sobota, 26 stycznia 2013

Serge Lutens: Cuir Mauresque; Parfum d'Empire: Cuir Ottoman, Keiko Mecheri: Cuir Cordoba

Skóra jedna z tych substancji, których zapach jest mi naprawdę miły. To jedna z najstarszych perfumeryjnych nut, początkowo jednak nie była składnikiem samego pachnidła a raczej dołączała się do kompozycji z jej nośnika. W XVI wieku bowiem paryscy rękawicznicy, którzy szyli z najcieńszej cielęcej skórki rękawiczki dla arystokracji nasączali swoje wyroby wonną olejową mieszaniną piżma, cywetu, ambry. Woń świeżo wyprawionej, zmiękczonej tłuszczem skóry mieszała się z zapachową kompozycją tworząc pierwsze być może skórzane pachnidło w dziejach.
Lubię skórę tak w szyprowym wcieleniu, w którym dla mojego nosa jest zwykle erotyczna, wilgotna i lubieżna, jak i w połączeniu z ambrą albo z przyprawami, podaną na orientalnie. Dziś opowiedzieć chcę o trzech zapachach, które eksplorują temat skóry na sposób wschodni dopisując do niej arabskie przyprawy i orientalne żywice.





 Cuir Mauresque

Po tym zapachu obiecywałam sobie bardzo wiele. Spis nut kusił korzennymi przyprawami, mirrą i cywetem, obiecywał balsamiczność i dymność. Niestety Cuir Mauresque na moim ciele układa się w sposób niezwykle syntetyczny, gryzący i ostry bardziej niż z samą skórą kojarząc się ze środkami do jej pielęgnacji. Otwarcie jest więc zwarte, mydlano- woskowe, gęste i lepkie niczym pasta do butów, rozpuszczające się pod wpływem ciepła ciała w poskręcane wstęgi nadtopionego plastiku unurzane w benzynie, nie wiadomo czemu tak słodkiej, jakby ktoś dodał do niej sporą dozę miodu lub klonowego syropu. Z wolna ten dziwaczny, niezbyt miły powonieniu akord ewoluuje w kierunku skóry, czarnej i połyskliwej, pociągniętej grubą warstwą lakieru albo zaimpregnowanej chemicznie w taki sposób, że stała się gładka i ciągliwa, niczym lateks.



Suchy, wytrawny akord przyprawowy złożony z otartej gałki muszkatołowej, cynamonu, kminku i goździków składa się w olfaktoryczne tło wraz z ciężkimi, dusznymi kwiatami jaśminu, więdnącymi od nadmiaru słodyczy i chemikaliów.
A później robi się ładnie. Naprawdę ładnie. Cywet, kastroleum i odrobina fizjologicznie brzmiącego oudu przełamują nachalną sztuczność i syntetyczność skóry. A może nie tyle przełamują co nadają jej inny kontekst. To co było wonią lakieru, impregnatu, mieszaniny estrów i tłuszczowych alkoholi przemienia się powoli nikły aromat starych, wyblakłych farb, woń koloru umbry i palonej sieny którymi jakiś nieznany artysta namalował obraz nie na płótnie czy papierze ale na dobrze wyprawionej zwierzęcej skórze. Jego kolory, przełamane żółcie, brązy, spłowiałe czerwienie dobrze komponują się z klasyczną lutensowską bazą, miodowo-blasamiczną, syropowato gęstą.



Cuir Ottoman


Kiss the boot of shiny, shiny leather 

Shiny leather in the dark 

Tongue of thongs, the belt that does await you 

Strike, dear mistress, and cure his heart.*


Cuir Ottoman to zapach dla fetyszystów, miłośników damskiego skórzanego obuwia, wysokich, kozaków lakierowanych na wysoki połysk i niebotycznych szpilek. Gładka i lśniąca, ciepła jak ciało skóra łatwo może budzić erotyczne skojarzenia, w Cuir Ottoman jest zaś czystą perwersją.


Intensywnie syntetyczne otwarcie to zapach lakieru, wosku, lepkiej, organicznej smoły i skóry, świeżo ściągniętej ze zwierzęcia, właśnie garbowanej, farbowanej i wyprawianej, kwaśnej i surowej, ostrej jak świśnięcia bata. Duszące chemikalia wdzierają się do gardła, idą do głowy otumaniając i odbierając wolę niczym rozpuszczalnik, klej, nadużyty alkohol. Ciemny, ziemisty irys muśnięty słodkawą owocowością balsamu tolu splata się z nutą benzyny, całkiem podobnej do tej z Cuir Mauresque. Przez jakiś czas nuty syntetyczne i akord skórzany pozostają w równowadze, w końcu jednak skóra, twarda niczym wbijający się w ciało obcas szpilki, przeważa i dominuje kompozycję podporządkowując sobie inne nuty. Zmysłowy akord balsamiczny, miękki, miodowy, sznurowany słodką, ciemną wanilią owija się pożądliwie dookoła imperatywnej skóry, oblepia ją wygładzając i rozjaśniając, wydobywając rozmyte i słodkie nuty pudrowe i przemieniając władczą i zdecydowaną skórę w miękki, luksusowy zamsz.



Dotyk delikatnego zamszu może być równie erotyczny co kontakt z lśniącą skórą licową. Subtelnie gorzkawy, zwodniczo miękki, przylegający do ciała cieniutki zamsz ułożony na krągłej, balsamicznej bazie z sugestią dymu z półwytrawnego kadzidła jest dekadencki, kapryśny i zepsuty do szpiku kości. Pozornie subtelny i układny za fałszywą słodyczą kryje  cynizm, który sam woli nazywać hedonizmem. Łączy w sobie wschodnie, dawne wyrafinowanie ze współczesną zachodnią demoralizacją nie tracą przy tym ani urody ani perwersyjnego wdzięku, któremu nie sposób nie ulec.




Cuir Cordoba

Zapach Keiko Mecheri to zdecydowanie najłagodniejsza i najłatwiejsza do noszenia skóra w tym krótkim zestawieniu. Jest ładna od pierwszej do ostatniej nuty, skonstruowano ją bez odwołań do technologii obróbki skóry, bez zapożyczeń z organicznej chemii. Słodka purdowość tego zapachu naśladować może dotyk zamszu na skórze równie udanie co zmierzch Cuir Ottoman, tym razem jest to dotknięcie pozbawiane erotycznych konotacji a miękkie i niewinne niczym muśnięcie anielskiego skrzydła. 
Ziemisty a jednocześnie słodki aromat kwiatów fiołka nasącza cienki zamsz tak jak XVI wieczne olejowe pachnidła nasączały rękawiczki ówczesnych elegantów, woń kwiatów zrasta się niemal z łagodnym aromatem zamszu, tak subtelnym i cywilizowanym, że wydaje się iż to materiał utkany ludzką ręką nie zaś zwierzęca tkanka.
Jasny, pogodny irys z bergamotkowym, hesperydowym zawijasem czyni zapach jeszcze ładniejszym, optymistycznym, niemal dziewczęcym. 


Cuir Cordoba ewoluując nie traci nic ze swej łagodności i przestronności. Jasny, miękki akord bazowy jest lekki i elegancki mimo sporej dozy orientalnych, lepkich żywic od których kompozycja wysładza się i gęstnieje. Rozpięta na ażurowej konstrukcji z kremowego, jedwabistego drewna sandałowego beznzoina wzbogacona bladą żywicą elemi razem z głęboką, cienistą paczulą tworzą trzeci a może nawet czwarty olfaktoryczny plan tej kompozycji, intymnej i ciepłej i przyjaznej, zbyt ładnej by zachwycić i zbyt uroczej by wzbudzić jakikolwiek odcień dezaprobaty.


*Wykorzystany tekst to fragment piosenki Wensu in furs Velvet Underground
Ilustrację pierwszą można znaleźć tutaj: http://www.overstock.com/Jewelry-Watches/Hand-painted-Black-Leather-Oriental-Jewelry-Armoire/3260481/product.html
Ilustracja druga pochodzi z bloga Submissive Gentleman http://subgent.tumblr.com
Ilustracja trzecia jest autorstwa Brunona Schultza (tak, tego od Sklepów Cynamonowych)
Ilustrację czwartą pożyczyłam z chomika sorelkaa


15 komentarzy:

  1. Hmmm , Cuir Mauresque zabiła mnie lutensowską tabazą , gdyby nie to , byłaby piękna , aczkoleiwek bardziej przyprawowa niż skórzana . Cuir Ottoman - damska torebka z barwionej skóry , owszem , przyzwoite toto ale nic żeby szaleć ,nie nadaje się do noszenia . Jedyna skóra godna miana skóry i wzbudzająca szaleństwo to Dzing! , amen :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cała trójka jest mi nieznana.
    A tak z innej beczki - zachwyciła mnie Twoja recenzja KWC na wizażu. I to do tego stopnia, że w kliknęłam na ebayu BB krem - Mishę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Parabelko a znasz Parfum de Peau? To jest dopiero SKÓRA, Dzing się chowa choć to pachnidło oryginalne i odważne.
    Lutensowa baza na mnie układa się dość łaskawie, w Cuir Mauresque nie zainwestuję jednak z powodu otwarcia, tak chemicznego że mózg wyżera.

    Tovo, dziękuję i cieszę się. Pewnie nabyłaś Misshę Signature- dla mnie to fantastyczny kosmetyk, mam nadzieję że na Twojej skórze sprawdzi się lepiej niż te kremy BB z którymi dotąd miałaś (nie)przyjemność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam , ale Dzing to skóra idealna , taka jaką kocham odkąd pamiętam .Niemniej nie znaczy to , że nie mozna skóry lepiej niż w Dzingu oddać ;)

      Usuń
    2. Dokładnie, chodzi o Mishę.
      Mam nadzieję, że mi przypasuje, bo ostatnio mam straszne problemy z doborem podkładów :)

      Usuń
    3. Ja też mam nadzieję że będziesz zadowolona z zakupu i że Sygnatura sprawdzi się u Ciebie przynajmniej tak dobrze jak u mnie.

      Usuń
    4. Próbeczka doleciała , pięknie dziękuję :* na razie wyczuwam któryś z dezodorantów perfumowanych , chyba Impulse z niewielką domieszką jakiejś Rexony , którego używałam na przełomie lat 80/90 , oraz przepyszny likier ziołowo-owocowy doprawiony obficie miodem . Skóry niet .
      Może powinnam sobie przeszczepić korę węchową :-/

      Usuń
    5. Brak skóry nie dziwi mnie zbytnio bo mój Miły także jej nie czuje. Twierdzi, że Parfum de Peau to szyprzący się kwiatowiec i dziwi mi się że z takim ukontentowaniem noszę nielubiany zwykle ylang i inne egzotyczne kwietne upojności.
      Miodu jednak niet. I likieru też niet.

      Usuń
    6. No popatrz , a na mnie wychodzi taki zapach , że człowiek szuka kieliszka ...

      Usuń
    7. Muszę kiedyś wypróbować Parfum de Peau w tym kontekście. A jak się po tym eksperymencie ubzdryngolę i zrobię coś niestosownego zwalę winę na Ciebie.

      Usuń
  4. Ha! Dla mnie recenzje trafione w 10tkę. Właściwie lubię nie tyle zapach skóry, co towarzyszące jej skojarzenia - pasta, terpentyna, nawet syntetyczne lateksowe akcenty, rozpuszczalniki itd. Dlatego Mauresque jest zapachem w sam raz dla mnie, choć wystarczy mi wąchanie - pachnieć nim chyba nawet nie chcę. Cuir ottoman najpierw zachwyca, potem nudzi. Peau, wspomniany przez Ciebie w komentarzach, jest dla mnie zanadto kojarzący się ze starością, a Dżing z kolei nieprzyjemnie zwierzęcy, tak jakoś obscenicznie.
    A i tak szukam terpentyny w perfumach :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Taa... Dzing wspaniały, Dzing oryginalny i odważny. Taaak. :]
    http://4.bp.blogspot.com/-603KnHlZeW4/Tqw5Hi4TDlI/AAAAAAAACtY/Jxe3fzLLRp4/s1600/przycampinguvp2.jpg
    [Rybo, przepraszam za zamieszczenie linku; ale on prowadzi tylko do fotografii, nie do recenzji, która ją zawiera ;> ]

    Co do recenzji, to nie znam Cuir Cordoba, choć pewnie przypadłaby mi do gustu, skoro najłagodniejsza z przedstawionych. Skóra-Lutensula jest specyficzna; imo trzeba się do niej przyzwyczaić, żeby ją docenić. Zaś Cuir Ottoman (zwana przeze mnie Otomańskim Ciurą ;P ) nie robi na mnie dobrego wrażenia; jest zbyt klaustrofobiczna. A Twoje z nią skojarzenie wykorzystałam swego czasu w recenzji Cuir Venenum PG [dziś uśmiecham się na myśl, jak skonfundowało mnie synestetyczne skojarzenie z wodą i jak starałam się z niego wytłumaczyć ;) ]. Niby nic oryginalnego w zestawieniu skóry z klimatami bdsm, jednak człowiek czuje się.. dziwnie, kiedy zobaczy, że ktoś inny także je zauważył.
    Ale już chyba powinnam przyzwyczaić się do tego, że nasze skojarzenia wędrują podobnymi ścieżkami. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Justyno znam Twoją terpentynową fascynację ale niestety nie znam zapachów, które mogłyby ją usatysfakcjonować. Lubię doszukiwać się syntetyczności w zapachach- CM to jednak dla mnie fabryczna hala w zakładach chemicznych.
    Dzing obsceniczny? Taaak.. pewnie dlatego tak go lubię.

    Wiedźmo Cuir Cordoba chętnie się podzielę, bardzo przyjemny zapach ale nie sądzę by Cię zachwycił. Bo jakoś mało wiedźmi jest.
    Link a raczej zdjęcie kryjące się pod linkiem- genialne. Zamieszczaj proszę więcej takich. Wiem, że za Dzingiem delikatnie mówiąc nie przepadasz (jak i za innymi kreacjami Giacobetti). Idę szukać Twojej recenzji Ciur Venenum.

    OdpowiedzUsuń
  7. W takim razie będę bardzo wdzięczna. :* Sprawdzić na własnej skórze nie zawadzi.
    Fotografii nie będę żałować, o ile recenzowane zapachy sprowokują mnie do ich wykorzystania. A arsenał złośliwych memów mam spory. ;>
    Wahałam się tylko, bo to jednak nie zawsze fajnie, kiedy w komentarzu pojawia się link do własnych wypocin. [przynajmniej nie to drażni; coś jak "fajny blog! Zapraszam do mnie"]
    Nie przepadam to delikatne stwierdzenie. :) Na szczęście moja próbka szybko znalazła bardziej łaskawą użytkowniczkę, na której pamiętam, że pokazały się irysy otulone zamszem, co mnie zdziwiło. Czyli Dzing kiedy chce, to potrafi. Cham. :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Irysy z zamszem w kontekście Dzinga i mnie dziwią. Na mnie to siarka, pot i kocie futro.
      No, coś wspaniałego.

      W końcu muszę się zabrać i wyskrobywać opowieść o Dzing!
      Jakkolwiek się go odbiera- to odważny zapach. I zasługuje na te parę słów.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...