Od kilku dni żyję rozdarta między czasami, w teraźniejszości wypełniam co ważniejsze obowiązki tak aby temporalne podróże nie wcięły się między tryby maszynerii mojego życia, każdą wolną zaś chwilę spędzam w renesansowym Rzymie, w salach watykańskich pałaców, w wiejskich posiadłościach romańskiej signorii. A wszystko to za sprawą Rodziny Borgiów, powieści Mario Puzo oraz nakręconego na jej podstawie telewizyjnego serialu.
Papież Aleksander VI o twarzy Jeremy'ego Ironsa, chóralna polifonia Palestriny, przebogata scenografia- wszystko to karmi wyobraźnię choć pod względem fabularnym i historycznym książka daleko w tyle pozostawia filmową adaptację.
Lśniąca, złocista, nieco pudrowa Ambra d'Fiore przywodzi na myśl przebogate wnętrza pałaców Watykanu albo wspaniałe, ozdabiane drogocennymi kamieniami sutanny kościelnych hierarchów lub ciężkie suknie jawnie i dumnie przechadzających się korytarzami sławnych i pięknych kurtyzan. Nim jednak Ambra d'Fiore rozsnuje się w aksamitny, powłóczysty obłok, nim osiądzie na skórze ciężkim, złotym pudrem wdziera się do gardła apteczną wprost szorstkością, słodko gorzką spoistą wanilią złożoną z wytrawnym cynamonem nie w postaci kulinarnie kojarzącego się proszku a zwiniętych, chropowatych płatków kory, palących i ostrych. Ni chybi tak pachnieć mogła słynna cantarella, tajemnicza trucizna, którą Borgiowie usuwali niewygodnych i uciszali zbyt wiele mówiących.
Gdy mięknie intensywne otwarcie zapach z wolna rozpływa się jak światło na obrazie pędzla włoskiego mistrza renesansu. Ambra, kremowa i gęsta, jakby rozproszona, załamuje promienie, tworzy świetlistą i złotą aurę w której proszkowy ślad korzennych przypraw układa się niepospolicie miękko i sucho. Echa kadzidlanego dymu z nieodległej Kaplicy Sykstyńskiej, chóralna polifonia Missa de Beata Virgine, kwiatowy, mleczny powidok, może właśnie wymienionego w nutach opium, które według filmowych scenarzystów palił Juan Borgia, średni syn papieża, na ukojenie bólu, goryczy ciągłych porażek i złości niespełnionych ambicji składają się na pachnidło urodziwe, bogate i wyrafinowane niczym kunsztowna, wysoka fryzura wielkiej damy.
Subtelnie słodka od sandału głębia zapachu muśnięta palonym drewnem jest miękko- miałka, bursztynowa i sypka; mięsista ambra zagęszcza się, staje się namacalna, ciepła jak wygrzane namiętnością ciało.
Ambra d'Fiore to zapach łagodny jak spojrzenia postaci malowanych przez Domenico Ghirlandaio czy Lorenzo di Credi. Twarze portretowanych władców, możnych i dam są nieodmiennie spokojne, ich oczy patrzą na podziwiających kunszt dawnych mistrzów z niezmąconym opanowaniem, zdają się być całkiem poza ludzkimi namiętnościami, poza słabościami i pragnieniami.
A przecież wiemy że oni także doświadczali żądzy, snuli spiski, że chorowali z ambicji, że targały nimi emocje czasami prowadzące czasami do skrytobójstwa a czasami do pozamałżeńskiej ciąży, że pławili się w pomysłowej i niepohamowanej rozpuście niczym nieustępującej naszej rozwiązłości. Że pragnienie władzy i bogactwa jest niezmienne przez wieki i na wieki.
By się o tym przekonać starczy spojrzeć im głęboko w oczy.
Ilustracja pierwsza to poster serialu Rodzina Borgiów
Ilustracja druga to fragment portretu Lukrecji Borgii pędzla Bartolomea Veneziana.
Ilustracja trzecia przedstawia Rodrigo Borgię, papieża Aleksandra VI. Niestety, nie wiadomo kto był portrecistą.
Missa de Beata Virgine Giovanniego Pierluigi de Palestriny w wykonaniu Chóry Katedry Westminsterskiej.
Gdy mięknie intensywne otwarcie zapach z wolna rozpływa się jak światło na obrazie pędzla włoskiego mistrza renesansu. Ambra, kremowa i gęsta, jakby rozproszona, załamuje promienie, tworzy świetlistą i złotą aurę w której proszkowy ślad korzennych przypraw układa się niepospolicie miękko i sucho. Echa kadzidlanego dymu z nieodległej Kaplicy Sykstyńskiej, chóralna polifonia Missa de Beata Virgine, kwiatowy, mleczny powidok, może właśnie wymienionego w nutach opium, które według filmowych scenarzystów palił Juan Borgia, średni syn papieża, na ukojenie bólu, goryczy ciągłych porażek i złości niespełnionych ambicji składają się na pachnidło urodziwe, bogate i wyrafinowane niczym kunsztowna, wysoka fryzura wielkiej damy.
Subtelnie słodka od sandału głębia zapachu muśnięta palonym drewnem jest miękko- miałka, bursztynowa i sypka; mięsista ambra zagęszcza się, staje się namacalna, ciepła jak wygrzane namiętnością ciało.
Ambra d'Fiore to zapach łagodny jak spojrzenia postaci malowanych przez Domenico Ghirlandaio czy Lorenzo di Credi. Twarze portretowanych władców, możnych i dam są nieodmiennie spokojne, ich oczy patrzą na podziwiających kunszt dawnych mistrzów z niezmąconym opanowaniem, zdają się być całkiem poza ludzkimi namiętnościami, poza słabościami i pragnieniami.
A przecież wiemy że oni także doświadczali żądzy, snuli spiski, że chorowali z ambicji, że targały nimi emocje czasami prowadzące czasami do skrytobójstwa a czasami do pozamałżeńskiej ciąży, że pławili się w pomysłowej i niepohamowanej rozpuście niczym nieustępującej naszej rozwiązłości. Że pragnienie władzy i bogactwa jest niezmienne przez wieki i na wieki.
By się o tym przekonać starczy spojrzeć im głęboko w oczy.
Ilustracja pierwsza to poster serialu Rodzina Borgiów
Ilustracja druga to fragment portretu Lukrecji Borgii pędzla Bartolomea Veneziana.
Ilustracja trzecia przedstawia Rodrigo Borgię, papieża Aleksandra VI. Niestety, nie wiadomo kto był portrecistą.
Missa de Beata Virgine Giovanniego Pierluigi de Palestriny w wykonaniu Chóry Katedry Westminsterskiej.
To bardzo interesujące wcielenie ambry, której się trochę boję... bo może być słona (w Scencie akceptuję) może być rybna, a może - i to najczęściej - przesłodzona i nadużywana jako tło, zżerające całą resztę zapachowego obrazu
OdpowiedzUsuńAaaa, bo skonam!
OdpowiedzUsuńWczoraj skończyłam oglądać drugą serię "Borgiów". O.o I już domagam się trzeciej. :D To był jeden z najbardziej udanych prezentów gwiazdkowych, jakie ostatnio otrzymałam. Teraz mam zagwozdkę, jak tu za rok utrafić w gust darczyńcy, żeby był równie zadowolony. ;) [bo w tym chyba się nie udało.. :) ]
Zostało jeszcze poczytać Puzo, będzie komplet. :)
Dlatego Twoje skojarzenie ogromnie przypadło mi do gustu. Choć sama zapach odbieram inaczej.
Justyno ambra w Fiore d'Ambre nie jest na mój nos ani trochę słona- ale i tak jest piękna. To nie jest syropowaty, monolityczny ambrowiec. Nie jest to też ambrowy słodziak, słodycz jest subtelna, bez śladu scukrzenia.
OdpowiedzUsuńWiedźmo, możemy podać sobie ręce, mnie też zafascynował serial. Długo się broniłam przed jego oglądaniem ale po pierwszym odcinku przepadłam i natychmiast nabyłam książkę.
I tak między nami- powieść jest o wiele, wiele lepsza. Postacie (w tym niesamowita Catarina Sforza) są bardziej charakterystyczne, spójne, wyraźniej zarysowane, narracja sprawna i gęsta.
No i lektura tuż po obejrzeniu filmu nie będzie nużyć. Scenarzyści pominęli wiele wątków, inne pozmieniali, ubarwili, dodali coś od siebie-- powstały rezultat jest spektakularny, zgadzam się ale i tak warto sięgnąć do Puzo.
Od paru miesięcy odczuwałam głód dziesiątomuzowej fabuły. ;) Zaczynałam oglądać kilka seriali, ale nudziłam się po kilku odcinkach. Najdłużej wytrzymałam w towarzystwie "Gry o tron", półtora sezonu. [BTW, na wdzięki świata przedstawionego zarówno w książkach, jak i serialu jestem średnio czuła; szybko mnie męcz. Trochę dziwne, bo to przecież Opowieść przez duże O. Widać zbyt mało bajkowa. ;) ] Aż tu nagle trafili się "Borgiowie". I jak Ty, kombinowałam, jakby tu najszybciej uporać się z obowiązkami, by jak najszybciej wrócić do ich świata. :) Czy sprawił to jak zawsze niezawodny Irons, czy nietypowo urodziwy François Arnaud w roli Cezara? A może po prostu ten świat łatwiej wziąć sobie do serca?
UsuńJeżeli powieść jest znacznie lepsza, chyba nie ma już dla mnie ratunku. ;) A jeszcze Ty potwierdziłaś moje podejrzenia co do Catariny Sforzy: że to postać bardziej pełnokrwista, niż ukazano w serialu, że fabuła telewizyjna "coś" jej odebrała. Innym postaciom też, lecz jakby w mniejszym stopniu. Tak sobie dumałam. Będę szukać!
Gra o Tron to jak mi się zdaje fantasy. Jestem totalnie odporna na uroki tego gatunku, zwykle gubię się na pierwszych stronach książki albo po pierwszych dziesięciu minutach filmu i później desperacko przez dłuższy czas staram się zorientować o co właściwie chodzi (w wypadku filmu dopytując podczas jego trwania dowolnie wybraną ofiarę, najczęściej ku jej głębokiej irytacji).
UsuńDo Borgiów przekonał mnie właśnie historyzm tego serialu, jego osadzenie w faktach. Pokrętnie interesuje mnie to oblicze Kościoła o którym sam Kościół mówi niechętnie albo też nie mówi wcale- niewola awiniońska, herezje, schizmy, symonia, walka o władzę, seks. O papieżu Aleksandrze i jego dzieciach trochę wcześniej czytałam, ciekawa byłam na ile odważni okażą się twórcy serialu -okazali się bardzo powściągliwi. Kazirodczy związek między Lukrecją a Cezarem został ledwo zarysowany, całkowicie pominięto domniemane kazirodztwo między córką a ojcem a także to, że Rodrigo kupił sobie papiestwo nie tylko srebrem i posiadłościami ale także dziewictwem dwunastoletniej Lukrecji (to, co ciekawe, pomija także Puzo).
Znikły gdzieś także liczne soczystości jak na przykład bankiet kasztanów.
Choć myślę, że twórcy Rodziny Borgiów nie poprzestaną na dwóch sezonach. Materiału jest na przynajmniej dwa razy tyle- już czekam na kolejne odcinki.
Kiedy ja lubię fantasy, i to bardzo! Nawet cieszyłam się, że zaraz po Borgiach trafiłam na kolejną świetną filmową Opowieść, "Hobbita" najnowszego. :)
UsuńA próbowałaś pomyśleć o tym nurcie jako o przedłużeniu fascynacji światem baśni i mitów?
Historyczność serialu nie zawsze jest argumentem. Bo nawet, kiedy ten wydaje się opowiadać o historii, w praktyce między faktami a imaginacją scenarzystów. Żeby wymienić "Dynastię Tudorów", gdzie pod zręcznym pozorem historycznej prawdy bzdura goni bzdurę - a jednak jakoś oglądać toto się dało; do pewnego momentu przynajmniej. ;)
Współczesna historiografia coraz sceptyczniej podchodzi do erotycznych związków Lukrecji z ojcem czy braćmi. Ostatecznie nie pierwszy raz dawni historiografowie (lub zwykli plotkarze, współcześni tematowi naszych rozważań) w podobny sposób oczerniali nielubiane postaci. Nie mówię, że informacje o kazirodztwie to bujda na resorach, wolałabym jednak podchodzić do nich ze znacznym sceptycyzmem. Jak do bestialstwa Elżbiety Batorówny na przykład.
Serialowe związki między Lukrecją a Cezarem odbieram jak coś, co zatrzymało się na krawędzi kazirodztwa; rodzaj platonicznego zakochania dwóch silnie związanych ze sobą osób. Jakoś tak.
A do bankietu kasztanów według danych historycznych zostało nam jeszcze trochę czasu, spokojnie. :] Może się pojawi.
Trzecie seria ponoć już jest w realizacji. :)
Ja mitologię, baśnie i legendy traktuję nie tylko literacko ale i antropologicznie. Szukam różnych wersji, porównuję, szukam wzoru w jaki różne podania przenikają się ze sobą, jak symbole wędrują między czasami i kulturami. jak ewoluują motywy i postacie. W Fantasy nie umiem odnaleźć tych uniwersalnych elementów, po prostu to gatunek nie dla mnie.
UsuńDynastii Tudorów nie widziałam- ale oglądałam zbyt wiele skopanych filmów historycznych by nie przyznać Ci racji.
Możliwe, że współcześni przypisywali Borgiom więcej występków niż ci faktycznie popełnili ale weź poprawkę na czasy, w których żyli. Wtedy kazirodztwo nie było aż tak szokujące, prostytucja, dzieciobójstwo, symonia były na porządku dziennym, celibat był pustym przepisem a usuwanie niewygodnych i odsyłanie ich na łono Abrahama praktyką powszechną.
Oczywiście, nikt nie pochwalał powyższych czynów ale były one tak wstrząsające dla człowieka renesansu jak dla nas.
Na trzecią serię Rodziny Borgiów czekam zaś z niecierpliwością.
To tak, jak i ja. Dlatego właśnie fantastyka do mnie "trafiła": jako prosty sposób na przedłużenie opowieści ze świata baśni i mitów a przez to jako zawoalowany sposób na ukazanie człowieka "nagiego", bez tych wszystkich kulturowo-cywilizacyjnych domieszek. W mojej opinii o tym właśnie pisali Lem, Tolkiem czy Ursula Le Guin. Ale rozumiem: w końcu Boy Żeleński też wychodził z kina i prosił o przetłumaczenie filmu na bardziej ludzki (czytaj: teatralny) język. ;) Miał facet szczęście, że nie epatowano go fantasy o wampirach. ;>
UsuńZ Borgiami racja. Ich rzeczywistość BYŁA okrutna z naszego punktu widzenia. My jednocześnie zdajemy sobie z tego sprawę i nie.
Bo to niby "oczywista oczywistość" ale z drugiej strony lekko przeraża nas, kiedy sobie wyobrażamy, że np. mielibyśmy z ochotą uczestniczyć w publicznej egzekucji; i nie chodzi tu o "czystą" dekapitację toporem tudzież inną gilotyną ale o wymyślną, kilkugodzinną kaźń. Więc chcąc nie chcąc jakoś tam poczynania historycznych postaci szufladkujemy. Odmienna wrażliwość.
I bądź tu mądra! ^^
A Nielsa Bohra przyjaciele wcale nie chcieli zabierać do kina, podano przez cały sens dopytywał się o co właściwie chodzi bo nie potrafił nadążyć za fabułą.
UsuńMiło być w takim towarzystwie, szkoda tylko że nie dysponuję umysłem na miarę Boya czy Bohra.
Okrucieństwo naszych czasów wydaje mi się mnie mniejsze- jest jednak subtelniejsze, mniej dosłowne. My sublimujemy okrucieństwo, przenosimy je do sfery symbolu- podobnie czynimy z karami za czyny penalizowane, w fascynujący sposób pisze o tym Focault. Ocenianie historycznych postaci naszymi kategoriami wydaje się być pewnym nadużyciem, podobnie jak ocena danej kultury kategoriami innymi niż jej własne.
Ale swoją drogą- jak inaczej mamy poznawać i oceniać?
No ale zawszeć to jak należeć do Mensy. ;) Koleżanka Einsteina i fogle... ;P
UsuńNo i jak zwykle drepczemy w kółko. Ech, humanistyka... ;)
Gdyby nie wszystkie te wątpliwości i ściany do przepchnięcia, nie byłaby tak fascynująca. :)
Rzecz w tym że mimo humanistycznych zainteresowań ja mam umysł ścisły, skłonny do redukcjonizmu, często nadmiernego i nieuzasadnionego.
UsuńI moimi ścisłymi i sztywnymi kategoriami sprawę mierząc nie da się zobiektywizować etyki i wartości moralnych to bowiem co w jednej epoce lub kulturze jest zachowaniem normalnym w innej będzie zbrodnią lub perwersją. Pewnie więc lepiej rezygnować z ocen etycznych jako takich- ale to wcale nie takie proste, te kategorie same pchają się do myślenia i trzeba sporo czujności by odróżnić fakty od ich instynktownej oceny.
Mnie serial nie wciągnął, wytrzymałam 2 pierwsze odcinki i nie zaiskrzyło :)
OdpowiedzUsuńMyślę że miło jest się różnić, i to we wszystkich upodobaniach. Tych zapachowych, modowych, kolorystycznych, literackich, filmowych.
UsuńDzięki temu jest ciekawiej.
Też tak myślę :)
Usuń