sobota, 9 lutego 2013

Perris Monte Carlo: Bois d'Oud oraz Oud Imperial

Czym jest brzydota? Czy jest to tylko przeciwieństwo piękna czy też całkiem nowa kategoria estetyczna? Rozumiane jako negacja piękna pojęcie brzydoty przez wieki przechodziło ewolucję nadążając za zmieniającymi się znaczeniami swego zaprzeczenia. Brzydota oznaczała więc brak proporcji i symetrii, nieintegralność, niefunkcjonalność, zepsucie. Żadna z tych negatywnych definicji nie wyczerpuje nieskończonych jak się wydaje zjawisk brzydoty a także nie wyjaśnia dlaczego niezaprzeczalna szpetota może wzbudzać wstręt a może zainteresowanie, dlaczego bezapelacyjna brzydota może się podobać, wydawać się miła, pociągająca, dlaczego w końcu dzieło sztuki oparte na brzydocie może być piękne.

Rodzina Perris w swej pachnącej kolekcji dwa agarowce, Bois d'Oud oraz Oud Imperial. Między nami mówiąc- oba są szpetne. O ile jednak Bois d'Oud w swej brzydocie budzi u mnie jednoznaczną niechęć o tyle Oud Imperial, równie nieładny fascynuje mnie i pociąga. Gotowam nawet stwierdzić, że mimo brzydoty (a może właśnie dzięki niej!) jest piękny.





Fenomenologia brzydoty

Bois d'Oud

Bois d'Oud jest suchy, szorstki, niemal łuszczący się. W fakturze przypomina cienką skórę starego człowieka, wyraźne fizjologiczne, kwaśne  spektrum zapachowe agaru i słodka owocowość jeszcze pogłębiają to wrażenie.



Lizolowo ostre, gryzące otwarcie to pełen zadr i kolców, odwodniony, liofilizowany oud spleciony z wędzoną śliwką węgierką, którą zbyt długo trzymano w gorącym dymie aż stała się pomarszczona, skórzasta, wiórowata. Pozostała z niej słodycz splata się ze słodyczą ujętych w piżmowe ramy, przywiędłych kwiatów. Pudrowy irys sprawia, że akord ten przypomina woń starego, aromatyzowanego pudru, wciąż sypkiego ale zjełczałego i wyjedzonego światłem. 

Suchy, piwniczy paczulowy kurz potęguje odczucie zetlałości, mroku i starości. Ciemność Bois d'Oud nie jest tajemnicą, piekielnymi czeluściami ani zmysłową obietnicą. To tylko brak światła, wyszarzający wszystkie kolory, zlewający kształty w amorficzny cień, depresyjny i ponury. 
Oud wytraca powoli impet otwarcia lecz zachowuje wciąż moc wysysania z zapachu każdej kropli wilgoci, soczystości, witalności, wydaje się że wszystko co wejdzie w krąg jego olfaktorycznych wpływów zamiera, kurczy się, traci barwy, mumifikuje się i w końcu rozpada się w proch.


 


Kruchy kwiat pomarańczy przez chwilę wypełnia zapach światłem zawieszając drobiny paczulowego kurzu w jasności wpadającej przez od wieków nieotwierane drzwi ale po jakimś czasie i on ulega niszczycielskiej mocy oudu, płatki szarzeją, kurczą się a jaskrawość żółtego pyłki płowieje mieszając się z pyłem. Ciężka, słodka, wanilia dociąża finisz zapachu zlepiając paczulę w lekkie kłaki -koty, które w ruch może wprawić byle podmuch. Jednak w Bois d'Oud powietrze wciąż jest duszne i nieruchome, wirujący po drewnianej podłodze bity kurz wydaje się być poruszany przez duchy.




Imperial Oud



Przez kilka pierwszych chwil naniesiony na skórę Imperial Oud wydziela intensywnie alkoholowy zapach ziołowej nalewki mojej Babci, uniwersalnego leku przeciw dolegliwosciom żołądka. Nigdy nie dane mi było poznać dokładnej receptury tego specyfiku, wiem jednak że na liście składników wysoką pozycję zajmował piołun- i czuję go wyraźnie podczas kilku pierwszych sekund życia Oudu Imperialnego.



A potem pojawia się labdanum.
Potężne, słono- gorzkie, dymne a jednocześnie animalne, pełne wewnętrznego ognia. Obiektywnie niezbyt urodziwe ale dla mojego czystkolubnego nosa rozmiłowanego w tym co gorzkie i słone- absolutnie piękne.
Agar na razie jest tylko podbiciem, mrocznym, ruchliwym, żywym niczym rtęć, gęstym, oblepiającym zmysły. Zwęglone ziarna kminku, gorące i skwierczące, wprost z Incense Normy Kamali oraz kłębiste, ciemne i gorzkie kadzidło splatają się w woń spalenizny, dziwaczną, organicznie nieprzyjemną, fascynująco brzydką. Paczula, podobnie sucha jak w Bois d'Oud tutaj wydaje się być jednocześnie skórzasta i pylista, pokrywająca kurzem stare, zmurszałe, nasiąkłe wilgocią i czasem drewno.


Dopiero po dobrych dwóch godzinach oud nabiera mocy dominując harde labdanum i zagarniając sobie jego dominium. Zapach stygnie, kwaśnieje czerwonością najprawdziwszego włoskiego octu balsamicznego z czerwonego moszczu, która chwilami łagodnieje do skwaśniałego, wytrawnego, ciężkiego wina. I tak trwa niezmiennie dłuży czas.
Zmierzch pachnidła, wciąż ciemny i ostry to powrót ciepła upostaciowionego w nieco ziemisty, słodko-gorzki szafran przesypany solą i popiołem.


Ilustracja pierwsza to fragment obraz Vanitas (Marność) Bertrando Strozziego z 1637roku

Ilustracja druga pochodzi z http://polskalokalna.pl/galerie/galeria/krypty-klasztorne/zdjecie/duze,900861
Ilustracja trzecia to fragment prawego skrzydła Ołtarza z Isenheim- Kuszenie Świętego Antoniego Matthiasa Grünewalda malowanego w latach 1512-16. Na kolana przed wyobraźnią Mistrzów Średniowiecza!
Ilustracja trzecia to fragment obrazu Heinricha Fussli (Tak, tego bezlitośnie przez Was wyśmiewanego) Tytania obejmująca Bottoma z 1792roku


20 komentarzy:

  1. Pierwszy obraz znam pod tytułem "Stara kokota" i wręcz idealnie dobrałaś go do opisu , brawo !
    Natomiast zastanawiam się , dlaczego nieszczęsny św.Antoni otoczony jest przez maszkary i dlaczego nazywa się to "kuszenie" . Przecież on biedak wygląda raczej na przerażonego niż walczącego z pokusami , chyba że pokusą jest - w tym wypadku - drapnięcie gdzie pieprz rośne :P . Powinno się to nazywać Straszenie św.Antoniego i doprawdy nie rozumiem idei - jak widok maszkar i potworów mógłby skusić kogokolwiek do grzechu ? A zwłaszcza ten pokryty wysypką facet z wodobrzuszem w lewym dolnym rogu .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie.

      Co do kuszenia zaś- to przecież było średniowiecze. Konwencja epoki wymagała by to co złe zawsze było paskudne. Swoiste moralizatorstwo i przykładanie znaczenia do edukacyjnego aspektu sztuki nakazywało twórcom malowanie diabłów jako czegoś pokracznego, brzydkiego, chorego- co by się grzesznik napatrzył i z lęku przed mało estetycznym potępieniem nie chciał grzeszyć dalej.
      (swoją drogą myślę że to bujda, po prostu w każdej epoce ludzie lubią sobie popatrzeć na coś strasznego, obrzydliwego albo potwornie brzydkiego, to nam sprawia przyjemność)

      Tak czy inaczej złu odmawiano prawa do urody, harmonii proporcji. Nawet rozsądna skądiną Hildegarda z Bingen komponując Ordo Virtutum partie diabła nakazała mówić a nie śpiewać. Zło bowiem nie powinno być, według niej, zdolne do śpiewu- bo śpiew jako akt piękna zbliża do Boga.

      Facet z wodobrzuszem natomiast to mój ulubieniec.
      Ludzie średniowiecza mieli taką wyobraźnię, której każdy surrealista mógłby tylko pozazdrościć.

      Usuń
    2. Hehe , facet z wodobrzuszem akurat nie jest wymysłem artysty w przeciwieństwie do reszty - o ile pamiętam , jest to portret człowieka albo z zatruciem sporyszem albo z jakąś inną chorobą częstą w średniowieczu , tylko nie pamiętam jaką *torba*
      Niemniej kuszenie przez paskudy jakieś mało logiczne jest ;)

      Usuń
    3. Człowiek średniowiecza powiedziałby pewnie, że kuszenie pięknem jest mało logiczne- toć kuszony mógłby wtedy ulec- i zgrzeszyć!

      Myślę że ani wodobrzusze ani czyraki, którymi facet jest dotknięty to nie jest ani twórcza wizja ani żadna licencia poetica- jak pisał Huizinga, w wiekach średnich brzydota była bardziej niż dziś brzydka, choroby bardziej przerażające.

      Z tego co pamiętam sporysz powodował halucynacje i niedokrwienie kończyn, tak zwany ogień św Antoniego- ale czy wodobrzusze--nie kojarzę.

      Usuń
    4. No właśnie ja też nie pamiętam , ale pamiętam jakąś zagadkę na temat na co on jest chory i coś tam o sporyszu było , chociaż też wiem że halucynacje i drgawy .W każdym razie ten akurat Pryszczaty nie jest demonem ;)

      Usuń
    5. Nie jest. Ale może właśnie od tego sporyszu halucynuje to całe kuszenie i wszystkie te maszkary molestujące Antoniego.
      Jeśli tak jest to wyraz jego twarzy pozwala podejrzewać że te wizje nie są mu tak całkiem niemiłe.

      Usuń
    6. I to już jest zboczenie - radość na widok kuszenia maszkarami :P nie rozumiem średniowiecza , ni dudu :P

      Usuń
    7. Oj tam- a Ty myślisz że współczesna młodzież faszerująca się LSD albo psylocybinie za każdym razem ma good trip? Zaręczam Ci że nie, niektóre "kwasy" są nawet znane z tego że fundują loty podobne do boschowskich, piekielnych wizji. Ba, znałam nawet kiedyś narkomana, który gustował w LSD "kotku", który powodował jazdy paranoiczne- człowiek przez całe miasto uciekał przed wyimaginowanymi, próbującymi go zabić prześladowcami.
      Facet to wyraźnie lubił.

      De gustibus non disputandum est.

      Usuń
  2. Widzę, że skojarzenia, co do Oud Imperial mamy podobne. Ja też nie mogłem się opędzić od wrażenia, że to brat Incense Kamali. Cały czas testuję. Niedługo próbka zobaczy dno, ale wciąż nie mogę go rozgryźć do końca.

    Pozdrawiam, Marcin.

    Ps. Widzę, że masz atak botów. Najlepiej z poziomu menu Komentarze poprzenoś te komentarze do folderu SPAM i później Blogger powinien coraz lepiej je rozpoznawać, i automatycznie przenosić do spamu. Ręczne usuwanie bywa kłopotliwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe że brat- ale młodszy, subtelniejszy i mniej apodyktyczny. Natomiast niewątpliwie równie turpistycznie piękny.

      Dziękuję za radę w sprawie bootów, mam nadzieję że odpuszczą.

      Usuń
  3. Mam takie samo zdanie tym razem. Żaden jednak mną nie owładnął, przynajmniej ostatni wydał się interesujący. Ale to wciąż nie to, w moich poszukiwaniach oudu mi odpowiadającego nie widzę, niestety, światełka w tunelu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oud Imperial jest w sumie mało oudowy. I chyba zdecydowanie za mało lizolowo- ostry by Cię zainteresować.
      Bois d'Oud bardziej gryzie- ale to że Tobą nie owładnął jakoś mnie nie dziwi. Toż to paskuda.

      Usuń
    2. Ja lubię paskudy! Ale tylko sympatyczne...

      Usuń
  4. śniło mi się, że znów jestem w szkole siedzę w pierwszej ławce przed biurkiem nauczyciela i czekam razem z klasą aż ten przyjdzie i w końcu wchodzisz .... Ty siadasz przed biurkiem, tak blisko, że mogłabym Cię dotknąć i zaczynasz lekcję. Nie zwracasz na mnie uwagi, nie poznajesz mnie. Cała lekcja jest taka rozmyta siedzę i rysuję. Wiem, że Ty to Ty, ale skoro tak bardzo mnie nie znasz to pod koniec lekcji tracę pewność, że kiedykolwiek się znałyśmy. Po lekcji kradnę dziennik, żeby sprawdzić nazwisko nauczyciela, sprawdzić czy na prawdę można być sobie tak obcym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale nie jesteś już w szkole i nie potrzebujesz nauczyciela. Może ten sen to właśnie Ci sugerował.
      Serdeczności

      Usuń
  5. Teraz sobie powalam! Wreszcie!
    Celowo nie zaglądałam do Ciebie przed napisaniem swoich bajęd na temat perrisowych oudów, bo piszesz tak obłędnie sugestywnie, że ani chybi niczego bym już nie wymyśliła mądrego. I miałam rację.
    Fantastyczne recenzje, genialnie barwne opowieści, cudowny nastrój. To jest to, co tygrysy lubią... :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Napiszę tylko tak: "Nie to jest ładne, co jest ładne, lecz to, co się nam podoba" :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Sabbath, dziękuję. Ażem się zarumieniła od Twoich komplementów.

    Tovo- dokładnie tak. Vide- zapach benzyny i acetonu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co to za lakieromaniaczka co nie lubi acetonu? :P

      Usuń
    2. Taka ktora używa zmywaczy bezacetonowych???
      :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...