sobota, 20 lipca 2013

Hermes: Voyage d'Hermes

Mam świadomość tego, że nie każdemu perfumoholikowi i nie każdej perfumoholiczce odpowiada styl Jeana Claude'a Elleny i jego olfaktoryczne haiku, poematy proste, oszczędne w formie, starannie przemyślane. Kompozycje Hermesa dowodzą, że więcej niekoniecznie znaczy lepiej a bogactwo i przepych nie są warunkami koniecznymi wyrafinowania.
By uzyskać charakterystyczna czystość i przejrzystość swoich pachnideł Ellena z precyzją chirurga wycina tylko te spektra wonnego widma każdej nuty, które go akurat interesują a to sprawia, że tropienie nut jest, przynajmniej dla mnie, niezwykle trudne. Łatwo jest jednak rozpoznać charakterystyczny i spójny styl Elleny, nie tyle uniseksualny co androgeniczny a właściwie pozostający poza płciami.
Voyage d'Hermes jest dokładnie takim zapachem jakiego można się było po Ellenie spodziewać. Co wcale nie znaczy,że jest zapachem przewidywalnym.


Czystość kryształu

Najkrócej mówiąc- Voyage d'Hermes w wersji wody perfumowanej pachnie tym piękniej im dłużej znajduje się na skórze. Otwarcie, ostre, zdecydowane, chłodne niczym dotyk skalpela na skórze tworzy przestrzeń. Obudowuje ją szkłem, ujmuje w płaszczyzny i proste kąty. Jedwabiste, drzewno- rosołowo- selerowe Iso E Super przeplata się z aromatem soku z zielonkawej jeszcze cytryny rozcieńczonego chłodną, krystaliczną wodą. Jak z takiego połączenia wyjść może zapach ostry i przeszywający, nie wiem. Ale takie jest właśnie kilka pierwszych chwil z Voyage.


Akord cytrusowy szybko zagęszcza się wsparty na zielonych nutach kojarzących mi się ze zmiażdżonymi w dłoniach liśćmi pomarańczy. W tle przemyka kilka pudrowych, kwiatowych nutek ale nie mam szans by poświęcić im stosowną ilość uwagi bo oto pojawia się akord przyprawowy. No, powiedzmy przyprawowy. Po prostu nie umiem tego "czegoś" lepiej nazwać. Ellena wyekstrahował z kardamonu, pieprzu i, chyba, kuminu pojedyncze olfaktoryczne wrażenia, elementarne części na jakie rozpada się zapachowa nuta i te abstrakty połączył tworząc akord, który jest jednocześnie intensywny jak pieprz, zamszowy niczym świeże ziarna kardamonu, ostry, przenikliwy, czysty i gładki niczym tafla wody. 


Wwąchując się w ten akord wcale nie mam wrażenia obcowania z czymś co powstało z naturalnych olejków zapachowych albo nawet z czymś co jest naturą inspirowane. Ta faza Voyage przypomina mi bardziej zapach jakiejś substancji powstałej dzięki ultranowoczesnej technologii. Czegoś zimnego, sterylnego, przeźroczystego, pociągającego ale jednocześnie obcego zmysłom. Tak mógłby pachnieć ciekły kryształ- gdyby ciekły kryształ posiadał jakąś woń. 
Nuty głębi nadchodzą powoli, transformacja zapachu jest tak rozciągnięta w czasie, że umyka powonieniu. Voyage nie tracąc na intensywności i pojekcji z wolna zapada się w sobie, pogłębia się i wolno, bardzo wolno wytraca swój technologiczny, abstrakcyjny wyraz na rzecz hmm, naturalności? Konkretu?


Nie do końca. Pewnym jednak jest, że zapach wygrzewany na ciele pięknieje i uczłowiecza się tak jakby znajdował powinowactwo do naszej skóry i z wolna stapiał się z nią zamiast odstawać zimnem i kątami. Ambra, albo raczej ambroksan, lekkie, syntetyczne molekuły białego piżma oraz Iso E Super, które wytraciło charakterystyczną lubczykowatość i teraz mieni się czystym, atłasowym drewnem cedrowym wypełniają stworzoną przez otwarcie przestrzeń, napierają na przeźroczyste ściany, które bezgłośnie ustępują w końcu i zapach rozlewa się po ciele, wtula się w skórę, wciąż przeźroczysty, transparentny i czysty, jaśniejący wewnętrznym światłem.

Dla porządku dodam jeszcze, że Voyage d'Hermes w wersji wody toaletowej jest także przepięknym zapachem, brak mu jednak wyrazistości, trwałości i głębi swego młodszego brata. Ma za to przyjaźniejsze, bardziej "ludzkie" otwarcie gorąco więc polecam testy, wszystkim tym, których abstrakcja Voyage EDP zmęczyła.


Zdjęcie pierwsze http://foto.moon.pl/zdjecie/50738/tytul/Ciekly-Krysztal jest dziełem Marinello
drugie pochodzi z portalu http://kopalniawiedzy.pl
trzecie zaś można znaleźć na http://thehubb4.blogspot.com/2011/07/observation-medication-7811.html

13 komentarzy:

  1. Bardzo lubię minimalizm Elleny ale nie każdy jego zapach potrafię nosić. W rezultacie jest tak, że albo coś pokocham od pierwszego "niucha", albo nie znoszę i nawet nie próbuje się zaprzyjaźnić. Voyage akurat mieści się w tej pierwszej kategorii:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehehehe... a pewnie, że nie każdej! ;>
    Lecz jeśli chciałabyś kogoś obwinić za taki stan rzeczy, wiń mnie. :]

    Bo jednym z powodów, dla których w ogóle zaczęłam pisać bloga było spostrzeżenie, że w polskim pachnącym internecie Ellena był jak Juliusz Słowacki u Gombrowicza: "jak nie zachwyca, skoro zachwyca"? Bo przecież on (a raczej ON) wielkim perfumiarzem jest, jego dzieła są takie niezwykłe, wybitne, doskonałe i w ogóle ojacie, ojacie, że kiedy to czytałam burzyła się we mnie krew. Więc tupnęłam nóżką i uparcie zaczęłam podkreślać, że jednak nie zachwyca. ;) A raczej: że zachwyca rzadko kiedy.

    Potem okazało się, że takich niezachwyconych jest więcej, I bogom dziękować, bo bez ten świat byłby nudny! ;) Zresztą.. mam wrażenie, że z tego samego powodu ostatnimi czasy powstaje tyle blogów o perfumach mainstreamowych, celebryckich itp. Bo skoro my tak jarać się niszą, to trzeba dać znać, że ona też wcale nie zachwyca. ;) I też dobrze. :)

    Natomiast Voyage... dla mnie Voyage jest żadne. :] W przenośni oraz w sensie dosłownym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autokorekta. Miało być:
      A. "bo bez nas ten świat byłby nudny"
      B. "bo skoro my tak bardzo jaramy się niszą..."
      Reszta wciąż się zgadza. :)

      Usuń
  3. Marzeno a jakie zapachy Elleny należą u Ciebie do tej drugiej kategorii? Do perfum nielubianych i nienoszalnych?
    Ja chyba nie poznałam żadnej kompozycji tego kreatora która by mnie jednoznacznie odrzuciła. Choć muszę przyznać, że jest coś takiego jak "dzień na Ellenę". Jeśli nie wypadnie akurat wtedy, gdy sięgnę rano po jego zapach po południu czuję się zmęczona i chętnie sięgam po coś mniej abstrakcyjnego.

    Wiedźmo, bardziej niż Cię winić chciałabym Cię za ten stan rzeczy chwalić. Bo jak sama napisałaś gdybyśmy wszyscy mieli podobne gusta (nie tylko te perfumeryjne) byłoby nudno.
    Choć przyznać Ci się muszę, że gdy zaczynałam moją przygodę z perfumami z niedowierzaniem przyjmowałam fakt, że zapachy Elleny mogą się komuś nie podobać. No bo przecież takie piękne są, no! :)
    A nisza też zachwyca tylko czasami.
    I może i dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Un jardin Sur Le Toit na przykład. Bardzo, bardzo chciałam się z nim zaprzyjaźnić ale nic z tego, prowokuje u mnie mdłości:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam nadzieję, że wymienisz jakiś nieznany mi zapach- ale nie, Ogródek Dachowy znam i lubię. Dziś rano nawet próbowałam odnaleźć odlewkę by podczas globalnego noszenia przypomnieć sobie jak na mnie się układa ale czasu było mało a odlewek mam dużo więc mój eksperyment musi zaczekać, przynajmniej do jutra.

      Usuń
  5. Ja nie lubię Elleny, nie uważam też, żeby był minimalistyczny (chyba, że minimalizmem nazwać uparte powtarzanie się nuty a la kiszony ogórek). Choć sama używałam kiedyś Nilowego - aż nagle pach - i w jednej chwili nastąpił koniec miłości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że ta nuta gdzieś w zapachach Elleny jest ale nie jest to świadectwo mojego nosa a wielu osób, niekoniecznie perfumomaniaków, którzy zwracali mi na nią uwagę.
      Ja jednak nijak nie umiem jej wywąchać. Może i na mnie przyjdzie jakieś nagłe oświecenie.

      Usuń
  6. Nie wiem czy znam coś Elleny z czym Ty nie spotkałaś się ale: Rumbę oddałam mamie bo nie mogłam jej na sobie znieść (na niej to cudo!),Van Cleef & Arpels First,Van Cleef & Arpels Miss Arpels,a i Giorgio Armani Emporio Armani Night for her jest kompletnie nie dla mnie. Nie umiem powiedzieć Ci dlaczego akurat te zapachy są nie moje. Nie umiem się z nimi zaprzyjaźnić i już:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, widzisz, tu mnie masz. Jakoś na chwilę (dluższą!) odebrało mi jasność rozumowania i zapomniałam, że Ellena nie był przecież od powijaków nadwornym perfumiarzem Hermesa. Że tworzył także dla innych marek a jego wcześniejsze kompozycje są ...inne od tego co serwuje nam teraz.
      I wolę tego współczesnego Ellenę, oszczędnego i rozważnego w dobrze nut i składników.
      Van Cleef' y zaś to jedna z moich traum. Tak globalnie.

      Usuń
  7. heh, nie ukrywam, że mą aerodynamiczna osoba zalicza się do grona zagorzałych wielbicieli minimalizmu i wręcz eterycznej, niezdefiniowanej przestrzenności dzieł Elleny - choć ostatnimi czasy jestem zniesmaczony, zdegustowany i rozczarowany kompozycjami jego autorstwa (mam na myśli Bergamote TDC)... Ellena jest specyficzny, ma swój styl i ciągoty w stronę popełniania, jak to pięknie ujęłaś olfaktorycznych haiku... dzieł prostych, ascetycznych a jednocześnie wzniosłych... w sumie uważam, że skrojenie porywającego dzieła minimalizmu to znacznie trudniejsze wyzwanie, niż skrojenie epickiej epopei przy użyciu kilkudziesięciu ingrediencji... owszem to czy Voyage, Terre, Declaration, Gentiane Blanche, ktoś uzna za arcydzieło to kwestia gustu i preferencji, ale kwalifikacji i warsztatu Ellenie nie sposób odmówić, a te przemawiają przez niemal każdą jego aranżację... owszem można się przyczepić (mnie to strasznie irytuje), że zanadto faworyzuje treść nad formą (jak to ładnie ujął fqjcior) i koncept przesłania mu walory techniczne kompozycji(kiepska trwałość), ma tendencję do autoplagiatów (upór w powielaniu pewnych tematów i stylistyki), ale to przede wszystkim artysta i człowiek, pomimo iż czczę go jak boga... :)
    pozdrawiam drogie Panie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zadziornie napiszę (i gotowam tego bronić) że Ellena nie popełnia autoplagiatów a ten upór we wracaniu do znanych już motywów to jego olfaktoryczna sygnatura, coś po czym rozpoznać można że zapach wyszedł właśnie spod jego hmmm ręki? nosa?
    Bergamote TDC nie wąchałam ale im dłużej nad tym myślę tym więcej zapachów tego kreatora znajduję, które mi się po prostu nie podobają. Ot Dia Amouage na przykład. Zgadzam się też co do nie najlepszych walorów użytkowych przynajmniej części hermesowych pachnideł Elleny. Ale z drugiej strony ciężko wymagać od kompozycji tak lekkich jak na przykład seria ogródkowa trwałości dwunastogodzinnej i zabójczej projekcji.
    Jeśli jednak artysta ma być twórcą piękna to Ellena wielkim artystą jest.

    OdpowiedzUsuń
  9. sygnaturka sygnaturką - i owszem to miło, że wypracował swój własny, niepowtarzalny styl, który niczym znak wodny, hologram naznacza wszystko czego się ima hElleńskie bóstwo Hermesa... :)
    piję do tego, że choć fajnie iż ma swój styl (ma go też Durbano, którego dzieła wielbię w równym stopniu co Ellenowe i wielu utalentowanych kompozytorów perfum), ale jak się Ellena już na coś uprze, to nie ma zmiłuj... wprawdzie uwielbiam Declaration i Gentiane Blanche, ale już w Voyage, gdzie znów mistrz ujarzmiał tę samą ziołową, zwiewną tematykę poczułem się jak podczas monumentalnego deja vu... ogródki też lubię, choć nie znam wszystkich i wstyd przyznać się, nigdy nie poświęcałem im większej uwagi, paradoksalnie właśnie przez ich ulotność... jestem z gatunku tych, którzy pragną zatrzymywać przy sobie towarzystwo adorowanych perfum na dłużej... :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...