jak kwiat, który, choćby sikowo śmierdział, jest dla mnie pociągający - bo jest kwiatem. A do publicznej toalety nie wejdę za Chiny, bo mnie zemdli.
OdpowiedzUsuńMnie tylko raz oud objawił się w wersji posikanej - było tak w przypadku Oud 27 Le Labo. Próbowałam, ale w końcu poddałam się i pozbyłam się próbki ;)
OdpowiedzUsuńJeszcze przy Maison Dorin coś urynalnego przewija mi się w otwarciu, ale później jest tak pięknie, że przymykam na to oko ;P
Na razie więcej takich potworów nie spotkałam ^^
A tutaj? Nie... Mój odbiór plasuje się po stronie Wiedźmowego ;)
Justyno ja pewnie też powąchałabym pachnące gnijącym mięsem Dziwadło Olbrzymie (co za genialna nazwa dla kwiatu!) albo jakiś afrykańskiego śmierdzela, którego nazwy nie pamiętam a który dla odmiany wonieje fekaliami.
OdpowiedzUsuńZ ciekawości bym powąchała nawet jeśli kosztowałoby mnie to mdłości. Ale zdecydowanie nie chciałabym pachnieć w ten sposób. Wierzę, że Aoud Man potrafi usatysfakcjonować oudofilne gusta- ale w moje zdecydowanie nie trafia.
Ayko nie umiem zdecydować który oud jest dla mnie bardziej traumatyczny w otwarciu- czy Le Labo czy ten Micallefów. Oba są paskudne- tyle że Aoud Man pięknieje z czasem a Oud27 całe czas pozostaje nieprzyjemny.
Maison Dorin zaś na mnie to stężony środek do dezynfekcji, i nic poza tym.
Chyba mam, aż sprawdzę w domu :)
OdpowiedzUsuńBo chyba inaczej pamiętam ten zapach.
Pewnie więc należysz do tych, którzy odbierają Aoud Man tak jak Justyna i Wiedźma. Dla mnie to jedno wielkie "fuj!".
UsuńCo do traumatycznego otwarcia to obstawiam za Al-Oudh od L'artisana. Tam fekalia tak sugestywne i intensywnie podane pozostaja w pamieci dlugotrwalej na zawsze ;)
OdpowiedzUsuńNie znam Al-Oudh. I chyba pozostaje mi się cieszyć że nie znam.
UsuńJest jeszcze Midnight Oud od JHaG- wąchałeś może? Trudno go polecać bo jest wprost ohydny ale jeśli chodzi o olfaktoryczną wierność fekaliom to wprost arcydzieło.
Mimo wszystko uwazam ze warto poznac te bestie poniewaz mam wrazenie ze jesli nie okaze sie jej strachu choc bardziej wiarygodne bedzie po prostu go w sobie nie miec , a wtedy ona z czasem to odczuwajac pozwala sie nawet dosiasc by zabrac nas w swiat malowany fraktalowym ornamentem z pierwotnym rodowodem ;)
OdpowiedzUsuńMidnight Oud chetnie poznam chociazby za sam Oud w nazwie, ale ze nie lubuje sie w wydzielinach cielesnych tego typu to zapewne stanie na koncu odkrywczej zapachpwej kolejki i pewnie siegne do niego gdzies tam kiedys przy okazji,
Poza tym nie wiem jak sie to stalo ale dopiero wczoraj bylem u ciebie pierwszy raz i nie przypadkowo znow tu wchodze wiec podoba mi sie :)
OdpowiedzUsuńMan Micallefów to jak się zdaje oud archetypiczny, to tym jak się układa na skórze (jak gdzieś przeczytałam) stwierdzić można czy dana osoba jest "oudofilna" czy też nie (analogicznie jak probierzem paczulofilności jest reakcja na Borneo Lutensa).
OdpowiedzUsuńWedług tej miary ja oudofilna nie jestem ale wcale mnie to nie zniechęca do eksploracji zapachów z tym składnikiem.
Bardzo cieszę się że wróciłeś- i oczywiście zapraszam ponownie.
Ciezko stwierdzic czy taki archetypiczny jesli roza gra z nim glowna role od samego poczatku az po kres. W tej 'materii' nie wyczuwam zaleznosci czy regul, zbyt wiele czynnikow bierze udzial w tym jakze subiektywnym odczuwaniu.
OdpowiedzUsuńNa mnie róży jest niewiele. Dużo róży przy agarze to Kantz od SoOud- znasz?
UsuńTo także nie oud "w moim guście" cokolwiek to znaczy- jest ciężki, smoliście czarny i oleisty- ale z pewnością nie funduje takiej traumy jak wyżej obsmarowany micallefiak.
NIe znam go w sumie ale mam w planie poznac kolekcje soOud. NAwet mysle o tym duecie i cos mnie w nim intryguje na tyle by poznac inne zapachy w takiej obsadzie,wiec zapisze Kantza.
OdpowiedzUsuńJeśli intryguje Cię ten duet to pozwolę sobie polecić jeszcze Dark Oud Montale i Rose d'Arabie Armani Prive. Mnie oba nie zachwyciły ale Ciebie mogą.
OdpowiedzUsuńA Rose Anonyme znasz?
Chyba mialas na mysli Black Aoud ktorego jeszcze nie poznalem a to za sprawa dobitnej podobno ilosci wlasnie rozy. W Dark Aoud nie ma jej na pewno. Tak wogole to nie jestem zwolennikiem tego kwiatu w pachnidlach i przewaznie lekcewaze kompozycje z jego udzialem, ale za sprawa Micallefa cos otworzylo mi furtke ciekawosci, glownie za zestawienie jej z agarem. Nie uznaje Aoud Men'a jako noszalny dla mnie choc podejmowalem takie proby. I mimo pierwszych testow kiedy to odrzuilem go gdzies na dno swojej kolekcji z kazdym kolejnym podejsciem docenialem coraz wecej, dlatego tez postaniwilem szukac dalej posrod ofert laczacych te dwa skladniki by byc moze znalezc idealnie zbalansowane i ukazane wzgledem moich oczekiwan. Rose d'Arabie sprawdze napewno chociazby w celu zaliczenia lektury PRive ktora daze sympatia bo poza OR spodobala mi sie takze Amber Orient. Rose Anonyme nie znam wogole. JEdnak pierszenstwo poznania maja Oudy bez rozy dlatego mysle ze nastepne beda Black Cube i My Oud :)
OdpowiedzUsuńNo jasne, że Black Oud, jakoś mylą mi się nazwy tych dwóch zapachów (bo ich samych pomylić nie sposób), dzięki za korektę.
UsuńRose Anonyme to także agar, w wyjątkowo urodziwym, niekontrowersyjnym, "letnim" wcieleniu.
Ambre Orient nie znam a szkoda- spis nut zapowiada się interesująco. Znam za to Ambre Soie- to Święty Graal dla wielbicieli anyżu, do których ja się niestety nie zaliczam.
Black Cube ja także nie znam. I również chcę poznać.
Skosztuje Rose Anonyme jesli jest dostepny i kosztuje rozsadne pieniadze za probke.Choc kiedy slysze ze letnie wydanie to nasuwaja mi sie mysli ze taki Oud moze byc pozbawiony swoich najlepszych w moim odczuciu cech a z drugiej strony mysle ze to moze byc zapach wlasnie na lato zaiwierajacy ten malo letni skladnik.
OdpowiedzUsuńAMbre Soie znam i mam jeszcze nawet gdzies kilka ml, nie uzywam za czesto choc szanuje i podoba mi sie jego oryginalnosc choc szalenstwa nie ma. Jednak powiem ze ten anyz odczuwalny na mojej skorze jest lagodny jak sam ten zapach i wkomponowuje sie naprawde bezbolesnie w calosc nawet na samym poczatku. Ale to moze moje szczescie ze moja skora nie uwydatnia go, bo lubie subtelnie zaakcentowany anyzek mimo swojej tak charakterystycznej woni i sposobie dosadnosci.To samo kiedy wiekszosc osob ma problem z przelknieciem otwarcia z anyzkiem w meskim Opium i nie pamietam czy chodzilo o wersje edt ale w mojej edp ktora dosc rozni sie jednak od lzejszego brata istnieje anyz skrojony perfekcyjnie bez kantow i zlosliwosci. Ma sie wrazenie ze bez niego nie bylo by juz tak wyrafinowanego komercyjnego orientu.
Mam taką teorię, że anyż dobrze pasuje męskiej skórze. Na moim Miłym lubię zapachy z anyżem, które na mnie doprowadzają mnie do mdłości: Opium PH na przykład lub Eau du Glorie tudzież Navegar. Nie mam do dyspozycji zbyt reprezentatywnej próby mężczyzn ale ci, którzy ulegli mojej zapachowej fascynacji na ogół dobrze zgadzali się z anyżkiem fatalnie, "ouzowo" układającym się na każdej kobiecie na której go wąchałam.
OdpowiedzUsuńRose Anonyme mimo że to kompozycja lekka i letnia nie jest wcale sephorowym świeżakiem z oudem tylko li w nazwie. Myślę że warto ją poznać.