poniedziałek, 29 lipca 2013

Jovoy Paris: L'Enfant Terrible oraz Les Jeux sont Faits

Naprawdę warto przewąchać letnie nowości z oferty perfumerii Quality. A na szczególną uwagę zasługują, według mnie, zapachy Jovoy. Żaden z pięciu poznanych przeze mnie nie rozczarowuje, nie popada w banał, rażącą wtórność ani tandetę. Co więcej, jest w nich coś takiego, co sprawia, że podobają mi się nawet wtedy gdy mi się nie podobają. Nielogiczne? Tylko pozornie.



L'Enfant Terrible
czyli
nie do końca dorosłe dziecko


Lapidarnie rzecz ujmując L'Enfant Terrible to słodziak o smaku i zapachu radośnie musującej coli. Dokładniej zaś, o smaku i zapachu rozmoczonych w coli suszonych daktyli. Udało się Wam zniechęcić? Mnie owszem.
Całkiem niesłusznie, jak się później okazało.


Otwarcie sugeruje, że twórca zapachu, Jacques Flori wyekstrahował przyprawowo- colowy akord z Feminite du Bois, wzmocnił go dodatkową dozą gałki muszkatołowej, dodał kilka kropli przedreformulacyjnej Dolce Vity i odstawił w ciepłe, słoneczne miejsce by zapach nabrał temperatury i mocy. 
Gdy mieszanina nabierze ciepłoty ciała kończą się wszelkie olfaktoryczne cytaty i trawestacje. Pojawiają się daktyle. Smakowicie słodkie, brązowe, pomarszczone, z wyzywająco obnażoną pestką. Nasiąkają z wolna odgazowaną już colą, słodycz spotyka się ze słodyczą a zapach zatrzymuje się o pól kroku przed przepaścią nieznośnego ulepu jakby sprawdzając wytrzymałość odbiorcy metodą naprawdę rozkapryszonego bachora testującego na ile sobie może w stosunku do dorosłego pozwolić.


Warto jednak przetrzymać te fanaberie bo oto zapach w przyśpieszonym tempie dorośleje rozsnuwając się przed nami zmysłowymi nutami drzewnymi, suchym, ołówkowym cedrem przeplecionym kontrastowo kremowym, miękkim drewnem sandałowym. Dorośleje nie znaczy jednak, że dojrzewa. Choć słabnie nieznośna słodycz a przyprawy redukują się dyskretnie do esencjonalnego, pluszowego kuminu kryjącego się uwodzicielsko za drzewnym wachlarzem finisz zapachu kryje w sobie pudrowo- orenżadowe nuty, które przez chwilę intrygują dziwnym, lekko metalicznym wykończeniem by za moment złapać powinowactwo do dziecięcej zasypki.

L'Enfant Terrible to nie jest mój zapach. Otwarcie straszy mnie słodyczą, zakończenie jest zbyt przytulaśne i infantylne by zdobyć moje serce. Jednak nie sposób nie polubić tych perfum. Bo to godne swego imienia olfaktoryczne Okropne Dziecko.



Les Jeux sont Faits
czyli
spotkanie w zaświatach 

Les Jeux sont Faits jest jeszcze bardziej interesującym zapachem. Imię perfum nawiązuje to scenariusza filmowego Jeana Paula Sartre, w Polsce nakręcony na jego podstawie film nosi tytuł Kości Rzucone.




W zaświatach spotykają się Eve Charlier i Pierre Dumaine. Obydwoje odeszli ze świata żywych przedwcześnie i w dramatycznych okolicznościach. Ona została otruta przez własnego męża by ten mógł związać się z jej młodszą siostrą. On, działacz polityczny, ginie zastrzelony przez policjanta.
Tak jak inni zmarli mogą obserwować rzeczywistość ludzi ale w żaden sposób nie są w stanie w niej uczestniczyć. Niczym cienie na Polach Elizejskich, pozbawieni ciał i mocy sprawczych przechadzają się ulicami własnego miasta, spotykają znajomych sobie ludzi ale niewidzialni i nienamacani nie potrafią ingerować w ich losy.
Nieoczekiwanie Eva i Pierre otrzymują dodatkową szansę. Na jeden, jedyny dzień wracają do świata żyjących. Jeśli uda im się odnaleźć i dowieść, że zostali dla siebie stworzeni ich los się odmieni...



Nuty głowy są nieładne.
Dziwaczny, ostro pieprzowy arcydzięgiel o kadawerycznej kompleksji zestawiony został ze słodyczą kandyzowanych, suszonych i skropiony wódką. Złożenie to, przyznaję, oryginalne i nietypowe jest dla mojego powonienia uciążliwe i drażniące. Szczególnie, że towarzyszy mu akord o równie dyskusyjnej urodzie. Przyprawy brudne i gęste, zgarnięte niedbale z zakurzonej podłogi wraz z ziemią, drzazgami drewna, jałowcowymi igłami i wyschniętymi, pozwijanymi liśćmi przyniesionymi na butach. Wszystko to z jakichś niezrozumiałych powodów zalano rumem i odstawiono pozwalając by alkohol wnikał w roślinne tkanki macerując i rozpulchniając je aż do zawiesistej miękkości, wydobywając aromaty wręcz sopranowe, świdrujące a jednocześnie oblepiające węchowy nabłonek tłustawą warstwą.


Później zaś jest pięknie. Naprawdę pięknie.
Gdy wyparowuje wreszcie rum, gdy cichnie owocowa słodycz, gdy znika apodyktyczny arcydzięgiel z paczulowego, ciepłego cienia wyłania się Ona, ambra. Nieśmiało, niepewnie. Waha się przez chwilę jakby obawiając się, że ktoś ją wygoni, krzyknie, że ona tu nie należy, że to już nie jest jej świat.
Jest jedwabiście półsłodka, na wpół transparentna niczym duch lecz przynależąca do królestwa żywych cielistym, fizjologicznym aromatem kuminowych ziaren. I bardzo ludzkim brakiem pewności siebie.
Chwilę później zjawia się On. Skórzaste, cierpkie labdanum. Śmierć nie pozbawiła go hartu, uporu ani żelaznego charakteru, nie uwolniła go też od miłości do tytoniu, który i teraz na trwałe wrósł w jego własny aromat i stał się nieodłączną jego częścią. 
Tych dwoje odnajduje się szybko i szepcząc sobie żarliwe wyznania splata się, szczepia ze sobą, może w tańcu, może w miłosnym uścisku. W ich spotkaniu więcej jest jednak tęsknoty niż namiętności. Więcej czułości aniżeli żądzy.

Gdyby Les Jeux sont Faits pachniało tak od pierwszych nut mogłabym pokochac ten zapach.

Wsparta siłą i krzepkim ramieniem labdanum ambra nabiera pewności siebie, osiada na skórze wyokrąglając się jasną wanilią staje się namacalna. Cielesna. Niemal intymna. I tak trwa przez wiele godzin, u zmierzchu, w żałobie po labdanum, który odszedł albo może umarł po raz wtóry strojąc się w przewrotnie jasne sandałowe drewno.



Zdjęcie z pierwszej ilustracji znalazłam na http://footage.shutterstock.com
Kolejna ilustracja pochodzi z http://www.lostateminor.com/2007/03/06/enfant-terrible/
Zdjęcie trzecie autorstwa Davida Hare znalazłam na stronie http://www.masculin.com
Kolejna ilustracja to kadr z filmu Kości rzucone w reżyserii Jeana Delannoy'a.
Ostatnia ilustracja pochodzi z  http://www.pardon.pl

1 komentarz:

  1. Oj, chyba wąchałyśmy dwa różne zapachy, jeśli chodzi o Koszmarnego Dzieciaka. ;) U siebie na szczęście żadnej coli nie zauważyłam.
    Za to Kości są piękne - i to od początku do samego końca. :) Po prostu poezja...

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...